Dom, gdzie mieszka nadzieja

Krzysztof Kozłowski; Posłaniec Warmiński 48/2017

publikacja 10.12.2017 04:45

Każdy wolontariusz najbardziej obawia się, że zadzwoni ktoś, kto chce targnąć się na swoje życie. Jednak przychodzi na kolejny dyżur, by swoją miłością rozpalać iskrę nadziei w drugim człowieku.

W ciągu roku telefonów od osób poszukujących wsparcia jest około 8 tysięcy Krzysztof Kozłowski W ciągu roku telefonów od osób poszukujących wsparcia jest około 8 tysięcy

Pokoiki są małe, kilka książek ułożonych w przeszklonej witrynie, a na biurku stoi wiekowy telefon. Na fotelu siedzi pani Agnieszka. Na każdy dzwonek telefonu od lat reaguje tak samo: „Dzień dobry, anonimowy telefon zaufania”. I zaczyna słuchać, nawiązywać więź z rozmówcą. To jedyna szansa, by mu pomóc. Dać choć odrobinę nadziei. Bo tu często dzwonią ludzie, którzy ją stracili. Wydaje się im w tym momencie, że na zawsze… Ale dzwonią. – A my jesteśmy po to, aby im pomóc – stwierdza stanowczo pani Agnieszka.

Moja misja

Telefon zaufania funkcjonuje dzięki wolontariuszom. Wolny czas poświęcają, by służyć innym. Dyżurują w dzień i w nocy. – Ludzie potrzebują miłości, wsparcia, zrozumienia. Już dawno temu się tu zgłosiłam. Usłyszałam apel. Pomyślałam, że to może jest wiadomość skierowana do mnie, że to szansa, aby coś wartościowego w życiu robić, komuś pomóc. I zgłosiłam się. Było to w 1989 roku – wspomina pani Agnieszka. Początki nie były łatwe. Bo przecież człowiek, rozmawiając z drugim, bierze na siebie ogromną odpowiedzialność za każde wypowiedziane zdanie. Wystarczy jedno nieodpowiednie słowo, a rozmówca może się rozłączyć, stracić szansę na zmianę swojego życia.

– Pierwszego telefonu dokładnie nie pamiętam. Ale pamiętam lęk, z jakim początkowo przychodziłam do placówki. I wątpliwości, że może nie podołam, nie będę umiała komuś pomóc, nie będę wystarczająco dobra. Postanowiłam chodzić na wszystkie możliwe szkolenia, jakie będą. W ten sposób nabrałam pewności i przekonania, że to jest moje miejsce, moja misja, którą mam wypełniać – wyznaje.

Ludzie dzwonią w różnych sytuacjach. Kłótnie w rodzinie, toksyczne związki, przemoc, alkoholizm. Dzwonią młodzi, którzy nie potrafią nawiązać relacji z rówieśnikami, często zaniedbywani przez rodziców. Jednak najtrudniejsze są rozmowy z osobami, które mają myśli samobójcze. Tu trzeba ważyć każde słowo, jakby wczuć się w sytuację tego człowieka, odczuć to, co on czuje. Trzeba w krótkim czasie znaleźć jakąś motywację, odkryć razem z nim dobre strony życia, coś, co go jeszcze przy nim przytrzyma.

– Całe szczęście tego typu telefonów nie mamy zbyt dużo. To kilka procent rozmów, jakie prowadzimy – mówi wolontariuszka. – Ale są to najtragiczniejsze telefony. Chyba każdy z nas boi się trochę takich rozmów – wyznaje.

Wspomina rozmowę sprzed wielu lat. – Człowiek, który zadzwonił, wydał ostatnie pieniądze na ten telefon. Dzwonił z poczty. Powiedział, że żona umarła, nie ma co jeść i dzisiaj postanowił odejść wraz z córką. Po rozmowie szybko dowiedziałam się, z jakiej miejscowości dzwonił. Potem, przy pomocy dobrych ludzi, odszukaliśmy go. Zwróciliśmy się do księdza z tej miejscowości z prośbą, by natychmiast udał się do tej rodziny. Zrobił to. Zorganizowaliśmy pomoc. Ksiądz pomógł mu znaleźć pracę. Z tragicznej chwili wypłynęło dobro. Wokół nas jest wielu ludzi w trudnych sytuacjach. Niestety, w swym zabieganiu nie dostrzegamy ich – opowiada pani Agnieszka.

Potrzebny wolontariusz

Aby telefon zaufania mógł funkcjonować przez całą dobę, potrzebni są wolontariusze. Dlatego co roku trwają poszukiwania chętnych, którzy chcieliby swoją rozmową wspomóc potrzebujących. – Swoją miłością rozpalić iskrę nadziei w drugim człowieku – podkreśla. – Potrzebne są pewne predyspozycje, choćby empatia, umiejętność słuchania, wczucia się w sytuację drugiej osoby. Po prostu żeby być wolontariuszem, trzeba mieć dobre serce – dodaje.

Wystarczy mieć skończone 25 lat, wykształcenie co najmniej średnie. Po wysłaniu ankiety prowadzone są rozmowy kwalifikacyjne. Potem rozpoczyna się trzymiesięczny cykl szkoleń. Następnie odbywa się szkolenie praktyczne.

– Zależy nam, aby była obsada przez całą dobę. Moim marzeniem jest, abyśmy mieli przez cały czas dwie dyżurujące osoby. Ale przy naszej gonitwie za pieniędzmi – oczywiście to nie wymówka, po prostu tak mało zarabiamy, że często musimy podejmować dodatkowe prace – nie mamy takiego komfortu jak na Zachodzie, gdzie kobieta może mieć dobrze zarabiającego męża i realizować się jako samarytanka – mówi szef placówki Andrzej Kurowski.

