Ratownicy biją na alarm

Dawid Turowiecki

Gość Płocki 23/2017 |

publikacja 14.06.2017 04:30

Mówią o sobie: „ciche anioły” i trudno nie zgodzić się z tym określeniem, bo każdego dnia i każdej nocy bez rozgłosu walczą o ludzkie życie. W ostatnich dniach podjęli również walkę o siebie.

Płońscy ratownicy medyczni przyłączyli się do ogólnopolskiego protestu. – Strajkować nie możemy, bo nasz zawód to służba. Musimy ratować ludzi – przyznają. Dawid Turowiecki Płońscy ratownicy medyczni przyłączyli się do ogólnopolskiego protestu. – Strajkować nie możemy, bo nasz zawód to służba. Musimy ratować ludzi – przyznają.

Ratownicy medyczni chcą, aby ich ciężka praca została wreszcie doceniona i adekwatnie wynagrodzona. – Pracując na etacie, mam po 17 latach pracy w służbie zdrowia 1900 zł na rękę – przyznaje płońszczanin Seweryn Skotak, od 12 lat ratownik medyczny i kierowca. Tyle że Ministerstwo Zdrowia chce zwiększyć wynagrodzenia ratowników medycznych o 800 zł miesięcznie na tzw. etat przeliczeniowy – niezależnie od formy zatrudnienia. 400 zł miałoby trafić do nich od 1 lipca, a kolejne 400 zł dostaliby za rok. Załoga płońskich ratowników przypomina również bolesną dla nich decyzję byłego dyrektora miejscowego SP ZZOZ, który kilka lat temu odebrał im 30-procentowy tzw. dodatek pogotowiarski.

Kiedy mamy wypocząć?!

Podwyżka pensji to niejedyny postulat. Ratownicy manifestują również swoje niezadowolenie z setek przepracowanych godzin w miesiącu oraz żądają zmiany formy zatrudnienia z kontraktów na etaty.

– Były czasy, że pracowaliśmy nawet kilka dób z rzędu. Ratownik musi być wypoczęty, w przeciwnym razie co to za ratownik... – stwierdza Sylwester Żuchowski, w ratownictwie medycznym od dekady, dodając, że samozatrudnienie na kontraktach również nie prowadzi do niczego dobrego. – Świadczenie usług w ramach pracy kontraktowej powoduje, że nie mamy prawa do urlopów, umundurowania czy zabezpieczenia socjalnego itd. – wymienia.

Do tego ratownik medyczny w ciągu pięciu lat jest zobowiązany do zdobycia określonej liczby punktów edukacyjnych, na które musi sobie sam zapracować. Fundusze na samokształcenie pochodzą znikąd indziej, jak tylko z jego własnej kieszeni.

– Pamiętajmy też, jak duża odpowiedzialność na nas ciąży. Jak się zwykło twierdzić, każdy ratownik jest jedną nogą w grobie, a drugą u prokuratora – mówi o swojej pracy Seweryn Skotak. Ratownicy podkreślają, że w tym zawodzie łatwo jest się wypalić. – Bardzo dużo ludzi odchodzi, cały czas jest rotacja. Po prostu trzeba to kochać, traktować jako pasję, ale coraz trudniej zaakceptować fakt, że jesteśmy spychani na margines – ocenia Sylwester Żuchowski.

Ratownicy zgodnie przyznają, że największy żal i pretensje mają do władz ministerialnych. Winą za sytuację, w jakiej się znaleźli, nie obarczają obecnej dyrekcji szpitala. A ta, jak słyszymy, solidaryzuje się z nimi.

Można stracić dobrych fachowców

– To był błąd ministerstwa, że dając podwyżkę pielęgniarkom, zapomniano o ratownikach, którzy relatywnie na tym stracili. To niewątpliwie krzywdzące dla ludzi, którzy wykonują specyficzną i bardzo trudną pracę – mówi Paweł Obermeyer, dyrektor płońskiego szpitala, potwierdzając, że etatowi ratownicy mają pensje na poziomie najniższej krajowej, a stawki kontraktowe są jednymi z mniejszych na Mazowszu.

– To kwestia rynku. Oni nam zwyczajnie w świecie odejdą, nie ma się co oszukiwać. W Płocku, Ciechanowie czy Nowym Dworze Mazowieckim zapłacą im więcej. Tę sprawę trzeba koniecznie unormować – dodaje z przekonaniem dyrektor SP ZZOZ w Płońsku, żywiąc nadzieję, że postulat wynagrodzenia uda się spełnić. – To są sprawdzeni ratownicy. Nie chciałbym stracić tej kadry, która stanowi trzon – dba o sprzęt, pacjentów i zna teren. Nie da się tych osób zastąpić z dnia na dzień.

Paweł Obermeyer liczy na to, że strony dojdą do porozumienia i Ministerstwo Zdrowia podniesie pensje ratownikom medycznym, choć zdaje sobie sprawę z tego, że część obciążeń zostanie przerzucona na szpitale. – My też tu na miejscu nie uciekniemy od pewnych korekt wynagrodzeń – kończy dyrektor płońskiej placówki medycznej.

Protest nie odbije się na pacjentach

Sam protest przybrał formę oflagowania i oplakatowania karetek pogotowia oraz budynków, jak i oznakowania strojów. – To jest akcja protestacyjna, a nie strajk. My jesteśmy służbą. Nie ma zagrożenia dla pacjentów w naszym regionie. Nie powiemy: „nie, nie jadę!”. Jesteśmy od tego, by ratować ludzkie życie – uspokaja Seweryn Skotak. – Przez protest chcemy pokazać społeczeństwu, że istnieje ktoś taki jak ratownik medyczny. Jesteśmy może niewidoczni, ale wykonujemy swoją robotę najlepiej, jak potrafimy. Należy nam się szacunek i godne życie – dodaje Sylwester Żuchowski.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.