Na kawę z duszą

Natalia Aurora Ignacek

publikacja 17.07.2017 06:00

To miejsce, w którym można napić się małej czarnej, poczytać gazetę, spotkać starych znajomych albo… Pana Boga.

Dorota Salamak, właścicielka Kawiarni Na Wyspie. Natalia Aurora Ignacek Dorota Salamak, właścicielka Kawiarni Na Wyspie.

Prawdopodobnie wielu słyszało o żelazku z duszą. Tak nazywano tę jego część, która podtrzymywała ciepło. W gliwickiej Kawiarni Na Wyspie jej właścicielka, Dorota Salamak, podtrzymuje ciepłą atmosferę, serwując… kawę z duszą. I nie chodzi tu o egzotyczne przyprawy czy specjalne składniki, ale o życiową misję właścicielki, którą chce spełniać, prowadząc własny biznes. – Wszystko zaczęło się od rekolekcji prowadzonych przez Witka Wilka. To był czas mojego poszukiwania pomysłu na siebie i częstego zmieniania pracy. Właśnie tam usłyszałam, że Bóg wkłada w nasze serca pragnienia, którym chce błogosławić – wspomina Dorota. I wtedy po raz pierwszy w jej głowie pojawiła się myśl o rozwijaniu talentów i podążaniu za tym, co w sercu.

Pojawił się pomysł na kawiarnię, mimo że nie miała żadnego doświadczenia w tej branży, a co więcej – również środków. Skąd więc taka decyzja? Pewnego dnia spotkała znajomych, którzy z wielką stanowczością stwierdzili, że przyjmowanie gości to jej największy i wyjątkowy talent.

Mam siłę

Pół roku później podpisała umowę najmu lokalu, by niedługo dokonać oficjalnego otwarcia kawiarni. Od tamtego dnia minęły ponad dwa lata, okupione ciężką pracą. Dorota niemal wszystkim zajmowała się sama – zamawianiem dostawy, przygotowywaniem tostów, myciem okien i stolików, marketingiem i wieloma innymi sprawami, których wymaga własna działalność gospodarcza. – To istny cud, że kawiarnia istnieje i się powoli rozwija – mówi. I dodaje: – Cud, który nie zaistniałby bez pomocy Boga. Rzeczywiście, jej opowieść pełna jest przypadków, które po ludzku nie powinny się zdarzyć. W bardzo szybkim czasie udało jej się znaleźć lokal w dobrym miejscu (ul. Mikołowska) oraz fundusze z dotacji. – Wszystko toczyło się tak sprawnie, że czasem zastanawiałam się, czy to dobrze. Prosiłam Boga, by to zweryfikował, zatrzymał mnie w korku ulicznym albo w jakiś inny sposób nie dozwolił, by to wszystko się udało – śmieje się. – A jednak działo się na odwrót. Nagle znajdowały się tracone klucze, zapodziana koperta z pieniędzmi…

Na wyspie

Zakładając swój biznes, wiedziała jedno – to ma być miejsce odpoczynku. Miejsce, które chwilowo przeniesie nas daleko od codziennego pośpiechu i ulicznego zgiełku. Będzie jak rajska wyspa! Dlatego przy wyborze nazwy lokalu nie było żadnych wątpliwości – Na Wyspie. Tym bardziej że – jak podkreśla właścicielka – patrząc na topografię tego miejsca z lotu ptaka, rzeczywiście widzi się wyspę, tyle że otoczoną ulicami zamiast wodą.

W kawiarni można napić się dobrej kawy lub herbaty, zjeść smaczne ciastko, posiedzieć ze znajomymi. Od czasu do czasu są organizowane spotkania z autorami książek, podróżnikami, warsztaty artystyczne lub kulinarne. Tego typu atrakcje przyciągają klientów do kawiarni, ale też są ogromnym wyzwaniem organizacyjnym, dlatego obecnie właścicielka zatrudnia pomoc do obsługi.

Duchowa strawa

Dostaniemy tu doskonałą gorącą belgijską czekoladę, świeżo wyciskane soki, własnoręcznie przygotowywane przez właścicielkę tiramisu lub tosty. A nawet takie nowinki jak ciasto z ciecierzycy. Są też „delicje duchowe”: z głośników dobiega łagodna muzyka, bardzo często zespołów chrześcijańskich, na stolikach oraz parapetach czekają książki i magazyny nie o celebrytach, diecie lub biznesie, ale o Bogu i najważniejszych wartościach. – Tu nie ma nic przypadkowego, bo od początku wiedziałam, że jeśli otworzę w końcu swoją kawiarnię, to tylko z Bogiem – mówi. Ktoś uważny domyśli się tego nawet bez wejścia do środka. Na szybach przeszklonego lokalu są cytaty z Biblii. Jak reagują na to osoby, które kojarzą kawiarnię raczej z kawą, a nie duszą? – Jak do tej pory tylko raz zdarzyło się, że ktoś wyraził się negatywnie o pomyśle na moją kawiarnię. Być może to efekt tego, że moje ewangelizowanie nie jest nachalne. Są nawet tacy, którzy zostali już na stałe, choć nie należą do żadnej wspólnoty i niewiele łączy ich z Kościołem, ale czują się tu po prostu dobrze – opowiada Dorota. I dodaje: – Wciąż jednak czekam na takiego klienta, który właśnie tutaj spotka Boga. To będzie mój prawdziwy sukces!