Jednośladem do Boga

ks. Przemysław Pojasek

publikacja 30.06.2017 04:30

Pierwszy raz w historii tego zjazdu ponad 300 rowerzystów wzięło udział w procesji Bożego Ciała.

Andrzej Sochacki chwali się przygotowanym przez siebie i żonę przewodnikiem. ks. Przemysław Pojasek /foto gość Andrzej Sochacki chwali się przygotowanym przez siebie i żonę przewodnikiem.

Spotkanie w Świdnicy miało zachęcić nie tylko atrakcyjnością regionu, ale również ciekawymi trasami dla przyjezdnych. Okazało się, że pomysłowość organizatorów ściągnęła do piastowskiego miasta rekordową liczbę kolarzy – blisko 600 osób.

Na co dzień mieli oni do wyboru kilka tras, które przemierzali zgodnie z zasadami ruchu drogowego w mniejszych grupach. Były trasy spacerowe, widokowe, techniczne, a nawet militarne. Były też takie, które ubogacały wiarę.

– Spośród zaproponowanych tras dwie wyróżniają się szczególnie. Pierwsza z nich wiedzie szlakiem krzyży pokutnych. Jest ich tutaj niezwykle dużo i nie tylko stanowią ciekawą atrakcję turystyczną i historyczną, ale w związku z ich odwiedzeniem, po odpowiednim udokumentowaniu, można także zdobyć stosowne odznaczenia – mówi Tadeusz Niedzielski, jeden z głównych organizatorów. Trasę tę przygotowano w dwóch wersjach – dłuższej (liczącej blisko 100 km) i krótszej (około 50 km). – Trasy nie zawsze wiodą ubitymi drogami, niejednokrotnie trzeba przejechać przez bezdroża, żeby zobaczyć krzyż. Najciekawszym takim przykładem na ziemiach świdnickich jest krzyż koło kościoła w Stanowicach. Niektórzy powiadają, że jest najstarszy w okolicy – dodaje znawca pokutnych krzyży.

Do czterech ołtarzy

Druga z religijnych wypraw to rowerowa procesja Bożego Ciała. To pomysł ks. Daniela Rydza, który pomógł przygotować organizatorom trasę i cztery kościoły, które jako ołtarze odwiedzili rowerzyści z całej Polski i spoza jej granic. – Pierwszy raz mogliśmy przeżyć coś takiego. Każdego roku jechaliśmy w czasie zlotu do jednej z parafii i tam przeżywaliśmy normalną procesję. W tym roku zaskoczono nas taką formą i bardzo nam się spodobała – mówi jeden z uczestników.

Rowerzyści wystartowali w dniu uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej ze świdnickiego OSiR-u do Witoszowa Dolnego, skąd pojechali do Witkowa, Bolesławic i Wierzbnej. W każdym z tych miejsc wzięli udział w wystawieniu Najświętszego Sakramentu, a w ostatniej z miejscowości mogli wziąć udział nie tylko w tradycyjnym nabożeństwie, ale i we Mszy św. celebrowanej przez ks. Daniela.

Wśród uczestników był Stanisław Radomski z Gliwic, najstarszy członek śląskiego klubu rowerowego, pamiętający czasy jego założenia. W zjazdach też uczestniczy niemal od początku. – Nie brałem udziału w pierwszym i jeszcze jakimś kolejnym, a tak to we wszystkich. Najbardziej pamiętam wyprawę na Krym w 1989. To była pierwsza okazja wyjazdu do Związku Radzieckiego. Ostatnio rozmawiałem z kolegą, który prowadzi rejestr, i powiedział mi, że opuściłem trzy zjazdy i ten jest moim 54. – chwalił się z radością.

Przez minione pół wieku forma zjazdów się zmieniła. – W pierwszych brało udział zaledwie kilkanaście osób. Nocowaliśmy w remizach strażackich, w szkołach, w namiotach. Nikt nawet nie marzył o ciepłej wodzie czy prysznicu. Dziś dostępne jest wszystko, może też dlatego tylu ludzi decyduje się na przyjazd z całej Polski, ale i spoza jej granic – dodaje pan Stanisław.

Wspomina też dotychczasowe procesje Bożego Ciała, bo od wielu lat uczestniczy w nich właśnie na zjazdach. – W tym roku to, co nam zaproponowano, to było coś wspaniałego. W ubiegłym roku byliśmy w Świętej Wodzie i tam każdy jechał indywidualnie. A tutaj to wszystko zostało tak dobrze zorganizowane i przemyślane – chwali pomysł organizatorów.

Od lat nie może się też nadziwić, jak wielu wspaniałych ludzi spotyka w PTTK. – Oni pracują, robią coś dla innych, angażują się, niejednokrotnie nie pobierając za to żadnych pieniędzy. Naprawdę przez te ponad 50 lat uczę się od nich tej dobroci – kończy, odkładając rower pod ścianę kościoła w Bolesławicach.

Z daleka i z bliska

Na trasie procesji poznajemy też Andrzeja Sochackiego, który przybył tu z małżonką Ewą. Oboje przygotowali sobie specjalne przewodniki, w których dokumentują każde z odwiedzanych miejsc. Zbierają w nich wszystko: zdjęcia, pieczęcie, ciekawostki, których się dowiadują od przewodników lub księży pracujących w danym kościele. W czasie procesji również notowali co ciekawsze informacje. Pani Ewa chwali się, że to jej pomysł, bo w otrzymanych od organizatorów pamiętnikach mało jest miejsca na prywatne zapiski. W procesji mogli wziąć udział nie tylko uczestnicy zjazdu, ale również chętni mieszkańcy okolic. Pan Mariusz ze Świdnicy dowiedział się o tym wydarzeniu z internetu. Chciał namówić żonę na tę niezwykłą wyprawę, ale ona wolała w domu przygotowywać świąteczny obiad. – Nie jestem zwolennikiem zrzeszania się w grupy czy koła zainteresowań. Nie będę też twierdził, że na co dzień jestem przykładnym katolikiem. Ale zawsze staram się wyszukiwać najciekawsze propozycje i widzę, że jest ich coraz więcej. Nie brakuje miejsca w Kościele dla pasjonatów rowerów czy motocykli, bo sam też jeżdżę. To dobrze, bo świadczy to o uniwersalizmie Kościoła, o jego otwartości – chwali inicjatywę mieszkaniec biskupiego miasta. •

TAGI: