Moje dzieci z Chuka i Laare

ur

publikacja 18.09.2017 04:45

W niespełna miesiąc facebookowy filmik, w którym 11-letni Peter z kenijskiej wioski Chuka mówi parę zdań o sobie, zyskał 15 tys. odsłon. Te 25 sekund nagrane przez bielskiego nauczyciela Błażeja Jaszczurowskiego otwiera serca na pomoc misjom.

Kenijscy podopieczni bielszczan, których odwiedził Błażej Jaszczurowski. Błażej jaszurowski Kenijscy podopieczni bielszczan, których odwiedził Błażej Jaszczurowski.

To był jeden z ostatnich dni miesięcznego wolontariatu polskiego nauczyciela w misji w Chuka. – W czasie zabawy z dziećmi poprosiłem, żeby Peter opowiedział parę zdań o sobie – opowiada Błażej Jaszczurowski, na co dzień nauczyciel matematyki w bielskiej Szkole Podstawowej nr 3. – Obiecałem Piotrkowi, że w jakiś sposób usłyszy o nim świat.

Mały Peter mówi, że lubi jeść ciapati – coś w rodzaju naleśników – i mandazi – ciastka podobne do pączków. Dodaje, że kiedy dorośnie, chciałby zostać inżynierem na kolei. – Kilka zdań jedenastolatka znaczy więcej niż moje opowiadanie o tym, w jak trudnych warunkach żyją tamtejsze dzieci, że są niedożywione, pozbawione możliwości edukacji, śpią na klepisku, wychowują się często w rozbitych rodzinach – mówi Błażej, który trafił do Kenii po tym, jak poprzez fundację księdza Orione Czyńmy Dobro, prowadzoną przez polskie siostry orionistki, zdecydował się adoptować na odległość małego Baracka Abadlę.

– Gościem parafii św. Józefa na Złotych Łanach, gdzie mieszkałem, była siostra zakonna z fundacji – mówi Błażej. – Opowiedziała o prowadzonej przez siostry akcji adopcji na odległość – czyli finansowania kenijskim dzieciom edukacji. Opieką w ten sposób objęto już 1500 dzieci. Miesięczny koszt nauki i wyżywienia dziecka to 70 zł. Na adopcję pierwsi zdecydowali się moi przyjaciele. Kiedy mi o tym powiedzieli, poszedłem ich śladem. Dwa lata temu pod opiekę dostałem 6-letniego Baracka.  Fundacja umożliwia odwiedziny dziecka każdemu „rodzicowi adopcyjnemu”, jeśli tylko sfinansuje sobie podróż. – Potraktowałem bardzo poważnie tę adopcję i wiedząc, że mam taką możliwość, chciałem spotkać się z Barackiem, poznać jego rodzinę, zobaczyć, jak mieszka, jak wygląda szkoła – relacjonuje Błażej.

Poleciał do Kenii w czasie tegorocznych ferii na dwa tygodnie – odwiedził Chukę i Laare, odległe od stolicy Nairobi o kilka godzin jazdy. – Przyznaję, to był wyjazd trochę turystyczny. Przyglądałem się na miejscu wszystkiemu. Miałem ze sobą też prezenty dla Baracka, jego najbliższych, a także dwojga innych dzieci adoptowanych przez moich przyjaciół. Poprosiłem ks. Dionisio Muteę z Chuka, żeby zawiózł mnie do Baracka, pozostałych dwojga dzieci nie udało mi się wówczas odwiedzić osobiście. Zobaczyłem dom wybudowany tak trochę w stylu garażowym: pokoik z oknem, drewnianymi drzwiami; oczywiście bez gazu, prądu i bieżącej wody.

Na miejscu Błażej przekonał się, że największą furorę wśród dzieci robią… balony i lizaki. Wśród prezentów znalazły się także przybory szkolne, ubrania, buty, piłki. – Okazało się, że najlepszym sposobem, w jaki możemy pomóc, jest zebranie pieniędzy i zakupy na miejscu. Paczki podlegają cłu, na dodatek sam koszt ich wysłania z Polski jest wysoki – tłumaczy nauczyciel.

Z nowym doświadczeniem wrócił do Polski i od razu adoptował drugie dziecko, Alexa Mutethię, a zaraz potem… kupił bilet do Nairobi na wakacje. Spędził w Chuka i Laare miesiąc.

– Już nie byłem turystą. Przez pół roku od mojego pierwszego wyjazdu do Kenii w bielskich szkołach, w których pracowaliśmy ja i moi przyjaciele – w mojej trójce, u sióstr córek Bożej Miłości, w Gimnazjum nr 13, szkołach mistrzostwa Sportowego „Rekord” – nauczyciele organizowali zbiórki pieniędzy. Dołączyło wielu rodziców adopcyjnych. I tak z 6 tys. zł pomocy poleciałem znowu. Ten miesiąc był już czasem pracy z dziećmi w szkole, odwiedzin w domach Kenijczyków, zakupów, pomocy i uczestniczenia w codziennym życiu misji. – Najbardziej potrzebna jest żywność, a także łóżka i materace, produkowane przez miejscowych rzemieślników – mówi wolontariusz.

Spotkał się z ogromną radością wszystkich obdarowanych. Dzieci skrzętnie chowały nowe długopisy, ołówki, zeszyty i gumki, żeby były piękne „na nowy semestr”. Na pożegnanie obdarowały Błażeja wzruszającymi listami z obietnicą modlitwy za niego i wszystkich dobroczyńców, których reprezentował. Już dziś wie, że do Chuka i Laare wróci – czekają tam na niego siostry, duszpasterze i jego maluchy. Poleci do nich w czasie zimowych ferii.

Teraz wciąż popularyzuje wśród znajomych adopcję na odległość, odpowiada na wszystkie związane z nią pytania. Postanowił także zorganizować zbiórkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl.

Szczegóły, w tym także filmik z Peterem, można znaleźć na: bielsko.gosc.pl i facebookowym profilu Błażeja Jaszczurowskiego. Można się z nim także kontaktować telefonicznie: 696 492 514.