Wspomnienia drogie

publikacja 21.01.2017 06:00

– Z ludzkich historii wyłania się niezwykły świat, to jest jak powrót do przeszłości – mówi Katarzyna Olzacka, regionalistka z Makowa Mazowieckiego.

Katarzyna Olzacka uważa, że nawet w najmniejszym miasteczku jest coś, co warto poznać i utrwalić. Agnieszka Otłowska /Foto Gość Katarzyna Olzacka uważa, że nawet w najmniejszym miasteczku jest coś, co warto poznać i utrwalić.

Agnieszka Otłowska: Skąd wzięła się ta pasja i zamiłowanie do historii?

Katarzyna Olzacka: Zawsze lubiłam historię. Pewnie w znacznej części wyniosłam to upodobanie z domu rodzinnego. Tam dużo się czytało, zwłaszcza książek historycznych, takich w duchu romantycznym. Prawdziwym kultem otaczało się powojenne wydanie narodowe dzieł Mickiewicza. Tata, przedwojenny maturzysta, znał na pamięć prawie wszystkie ballady i duże fragmenty „Pana Tadeusza”. To były nasze bajki na dobranoc. Uwielbialiśmy, kiedy nagle wpadał do pokoju i zaczynał recytować na przykład „Powrót taty”. Lubię te wspomnienia. Mieliśmy też wiele przedwojennych pamiątek. Ulubioną zabawką był patefon na korbkę, z dużą tubą. A ludzie z dawnych czworaków na terenie PGR-u opowiadali nam historie o zapadających się kościołach. To wszystko działało na wyobraźnię i rozwijało moją pasję poznawczą.

Wśród wielu historii, miejsc i osób, które szczególnie utkwiły Ci w pamięci?

Latem lubiliśmy bawić się w strumyku Makowica. Pod ulicą Warszawską przepływa on tunelem. Bałam się tego miejsca, bo było tam ciemno. Kiedyś jednak weszłam do niego i wtedy w strumyku zobaczyłam coś niezwykłego. Płaskie kamienne płyty z wyrzeźbionymi na nich rysunkami i dziwnymi literami. Akurat byłam świeżo po obejrzeniu filmu „Mumia” z Borisem Karloffem, który zafascynował mnie starożytnym Egiptem. Kiedy zobaczyłam te kamienie w strumyku, byłam przekonana, że wyryte są na nich starożytne hieroglify i że dokonałam epokowego odkrycia. Wiele lat później, już jako dorosła osoba, uświadomiłam sobie, że był to mój pierwszy kontakt z kulturą żydowską dawnego Makowa. I tak to zostało. Jako nauczycielka i bibliotekarka razem z uczniami odkrywałam historię naszego miasta i jej mieszkańców: polskich i żydowskich. Najbardziej fascynują mnie ustne przekazy: to dla mnie żywa historia. O faktach historycznych mogę doczytać w książkach czy innych źródłach. Natomiast tego, co skrywa ludzka pamięć, trzeba po prostu wysłuchać i to utrwalić. Z ludzkich wspomnień wyłania się niezwykły świat, to jest jak powrót do przeszłości. Myślę też, że taka historia jest bliższa dzieciom i młodzieży. Mocniej wiąże je z miejscem zamieszkania i buduje ich poczucie tożsamości. A o to chyba w historii lokalnej chodzi, by budować poczucie tożsamości i zakorzenienia. By nie wstydzić się miejsca swojego pochodzenia.

Jesteś autorką kilku publikacji, między innymi o historii makowskich Żydów. Co w tej historii jest szczególnie pouczające? O czym powinniśmy pamiętać, zwłaszcza w perspektywie zbliżającego się Dnia Judaizmu, który będzie obchodzony za kilka dni?

Może nie tyle autorką, co – w większości przypadków – współautorką. Sama napisałam książkę o historii starego cmentarza parafialnego. Większość publikacji powstała jako efekt projektów edukacyjnych związanych z historią lokalną. Na potrzeby tej działalności powstało nawet Wydawnictwo Biblioteki Szkolnej. Wydano w nim również książki o makowskich Żydach. Nie sposób bowiem uczyć o historii lokalnej bez uwzględnienia faktu, że do roku 1939 ponad połowę lokalnego społeczeństwa stanowili Żydzi. Opracowaliśmy „Szkolną Księgę Żydów Makowa Mazowieckiego” i „Przewodnik po nieistniejącej Gminie Żydowskiej w Makowie”. Przewodnik ciągle jest aktualizowany, bo dawną gminę „zapełniamy” mieszkańcami, których poznaliśmy w trakcie realizacji projektów. Tworząc projekty związane z dziedzictwem żydowskim Makowa, zawsze starałam się, aby ta tematyka była traktowana przez młodzież naturalnie. Po prostu taka była historia naszego miasta i obie kultury trzeba traktować równorzędnie. Należy wystrzegać się dyskryminujących podziałów i zgubnych stereotypów, które, jak pokazuje historia, doprowadziły do wielu tragedii.

Wiem, że masz ogromne zamiłowanie do fotografowania. Upamiętniasz wszystkie uroczystości lokalne. Od wielu lat bacznie się im przyglądasz. Powiedz, jak zmieniło się społeczeństwo na przestrzeni tych kilkunastu lat?

Maków to niewielka miejscowość, która raczej słabo się rozwija. Większość młodych ludzi, którzy wyjeżdżają po skończeniu szkoły średniej, zazwyczaj tu nie wraca. Nie widzą tu dla siebie miejsca, a zwłaszcza pracy. Mam wrażenie, że jesteśmy coraz mniej zaangażowaną społecznością. Niby nie brakuje wydarzeń kulturalnych, społecznych, sportowych. Ale na ogół uczestniczą w nich ci sami ludzie i najczęściej są to albo dzieci, albo ludzie starsi. Trudno jest zaktywizować młodzież, zachęcić do działalności pozaszkolnej. Nie wiem, z czym jest to związane. Może ludzie są bardziej pasywni, a może nie czują dostatecznego wsparcia ze strony władz, instytucji, organizacji? Na pewno sytuacja ta wymaga starannej analizy i podjęcia odpowiednich działań.

Jaki obraz historii miasta chciałabyś zapisać dla przyszłych pokoleń?

Chciałabym, żeby Maków postrzegany był jako ciekawe miasteczko, w którym warto się zatrzymać chociaż na chwilę. Nasz pierwszy projekt nosił tytuł „Miejsca, które warto zobaczyć. Ludzie, których warto poznać. Szkolny przewodnik po Makowie Mazowieckim i okolicy”. W książce, która powstała w wyniku tego projektu, pisaliśmy, że w każdym, nawet najmniejszym miasteczku jest coś, co warto poznać. Chciałabym, żeby Maków był właśnie takim miasteczkiem i dla makowian, i dla przyjezdnych. Żeby makowianie, zwłaszcza młodzi, nie mieli żadnych kompleksów i nie wstydzili się swoich korzeni.