– Czasem po trudnej rozmowie trzeba odpocząć, wyciszyć się. Dlatego ważne jest, aby na dyżurze były dwie osoby. Przy kolejnej rozmowie nie mogą towarzyszyć nam emocje z poprzedniej. To jak rola stewardesy. Kiedy samolot ulega awarii, ona musi wnosić na pokład spokój, choć sama się boi – wyjaśnia.

– W nocy i nad ranem ludzie mają największą depresję. W naszej placówce powinny być obsadzone dwa stanowiska o każdej porze. Źle jest, kiedy ktoś ostatnim wysiłkiem decyduje się na rozmowę, a telefon milczy. Tu ważne są sekundy – dodaje.

Do Olsztyna dzwonią nie tylko mieszkańcy miasta i okolic. – Dzwoni do nas wielu Polaków z zagranicy. Nie znają na tyle dobrze obcego języka, by szukać pomocy na miejscu. Mają stresy związane choćby z niespełnionymi marzeniami, ciężką pracą czy zdradą pozostającej w kraju żony. Rozważają, czy wracać do Polski czy nie – mówi pan Andrzej.

Ostatnia książka

W tym roku Anonimowy Telefon Zaufania w Polsce obchodzi jubileusz 50-lecia istnienia. Olsztyński Telefon Zaufania „Anonimowy Przyjaciel” działa od 1974 r. Jego początki pamięta pan Andrzej. – Trafiłem tu poprzez przyjaciół mojej mamy. Uważano, że ogromny wysiłek, jaki moja mama poniosła, bym ukończył dzienne studia prawnicze, nie może skończyć się niczym. Przecież jako niewidomy prawnik nie znajdę pracy. To były inne czasy, początek lat 70. ubiegłego wieku. Dziś to nic wyjątkowego, że niewidomy skończył studia. Wówczas była to rzadkość – wyjaśnia. – Ubóstwiany przez koleżanki szesnastolatek, kochający sport i życie, nagle traci wzrok. Nie myślałem o tym, co będę robił za dziesięć lat… To były dla mnie trudne chwile – wspomina.

Trafił na trzy miesiące do Warszawy do szpitala. – Pamiętam ostatnią książką, którą przeczytałem. „Cień wilka” Tadeusza Kosteckiego. Pytali mnie, co tak długo ją czytam. A ja nie potrafiłem pogodzić się z faktem, że coraz słabiej widzę, że patrząc na wyraz, widzę tylko jego połowę. Nie zapomnę kiedy Zosia, moja sąsiadka, napisała do mnie list. A leżałem na sali z żołnierzami. Dorwali list. Musiałem zrobić piętnaście pompek, aby go wykupić.

Wspierali mnie koledzy i koleżanki z klasy. Przysłali mi na mikołajki wielką paczkę z maskotkami, które sami wykonali. Wszystkim kierowała profesor Lidia Bednarska. Doświadczyłem tak wielkiej pomocy, że to na pewno miało wpływ na moje życie. Dziś, mimo zajęć w swojej kancelarii prawnej, wiele czasu poświęcam na pracę społeczną, by pomagać tym, którzy tego potrzebują. Zresztą taką postawę pamiętam i u rodziców. Oni byli zawsze społecznikami – mówi pan Andrzej. Przez lata również pełnił dyżury przy telefonie.

Szukamy, ciągle szukamy

Dziś największy odsetek telefonów to rozmowy z ludźmi samotnymi. – To ogromny problemem. Dzieci wyjechały na Zachód czy gdzieś w Polskę. Kontakty są coraz rzadsze. To dla rodziców trudne chwile. Każdy z nas ma potrzebę miłości, rozmowy o książkach, o codzienności. Samotność zabija, niestety, coraz większą liczbę osób. Próbujemy dać ciepło. Bo zdarza się, że jeszcze gorszą samotnością jest życie w rodzinie, kiedy obok są bliscy, mąż, żona, dzieci, a człowiek czuje się samotny. Nic tych ludzi nie łączy. Musimy wyczuwać intencje i potrzeby osoby dzwoniącej, dlatego szukamy ludzi wrażliwych, jasno wyrażających myśli – dodaje pan Andrzej. „To prawda, że często jesteśmy wystawieni na ciężką próbę, ale nigdy nie może zabraknąć pewności, że Pan nas kocha. Jego miłosierdzie wyraża się także w bliskości, czułości i wsparciu, które wielu braci i sióstr może zaoferować, kiedy przychodzą dni smutku i nieszczęścia” – napisał w liście z okazji jubileuszu 50-lecia papież Franciszek.

Olsztyński Telefon Zaufania

„Anonimowy Przyjaciel” – 89 19 288 lub 89 527 00 00 – pełni dyżur przez całą dobę. Jeżeli jesteś otwarty, zrównoważony i gotowy poświęcić trochę czasu innym, możesz po przeszkoleniu zostać dyżurnym. Aby dostać się do grona pomagających, należy: ukończyć 25 lat; mieć co najmniej średnie wykształcenie; mieć odpowiednie cechy charakteru, wiedzę i doświadczenie; zgłosić chęć uczestnictwa, dzwoniąc do telefonu; wypełnić ankietę i nadesłać ją w wyznaczonym terminie do Olsztyńskiego Stowarzyszenia Pomocy Telefonicznej; przejść rozmowę kwalifikacyjną; odbyć szkolenia kwalifikujące do samodzielnej pracy w telefonie. Szczegóły na stronie www.telefonzaufania.org.