Moda na igłę

Agata Puścikowska

publikacja 12.02.2017 06:00

Kupione ubrania? Drogie, nie zawsze dobrze leżą. I jednakowe. Być może dlatego coraz więcej młodych kobiet zaczyna samodzielnie szyć…

Praca z igłą i nicią daje mi wyciszenie i uspokojenie – mówi Anna Witkowska. Jakub Szymczuk /foto gość Praca z igłą i nicią daje mi wyciszenie i uspokojenie – mówi Anna Witkowska.

Własnoręczne szycie to zajęcie tylko dla profesjonalnych krawcowych? Do niedawna. Obecnie coraz więcej młodych kobiet bierze igłę w swoje ręce. Szyje ubrania dla rodziny, zasłony, pościel. A wszystko po to, by nie tylko dobrze wyglądać, ale i odpocząć. Szycie jest coraz modniejsze, a krawcowe amatorki spotykają się w domach i na warsztatach, wymieniają się pomysłami i korzystają z internetu, by doskonalić umiejętności. I nieco się pochwalić przed koleżankami.

Z tęsknoty…

Anna Witkowska mieszka pod Warszawą. Jest aktywną zawodowo mamą trzech córek. Jak mówi, szyje od niedawna, a jej fascynacja igłą i nićmi wzięła się z… tęsknoty.

– Pędzimy, pracujemy, biegamy. Coraz częściej nie mamy czasu na chwilę refleksji, wyciszenia. W dodatku wszystko wokół jest na wyciągnięcie ręki: wszystko można kupić, nic nie wymaga większego wysiłku. Tymczasem przypominam sobie dzieciństwo: dwa programy w telewizji, dużo pomysłów na przeróżne zabawy i kreatywne spędzanie czasu. I tego mi właśnie najbardziej brakuje – mówi pani Anna. – Jest we mnie sporo tęsknoty za dawnymi chwilami, czasem, który nie wróci. Ale można go w jakiś sposób wydobyć. Jest to szczególnie ważne dla mnie jako matki: chciałabym, by moje córki odkrywały świat, cieszyły się szczegółami, rzeczami małymi. I by nie potrzebowały gigantycznej liczby zabawek czy drogich ubrań.

W tym poszukiwaniu spokoju i wyciszenia najpierw pani Anna zaczęła uprawiać ogródek. Potem zapisała się na kurs ceramiki. I nauczyła się robić cudeńka z gliny. Na zajęciach poznała wiele kobiet myślących podobnie jak ona.

– Jedna z nich opowiadała, jak zaczęła szyć, projektować modę. Mówiła o tym z ogromną pasją. Wtedy pragnienie szycia zakiełkowało również we mnie – wspomina pani Anna. – Kiedy urodziłam trzecią córkę, postanowiłam zacząć działać. Między innymi właśnie dla córeczki, by móc coś pięknego dla niej uszyć.

Pani Anna zaczęła chodzić na warsztaty szycia organizowane przez inną mamę. Również samouka. I tak to się zaczęło. Igła, nici, początki kroju. – Najpierw koleżanka pożyczyła mi maszynę, ale wkrótce poprosiłam moją mamę o starego, dawno nieużywanego, ale sprawnego Łucznika.

I zaczęło się: proste spodenki, sukienki. Krój zwyczajny, ale niezwyczajne wykonanie, bo od serca matki. Potem pani Anna zaczęła zabawę z… zabawkami. Obecnie szyje maskotki dla własnych córek i na prezenty. – Moda dziecięca, ta sklepowa, jest obecnie bardzo różna. Piękne ubranka są bardzo drogie. Natomiast sklepy zalewają też ubrania dość tandetne. Szczególnie dzieci nieco starsze trudno jest ubrać z klasą – uważa pani Anna. – Moim zdaniem warto nauczyć się podstaw szycia. Córki mają obecnie niezbyt wiele ubranek, ale są one dobre gatunkowo.

Pełen relaks

– Pierwszą spódnicę uszyłam sobie dawno temu. Miałam kilkanaście lat, a mamie brakowało czasu, by mi pomóc. Jakiś czas szyłam, ale potem to zarzuciłam – bo dzieci były małe, bo tysiąc spraw. Wróciłam do szycia kilka lat temu – mówi Małgorzata Bednarek z Łodzi, mama 14 (!) dzieci. – Jestem samoukiem, szyję, bo lubię. Choć to kosztowne hobby w obecnych czasach: dobrej jakości materiały, pięknie zdobione, kosztują sporo. Mimo wszystko często się to opłaci.

