Cierpieniu nadać sens

Beata Malec-Suwara

Gość Tarnowski 37/2017 |

publikacja 25.09.2017 06:00

Duszpasterstwo osób niepełnosprawnych powstało oczywiście z myślą o nich, ale wydaje się, że najwięcej zyskują tu sprawni i młodzi wolontariusze.

Wraz z opiekunami w sanktuarium w Tyliczu podczas miniforum. Beata Malec-Suwara /Foto Gość Wraz z opiekunami w sanktuarium w Tyliczu podczas miniforum.

Gdybym narzekała albo miała żal do kogokolwiek czy do Pana Boga, naprawdę bym zgrzeszyła. Są dużo większe problemy w życiu. Nie to jest najważniejsze i to nie niepełnosprawność jest problemem – przekonuje Weronika z Mielca poruszająca się na wózku. Dorota z Kolbuszowej pokazała, że na wózku czy o kulach można z Pieszą Pielgrzymką Tarnowską iść na Jasną Górę. – Nie tylko ja szłam. W każdej grupie był ktoś niepełnosprawny. Łatwo nie jest, ale się da. Na pewno trzeba bardzo chcieć. Ludzie są otwarci i bardzo pomagają. Trzeba się tylko otworzyć na drugiego człowieka i nie ma się co bać – radzi Dorota.

I Weronika, i Dorota należą do Duszpasterstwa Niepełnosprawnych Diecezji Tarnowskiej „Cyrenejczyk”, które ma swą siedzibę w Limanowej i skupia ponad 500 osób, także spoza naszej diecezji. Duszpasterstwo kilka razy do roku stwarza im okazję do spotkań poprzez organizację oaz wakacyjnych, rekolekcji, forów czy opłatka. Raz w miesiącu w każdym z okręgów mają Mszę św. tylko dla siebie. Dla niepełnosprawnych to nie tylko integracja, ale także formacja. – Dzięki temu zaczynam wkraczać na drogę duchową, modlitwy, zbliżenia się do Pana Boga. Nie wszyscy pochodzimy z rodzin, które są wierzące. Powiedziałabym, że nawet częściej rodziny obrażają się na Pana Boga za nasze kalectwo i niepełnosprawność – zauważa Weronika.

Biskup tarnowski Andrzej Jeż podczas Miniforum Osób Niepełnosprawnych, które odbyło się 2 września w Tyliczu, zachęcał, by swemu cierpieniu nadać sens. – W trudnych chwilach przytulajmy się do Maryi, do Jej Niepokalanego Serca, przy Niej odnajdziemy pokój i siłę, ukoimy ból, cierpienie i łzy. Ona poprowadzi nas także do swego Syna i nauczy nas łączyć nasz krzyż z krzyżem naszego Zbawiciela. Z Jego cierpienia na krzyżu zrodziło się zbawienie świata. Również nasze ludzkie cierpienia mogą stać się narzędziem uzdrawiania świata – przekonywał.

Ks. Piotr Pietrucha, wikariusz w Tyliczu, który miniforum zorganizował, a od 13 lat związany jest z „Cyrenejczykiem”, zbadał, czy religijność wpływa na akceptację siebie jako osoby niepełnosprawnej. – 120 osób, wśród których przeprowadziłem badania, potwierdziło, że tak się dzieje – stąd ogromna rola nas, księży, żeby otwierać się na osoby niepełnosprawne i zapraszać je do Kościoła – mówi ks. Pietrucha. – Spotykając ich na ulicy, tworzymy bariery, strojąc dziwne miny, odwracając się. To jest krzywdzące. Warto uświadomić sobie, że i my mamy swoje niepełnosprawności, moralne, duchowe, a one mogą być o wiele gorsze w skutkach, nieraz się o tym przekonałem – dodaje kapłan.

„Cyrenejczyk” to nie tylko niepełnosprawni. Jak przekonuje ks. Robert Pociecha, dyrektor duszpasterstwa, ważną jego część stanowią wolontariusze. Takich zaangażowanych jest ok. 200 młodych ludzi. – To siła młodości. Wystarczy, że raz przyjadą na oazę. Potem wielu z nich mówi, że nie wyobraża sobie, by mogli nie przyjechać za rok – mówi ks. Pociecha. – Oaza to inny świat. Świat ludzi prostych, nieudawanych – dodaje.

Młodzi ludzie, zwykle wyczuleni na fałsz, tu widzą coś innego. Oaza dla niepełnosprawnych to doskonały sposób na młodzieńczy bunt. Tzw. niegrzeczni chłopcy tu czują się potrzebni. Pchanie wózka czy pomoc w toalecie nie stanowią dla nich problemu. – Poza tym nie wiadomo, kiedy los może się odwrócić, w życiu różnie bywa – zauważa Janusz z Limanowej.

– Niepełnosprawni mają w sobie wiele radości, potrafią się cieszyć z prostych rzeczy, których my zwykle nie doceniamy. Na przykład Dorota, która była w bardzo ciężkim stanie, pokazuje swoją osobą, ile można osiągnąć. Wydaje się nam, że mamy problemy, ale kiedy przyjechałam na oazę, przekonałam się, że my nie mamy żadnych – dodaje Ola z Radomyśla Wielkiego. Iza z Rudy twierdzi, że jak się raz przyjedzie na oazę, to potem trudno przestać. – Zupełnie inaczej patrzy się też na swoje życie – dodaje.

Nie brakuje wśród wolontariuszy także małżeństw, które na oazie się poznały. Takich z kilkuletnim stażem, ale i dopiero co zawartych, jak w przypadku Ali i Wojtka z Bochni.

W latach 80., kiedy Cyrenejczyk powstawał, był ewenementem na skalę kraju. Telewizja Polska przyjeżdżała na oazy i przygotowywała z nich materiał. Dziś tego rodzaju duszpasterstw nie brakuje także w innych diecezjach. „Cyrenejczyk” ma inną zaletę. Ważniejszą – stanowi silną rodzinę i nie jest to określenie na wyrost.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: