Musiałam to z siebie wyrzucić

Justyna Liptak

publikacja 11.09.2017 05:30

Na posterunku trwają nieprzerwanie od 50 lat. Przez ten czas zmierzyli się z setkami tysięcy cudzych problemów. Pomoc niosą bez rozgłosu, bezinteresownie i anonimowo.

Prof. Grażyna Świątecka i Remigiusz Kwieciński podzielili się wspomnieniami i doświadczeniami z długoletniej pracy w Gdańskim Telefonie Zaufania. Justyna Liptak /Foto Gość Prof. Grażyna Świątecka i Remigiusz Kwieciński podzielili się wspomnieniami i doświadczeniami z długoletniej pracy w Gdańskim Telefonie Zaufania.

Twórcą idei telefonu zaufania był anglikański pastor Chad Varah. W 1953 r. zapoczątkował w Anglii ruch o nazwie „Samarytanie”, który zasięgiem objął cały świat. Ideą przedsięwzięcia jest niesienie szybkiej pomocy za pomocą telefonu, a konkretniej – rozmowy z dyżurującą w danym momencie osobą. Do Polski idea „Samarytan” dotarła w 1966 r. za pośrednictwem prof. Tadeusza Kielanowskiego. Już w roku kolejnym powstały, niezależnie od siebie, dwie placówki pomocy telefonicznej – w Gdańsku i we Wrocławiu. Gdański Telefon Zaufania dodał do swojej nazwy określenie „Anonimowy Przyjaciel”, nawiązując do idei samarytańskiego „zaprzyjaźnienia” i pomocy – bez rozgłosu, bezinteresownej, anonimowej. Był to pierwszy w kraju społeczny Telefon Zaufania, oparty na pracy wolontariuszy różnych zawodów.

– Zaczynaliśmy w czasach PRL, kiedy trzeba było przekonać wielu ludzi na szczeblach administracji o słuszności idei. Było to trudne zadanie, gdyż twierdzono wówczas, że system polityczny jest tak dobry, iż nasza działalność nie ma najmniejszego sensu, bo ludziom żyje się bardzo dobrze i nie mają żadnych zmartwień czy problemów – wspomina prof. Grażyna Świątecka, prezes Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej. Z roku na rok zaangażowanych w TZ przybywało. – Trudno powiedzieć, ile w tym czasie odebraliśmy telefonów – przypuszczalnie setki tysięcy. Nie mamy statystyk, bo nie o nie chodzi w naszej działalności. Dla nas najważniejszy jest człowiek po drugiej stronie słuchawki, który ufa, że rozmowa z nami może pomóc – mówi prof. Świątecka.

Choć obecnie działa wiele organizacji pomocowych, wciąż wiele osób szuka wsparcia właśnie w Telefonie Zaufania. – Decydujący może być fakt, że osoba, która dzwoni, zachowuje anonimowość. To daje możliwość szczerej rozmowy, na którą – najczęściej ze strachu – nie decyduje się z rodziną, przyjaciółmi czy specjalistą. Bycie anonimowym zdecydowanie dodaje odwagi – mówi Remigiusz Kwieciński, koordynator Gdańskiego Telefonu Zaufania. Jest wolontariuszem od 25 lat. Przyznaje, że dyżury potrafią być bardzo ciężkie. – Naszym zadaniem jest aktywne słuchanie, czasami nawet kilkugodzinne, a następnie zmotywowanie tej osoby do dalszego działania. Zdarzają się rozmowy, gdzie dzwoniący próbuje całkowicie przerzucić na nas znalezienie rozwiązania danej sytuacji, a to nie jest nasza rola. My wskazujemy, gdzie można się zgłosić po dalszą pomoc, ale każdy człowiek jest odpowiedzialny za własne życie. Po zakończonej rozmowie możemy mieć tylko nadzieję, że dzwoniący podejmie próbę i stawi czoło swoim problemom – podkreśla koordynator.

Niektórzy „wracają” do TZ z podziękowaniami, co bardzo motywuje wolontariuszy. – Słowa: „Telefon uratował mi życie” nadają jeszcze większego sensu naszej pracy. Rekompensują też momenty, w których ludzie nam ubliżają, wyzywają czy złorzeczą, bo i takie sytuacje się, niestety, zdarzają – dodaje pan Remigiusz. TZ nie mógłby istnieć, gdyby nie wolontariusze. Obecnie jest ich prawie 40. – Najcenniejsi są dla nas ludzie doświadczeni życiowo, bo mogą podzielić się niektórymi historiami z dzwoniącym – powiedzieć, jak im się udało przeżyć daną sytuację – wyjaśnia koordynator.

Jednak w TZ najważniejsze jest, by wysłuchać dzwoniącego. – Nie zapomnę, kiedy przez 1,5 godziny kobieta opowiadała mi potworności ze swojego życia i kiedy pod koniec rozmowy oznajmiłem: „Nie wiem, co ja mam pani powiedzieć”, ona stwierdziła, że nie chce, żebym cokolwiek mówił. „Pan mnie wysłuchał, a ja doskonale wiem, co mam robić – mam adwokata, terapeutę, wszystko załatwione. Tylko musiałam to z siebie wyrzucić” – wspomina R. Kwieciński. I dodaje, że wyrzucenie z siebie negatywnych emocji pomaga złapać równowagę psychiczną. – Najczęściej dzwonią do nas osoby uzależnione, w depresji i z chorobami psychicznymi. Zdarzają się również ludzie starsi, których dzieci są za granicą i nie ma ich kto odwiedzić. W takich rozmowach zawsze staramy się ująć im tej samotności – dodaje prof. Świątecka.

TZ czynny jest w od godz. od 16 do 6 rano. – Wkraczamy do akcji, kiedy zamykają się przychodnie, poradnie i inne organizacje pożytku publicznego. Noc sprzyja podejmowaniu skrajnych decyzji, a rozmowa pomaga. Nieraz zdarzało się, że ktoś mówił: „Proszę poczekać – zakręcę kurki i otworzę okno” – mówi koordynator. W tym roku Gdański Telefon Zaufania świętować będzie 50-lecie swojej działalności. Z tej okazji od 5 do 8 października trwać będzie ogólnopolska jubileuszowa konferencja. Sesja jubileuszowa odbędzie się 7 października w auli Auditorium Primum im. Olgierda Narkiewicza przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie 3. O szczegółach informować będziemy na: gdansk.gosc.pl.

Jak pomóc

Jeśli ktoś chciałby wesprzeć TZ jako wolontariusz, może zgłosić się mailowo: biuro@tz-gdansk.org.pl. Gdański Telefon Zaufania „Anonimowy Przyjaciel” dyżuruje w godz. 16–6. Pomoc uzyskać można pod numerem: (58) 301 00 00.

TAGI: