Kulinarne internetów podboje

Agata Puścikowska

GN 44/2017 |

publikacja 02.11.2017 00:00

Zmagania kulinarne i uczenie się sztuki gotowania weszły do internetu. Z powodzeniem.

Dawniej uczyliśmy się gotować od matek i babć albo z grubych ksiąg kulinarnych bądź z programów telewizyjnych. Programy te jednak były dość nieprzystępne i napuszone. Dla pooglądania bardziej niż do stosowania. To już przeszłość. Bo oto zmagania kulinarne i uczenie się sztuki gotowania weszły na inny poziom. Otóż weszły do internetu. Już niepotrzebne są młodym gospodyniom i gospodarzom telewizyjne programy ani księgi. Wystarczy YouTube lub portale społecznościowe i kilka kliknięć. Namnożyło się blogerek i blogerów kulinarnych. Bardzo to pozytywne zjawisko, bo pokazuje, że po pierwsze jesteśmy ogromnie kreatywnym narodem. Po drugie – kulinarna sztuka to nie tylko domena Francuzów czy Włochów. A po trzecie – umiemy i lubimy bawić się kuchnią. Przestaje ona być miejscem stresu czy napuszenia i zaczyna być miejscem przyjaznym, do którego gotujący mają duży dystans. No i gotować każdy może . Trochę lepiej, trochę gorzej, ale to nie jest jakaś sztuka tajemna, poza możliwościami przeciętnego Kowalskiego lub Kowalskiej.

Gotują w internecie – metodą prostej kamery i słabszego dźwięku – dojrzałe panie, jakieś ciocie i babcie. Gotują faceci i robią to naprawdę sprawnie. Gotują młode, zabawne dziewczyny. Gotują w końcu półprofesjonaliści, znani z telewizyjnych konkursów kulinarnych. Liczba odsłon niektórych blogerów naprawdę robi wrażenie i pokazuje, jak bardzo takie gotowanie, „normalne i ludzkie”, jest potrzebne. Przyznam, że z dużą przyjemnością czekam na kolejne filmiki niektórych internetowych gwiazd kulinarnych. A już w szczególności na takie, które pokazują prawdę o kuchni: jest w niej twórczy nieład, czasami coś nie wychodzi. A kot czy pies łaszą się, prosząc o co lepsze kąski. Nie mówiąc już o dzieciach, które w kuchni raban robią i rzadko naprawdę są pomocne. Taka prawda. Niemniej, jak mówią mądrzy i wąsaci pedagodzy, należy potomstwo do prac kuchennych włączać i wdrażać. Tyle teorii. W praktyce każda matka wie, jak kuchenno-dziecięce sprawy wyglądają… Prywatnie bardzo lubię jedną blogerkę kulinarną, która mieszka w Niemczech, gotuje po śląsku (choć nie tylko), ma troje małych dzieci i potrafi z rozbrajającą szczerością stwierdzić, że przygotowana potrawa nie była wyjątkowo smaczna. Lub też, że podczas gotowania dzieci „się wadziły”. A dzieci w kuchni, niespeszone kamerą, rzeczywiście szalały. W domu, u siebie, mam podobnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.