Pani Małgorzata szyje m.in. suknie dla siebie i córek. Proste kroje to jej znak rozpoznawczy. I koniecznie naturalne materiały. – Niedawno uszyłam sobie płaszcz i naprawdę nie było to zbyt trudne. Obecna moda: prosta, wręcz surowa w formie, bardzo mi się podoba. Aby uszyć modną wełnianą sukienkę, potrzebuję 100 zł na materiał. Tymczasem niemal identyczna w butiku kosztuje 550 zł.

Moda na szycie ma też inny wymiar: panie wymieniają się swoimi dziełami, dokonaniami, szperają po sklepach z dodatkami, blogach i internetowych stronach dotyczących szycia. A tych z każdym miesiącem pojawia się coraz więcej, korzystają z nich tysiące internautek.

– Szyję też pościel dla całej rodziny. Pościel kupiona w sklepie jest albo horrendalnie droga, albo po prostu mało estetyczna. A szycie, mogę zaręczyć, bardzo wciąga. I gdy się zacznie, trudno przestać…

Zresztą po co przestawać? Jeszcze jakiś czas temu maszyny starszego typu wymagały wprawy, by ścieg szedł prosto, by materiał się nie podwijał. Obecnie nowoczesne maszyny do szycia pomagają krawcowej amatorce.

– Maszyna niemal sama prowadzi. Szew od razu wychodzi bardzo przyzwoity. Nie to co mój pierwszy, który był jak fale Dunaju – śmieje się pani Małgorzata. – Gdy siadam do maszyny, włączam ulubioną muzykę i zapominam o całym świecie. Pełen relaks.

Znajomi, znający dokonania pani Małgorzaty, namawiają ją do założenia własnej firmy odzieżowej. – Czasem nawet o tym myślę. Jednak na razie szyję, bo lubię. A gdy wychodzę z mężem, zawsze mam pewność, że będę ubrana wyjątkowo. I żadna inna pani nie będzie miała na sobie identycznej sukienki.

Spódnica od serca

Niektóre szyjące panie do niedawna jeszcze były pewne, że mają dwie lewe ręce. Tak jak Monika Chilewicz. – Nie sądziłam, że szycie jest dla mnie, nie przypuszczałam, że się nauczę, ale pozazdrościłam koleżankom – wspomina pani Monika, właścicielka księgarni dla najmłodszych, mama pięciorga dzieci. – Poszłam na zajęcia, które prowadziła moja znajoma. I bardzo mi się spodobało.

Pani Monika najpierw uszyła… igielnik, taką minipoduszeczkę do bezpiecznego przechowywania szpilek i igieł. Igielnik wyszedł ładny, a gotowy był w ciągu godziny. – Poczułam dumę i wiedziałam już, że szycie nie jest takie straszne, jak może się wydawać na początku. Mąż kupił mi nową, dobrą maszynę do szycia. I tak to się zaczęło.

Pani Monika traktuje szycie jako odskocznię od codziennych obowiązków. Ale ma też poczucie, że przedmioty, które wykonuje, dają innym radość. – Przypomniała mi koleżanka ze Śląska, że w licealnych czasach podarowałam jej kosmetyczkę uszytą ze… skróconych nogawek od jeansowych spodni. Koleżanka ma ją do dziś, czyli ponad 20 lat. To pokazuje, że przedmioty wykonane z uczuciem i zaangażowaniem mają ogromną wartość i długo je przechowujemy – mówi pani Monika.

Szycie jest też dla niej szkołą cierpliwości. – Z natury jestem niecierpliwa i chciałabym szybko widzieć efekty. Oczywiście muszą być doskonałe. Tymczasem przy szyciu tak się nie da. Więc w moim przypadku szycie to również… praca nad charakterem. Na szczęście moja koleżanka i nauczycielka szycia, Justyna, z dużym spokojem i pogodnie pokazywała mi wszelkie tajniki szycia i czuwała nad jakością mojej pracy.

Najpierw spod palców pani Moniki wychodziły przedmioty użytkowe: koszyk na pieczywo, worek na bieliznę, poduszki. Obecnie pani Monika przechodzi na wyższy poziom igielnego zaangażowania. I zaczyna szyć ubranka. – Szyję spódnice dla córek. Ze sztruksu, takie na zimę. O dziwo najstarsza córka, która nie przepada za kupowanymi spódnicami, robioną przeze mnie zaakceptowała. Natomiast młodsze córki najchętniej tylko w nich by chodziły. Cieszą się nimi i chwalą, że „to mama zrobiła”.

Dobrej jakości, ładnie wykończony materiał. Prosty krój. I efekt zaskakujący: spódnica, która dziewczynkom się nie nudzi. – Współcześnie kupujemy dużo ubrań, nosimy je krótko i… wyrzucamy. Przedziwne jest natomiast to, że ubranka uszyte własnoręcznie są przez dzieci szanowane. Dzieci o nie bardziej dbają. Może dlatego, że są szyte… od serca.