GOSC.PL |
publikacja 07.02.2017 16:26
- Fotografii nauczyli mnie malarze, to oni pokazali mi grę światła i tajemnice kompozycji, a moja świadomość fotografa rosła z kilometrami naświetlonej taśmy i hektolitrami przerobionej chemii – mówi Andrzej Łada, ostrowiecki artysta fotograf.
Archiwum prywatne
Fotograf Andrzej Łada
Dziś zdjęcie zrobić może każdy i niemal w każdej sytuacji. Wystarczy wyciągnąć telefon komórkowy i już możemy utrwalić to, co dzieje się wokół nas. Jednak czy taki utrwalony obraz można nazwać fotografią?
- Dawniej fotograf miał wiedzę, był fachowcem w swojej sztuce. Dziś fotografia poszła pod strzechy. Jedni mają lustrzankę, inni jakąś hybrydę, a jeszcze inni komórki lub jakieś głuptaki, którymi pstrykają tysiące zdjęć. Fotografia wymaga wiedzy i świadomości. W przeciwnym razie i małpę możemy nauczyć naciskać migawkę, aby zrobiła zdjęcie. Tylko suma szerokiej wiedzy pozwala wykonać fotografię, która staje się dziełem sztuki - podkreśla Andrzej Łada.
Tajemnica i fascynacja
ks. Tomasz Lis /Foto Gość
Ostrowiecki artysta fotografik
Z fotografią zetknął się już jako dziecko w rodzinnym domu, gdzie gromadzono pieczołowicie zdjęcia robione podczas podróży czy wakacji. Jednak to przyjaciel ojca, ostrowiecki fotograf pokazał mu po raz pierwszy magię powstawania fotografii.
- W domu było dużo zdjęć, które układano w albumach lub zbierano w paczkach po butach. Gdy ojciec wracał z rejsów, a był komandorem klubu żeglarskiego, z gronem przyjaciół oglądał wywołane zdjęcia. Jako dziecko przysłuchiwałem się opowieściom i chłonąłem utrwalone na zdjęciach obrazy. Pewnego dnia ojciec zabrał mnie do swojego przyjaciela Longina Łapicza, który działał w Towarzystwie Fotograficznym. W jego domu kuchnia była zamieniana na ciemnię. To tam przy zasłoniętych oknach i czerwonym świetle po raz pierwszy poznałem magię fotografii, gdzie na naświetlonym papierze zanurzonym w jakimś płynie zaczynał tajemniczo wyłaniać się obraz. Pan Longin wydawał się być alchemikiem, który wyczarowuje obrazy ze światła, ciemności i papieru. Dlatego pierwszą swoją wystawę fotograficzną nazwałem po latach „Alchemia światła” - opowiada pan Andrzej.
Pan Longin użyczył młodemu kandydatowi na fotografa pierwszego aparatu. Była to Praktica FX, która w latach 50. ubiegłego wieku kosztowała kilka pensji. Potem od rodziców otrzymał pierwszy swój aparat Smiena i tak zaczęła się życiowa przygoda z fotografią.
- Moją pierwszą ciemnię urządziłem w łazience. Musiałem czekać aż wszyscy pójdą spać, by zacząć wywoływać zrobione zdjęcia. Często robiłem to całą noc - opowiada.
Potem trafił do pracy do ostrowieckiej huty, gdzie dzięki panu Longinowi pracował jako fotograf w dziale kontroli technicznej. Tam wykonywał zdjęcia techniczne na mikroskopie elektronowym i poznał kolejnego nauczyciela fotografii pana Aleksandra Saleja.
- To z nim ruszałem na wspólne wycieczki i wyjazdy plenerowe. Mieliśmy te same aparaty i utrwalaliśmy te same obrazy, by potem porównać zdjęcia. To on nauczył mnie świadomości kadru, dobrania światła i uchwycenia piękna perspektywy. Na jego fotografiach zwykła wiejska studnia zamieniała się w zatrutą studnię Malczewskiego - opowiada pan Andrzej.
Pod jego wpływem początkujący jeszcze fotograf rzucił studiowanie budowy maszyn na kieleckiej politechnice i wybrał historię sztuki. Podczas nauki spotkał wspaniałych artystów, którzy odkryli przed nim prawdziwy świat sztuki i odsłonili jego tajemnice.
- Mnie fotografii nauczyli malarze. To oni pokazali mi grę światła i strukturę kompozycji, co stało się przedsionkiem artystycznej fotografii. Wtedy zacząłem przygotowania do wstąpienia do Związku Polskich Artystów Fotografików - wspomina.
W latach 80. ubiegłego wieku był to związek elitarny i jak opowiada przygotowanie do egzaminu zajęło mu sporo czasu. - Trzeba było przygotować kilka tematów fotograficznych proponowanych przez związek i indywidualny zestaw zdjęć, który trzeba było obronić przed komisją. Po pozytywnym wyniku otrzymałem legitymację z numerem 539 - wspomina pan Andrzej.
Na początku swojej fotograficznej drogi miał szczęście spotkać wielkie sławy polskiej fotografiki: Edwarda Hartwiga czy Jana Berdaka, którzy na wspólnych plenerach dali mu wspaniałą szkołę fotografii.
Historia nie jednej fotografii
Andrzej Łada
Rzeka Kamienna
Pracownicze losy rzuciły go do redakcji, jako reportera w hutniczej gazecie „Walczymy o stal”, a potem do ćmielowskiej fabryki porcelany, gdzie prowadził dział sitodruku. W tej właśnie fabryce powstała pierwsza w Polsce porcelanowa patera z portretem papieża Jana Pawła II i był to jego patent.
