O biedzie zawinionej

GN 2/2017 |

publikacja 12.01.2017 00:00

Dobre rady zawsze w cenie. Tylko co z nich wynika?

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Od początku zimy umarło z wychłodzenia kilkadziesiąt osób. W ogromnej większości to bezdomni mężczyźni, którzy byli pod wpływem alkoholu. To dane, które pojawiają się zimą niemal co roku. Co roku też instytucje oraz ludzie dobrej woli, nie tylko stowarzyszenia i fundacje, ale też zupełnie prywatne osoby, próbują pomagać. Chociażby wożąc gorące zupy w miejsca, gdzie przebywają bezdomni. Pomoc to również niewyrzucenie na ulicę, gdy osoba bezdomna koczuje na klatce schodowej. Pomoc to przy­niesienie brudnemu i niezbyt dobrze pachnącemu bezdomnemu gorącej kawy lub herbaty, gdy za oknem minus piętnaście. Taka herbata ratuje życie. Taka herbata to prosty uczynek miłosierdzia. Lub niezbyt prosty ludzki odruch.

Jednocześnie co roku obser­wuję przedziwne dyskusje na temat osób bezdomnych, które umierają na mrozie. Dysputy o „zawinionej” i „niezawinionej” biedzie, o tym, że jeśli bezdomni piją, to umierają na własne życzenie, itd. Oczywiście w domyśle pobrzmiewa: „Sami chcą, to niech umierają. Po co pomagać”. Lub też pojawiają się światłe rady: „Jeśli przestaną pić i pójdą do noclegowni, to nie umrą”. Dobre rady zawsze w cenie. Tylko co z nich wynika? Mówimy o (jeszcze) żywym, konkretnym człowieku, z konkretną przeszłością, o której... nic nie wiemy. Wielokrotnie rozmawiałam z osobami bezdomnymi. Te rozmowy uczą pokory w ocenianiu...

Historie osób bezdomnych są przedziwne, bardzo zagmatwane, dramatyczne. Traumatyczne dzieciństwo, które było przyczynkiem do nałogu, złe towarzystwo, droga na wpół przestępcza. I upadek. Albo też bardzo, bardzo zwykłe: długi, kłótnia w rodzinie, spirala niefortunnych decyzji. I efekt, czyli brak schronienia. Tu nie powinno się generalizować i trywializować jednym zdaniem, że sami sobie taki los zgotowali. Bywa oczywiście, że i zgotowali. Ale to też nie oznacza, że nie należy im pomóc najlepiej, jak się tylko da. I nie zakłada prawa do przekreślania człowieka.

Dlaczego? Bo cały czas mówimy o bliźnim. O jednym z nas. O człowieku, który być może miał mniej szczęścia (a nawet i rozumu) w życiu ode mnie. I właśnie dlatego osoba, która otrzymała więcej, która jest silniejsza, nie może przechodzić obojętnie.

Oczywiście, nigdy nie uratujemy wszystkich bezdomnych. Ale pewnego rodzaju znieczulica, która przybiera formy kulturalnej wymiany zdań na temat biedy „zawinionej” i „niezawinionej”, z chrześcijaństwem niewiele ma wspólnego. „Zawiniona” i prawdziwa ludzka bieda to... świadomy brak serca. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.