- W 1986 r. odbywałem rejs dookoła Europy i we Włoszech mieliśmy postój przy ujściu Tybru przy lotnisku Fiumicino. Tam spotkałem księdza, który spóźnił się na samolot i którego zaprosiłem na chwilę na nasz jacht. Podczas rozmowy zapytał, czy byliśmy na audiencji u Ojca świętego. Gdy padła odpowiedź „nie”, zaprosił nas na nią i tak mogliśmy się spotkać z Janem Pawłem II. Po powrocie to spotkanie skłoniło mnie do wykonania tej patery. Tego właśnie księdza poprosiłem o załatwienie dobrej jakości zdjęcia Jana Pawła II. Otrzymałem takie zdjęcie autorstwa Artura Mari, którego wystawę zdjęć zorganizowałem po latach w ostrowieckiej galerii - opowiada pan Andrzej.
Po kilku latach kolejnym wyzwaniem dla ostrowieckiego fotografa stało się poprowadzenie Galerii Fotografii przy ostrowieckim Miejskim Centrum Kultury. - To przy tej galerii powstał klub fotograficzny „Fotoklub Galeria MCK”. Od 13 lat regularnie spotykamy się w każdą środę na wspólnych spotkaniach, a raz do roku wspólnie urządzamy wystawę prezentująca całoroczne i najciekawsze osiągnięcia kolegów i koleżanek fotografików - opowiada. Z jego inicjatywy wydawana jest kolekcja fotograficzna monografia Ostrowca, która liczy już 13 tomów.
Fotograf z poprzedniej epoki
Andrzej Łada
Plener pośród pól
Fotografia to nie jedyna pasja pana Andrzeja, kolejnymi są myślistwo, podróże, przyroda i rodzinne miasto Ostrowiec. - Jako myśliwy coraz częściej idę w teren bez broni, za to z aparatem. Zamiast pociągnąć za spust strzelby, wolę nacisnąć spust migawki. Obecnie przygotowuję album „Tropem wspomnień”, który będzie światłem malowaną opowieścią o myśliwskiej przyjaźni i pięknie przyrody, która nas otacza. Oprócz zdjęć z plenerów w lesie czy na łowisku znajdą się tam zdjęcia pokazujące ludzi, którzy kochają myślistwo, przyrodę i wkładają dużo serca w jej ochronę - wyjaśnia fotograf.
Jednym z jego najbardziej osobistych albumów jest „Nad Kamienną” pokazujący niezwykłość miejscowej świętokrzyskiej rzeki.
- To rzeka mojego dzieciństwa, którą przemierzyłem od źródeł do ujścia kilkanaście razy w różnych porach roku. Patrzyłem na jej wodę, brzeg, otoczenie. Pamiętam wiele zdjęć, które wykonywałem stojąc w wodzie. Przy jednym takim wiszącym mostku z bali rzeka była płytka, wyłaniał się żółty piasek, wszedłem i zrobiłem piękne zdjęcie. Kamienna wygląda na nim jak żółta rzeka znad Babilonu czy Chin - wspomina.
Jak opowiada najbardziej lubi fotografować miejsca, które dobrze zna, bo wtedy wie jak one wyglądają w świetle letniego lub jesiennego słońca. - Jednym z takich zdjęć jest zdjęcie ostrowieckiego kościoła św. Michała, zrobione tuż po burzy, gdy w pięknym świetle bryła budynku odbiła się w utworzonej na drodze tafli wody - dodaje.
Pytany o ulubione zdjęcia lub takie Top 5 najlepszych fotografii mówi, że trudno takie wybrać, bo każde zdjęcie ma swoją historię powstania, okoliczności czy związane jest z konkretnym wydarzeniem.
- Kilka lat temu robiłem zdjęcia do albumu, latając motolotnią. Na wysokości około 2, 5 tys. metrów było przeraźliwie zimno. Przelatywaliśmy z kolegą w okolicach Rudy Kościelnej, gdy w pewnym momencie wśród słonecznych promieni ukazała się przepiękna scena. Pośród chmur ukazały się kominy cementowni Ożarów. Zrobiłem zdjęcie, które zdobyło w jednym z konkursów drugie miejsce w świecie - opowiada.
Jak podkreśla, jest fotografem z poprzedniej epoki, wychowanym na kliszy celuloidowej i technice analogowej. - Samo przeżycie wywołania zdjęcia jest niesamowite, daje dużo satysfakcji, bo jesteśmy jego autorem i twórcą od początku do końca. Dziś przy elektronice nie przykładamy wartości do fotografii jako sztuki, nie myślimy nad kadrem, kompozycją czy światłem, bo wszystko można poprawić w komputerze. Dla mnie fotografia jest także bezcennym dokumentem mijającego czasu. Któż z nas nie lubi oglądać fotografii sprzed lat? Dzięki starym fotografiom możemy poznać jak wyglądali nasi przodkowie czy miasto. Nie wiemy jaką będą miały trwałość współczesne zdjęcia, a poza tym obecnie prawie nie utrwalamy zdjęć na papierze, ufając jakże zawodnym nośnikom elektronicznym - dodaje pan Andrzej i przyznaje, że fotografia przedłuża nasze życie, wspomnienia i chwile, które zatrzymane są na zdjęciu.