Poranionej Ewie

Agata Combik; Gość wrocławski 01/2018

publikacja 14.01.2018 04:45

– Po co się w ogóle urodziłaś? – słyszały. Odtrącone przez bliskich, trafiają w świat przeorany alkoholem, przemocą, biedą. Kobiety w kryzysie – to dla nich powstało Stowarzyszenie „Misja Dworcowa”.

S. Goretti (z lewej) i s. Edyta wspierają podopieczne w opiece nad dziećmi. Archiwum Stowarzyszenia „Misja Dworcowa” S. Goretti (z lewej) i s. Edyta wspierają podopieczne w opiece nad dziećmi.

Patronuje mu ks. Jan Schneider, założyciel Sióstr Maryi Niepokalanej. Stworzony i prowadzony przez nie ośrodek mieści się w jednym z wrocławskich podwórek. – Nazywam go czasem „Domem pod kudłatym aniołem” – śmieje się s. Edyta, mijając figurki aniołów zdobiące ściany. U szczytu schodów Niepokalana tuli Dzieciątko. Tuż obok wiele samotnych mam pochyla się nad swoimi maleństwami. I wiele poranionych aniołów, choćby „kudłatych”, odzyskuje skrzydła.

Ocalone z piekła

– Moi oboje rodzice zmarli, gdy miałam 13 lat. Po ich śmierci musiałam zaopiekować się młodszym rodzeństwem – wspomina przebywająca kiedyś w ośrodku Karolina. Przez tydzień dzieci mieszkały same. Starszy brat przywoził im jedzenie. – Potem on z żoną przenieśli się do nas, bo ich wyrzucono z mieszkania. Zajmowałam się jego dzieckiem. Bił nas. Mnie obrywało się najczęściej – dodaje. W końcu młodsze rodzeństwo zostało przygarnięte przez ciocię. Karoliny nikt nie chciał ze względu na jej problemy ze zdrowiem. Ostatecznie znalazła się u innej cioci. Tu jednak panowała przemoc. Kazano się Karolinie wynosić. Dziewczyna trafiła w końcu do domu swojej starszej siostry i jej męża – jak się okazało z deszczu pod rynnę. Alkohol, narkotyki, bicie... Siostra wysłała ją do pracy i… zabierała co tydzień pieniądze. „Po co żyjesz, po co się urodziłaś? Tylko niszczysz życie innym” – słyszała.

W końcu stwierdziła, że dłużej już nie wytrzyma. Koleżanka pomogła jej skontaktować się z Misją Dworcową. Do ośrodka trafiła przerażona, milcząca, pobita – przez siostrę, która chciała wysłać Karolinę po alkohol, tymczasem dziewczyna wróciła tego dnia później. U sióstr była zdumiona, że może normalnie korzystać z toalety, że nie musi prać ręcznie, że słyszy dobre słowa na swój temat, że może chodzić do kościoła i nie musi się z tym kryć – jak to było u siostry. – Ten ośrodek stał się dla mnie prawdziwym domem – stwierdza.

– Do sióstr trafiłam, gdy byłam w ciąży. Długo nie powiedziałam im, z jakiego związku jest dziecko – wspomina Ania. – Dzięki nim nie oddałam go do adopcji. Pokazały mi, że można inaczej żyć. Wyjaśniły, jak się starać o mieszkanie socjalne, w którym teraz mieszkam. Jestem o wiele mocniejsza psychicznie. Najpierw byłam wobec sióstr bardzo nieufna. Teraz rozumiem, ile im zawdzięczam. One mnie uratowały.

My czy sutener

– We Wrocławiu jest sporo placówek pomocy. Każda ma swoją specyfikę. U nas znajdują wsparcie młode kobiety, często w ciąży czy z małymi dziećmi, mniej więcej do lat 6. Gdy dzieci robią się starsze, a mama wciąż nie ma innego lokum, proponuje się jej inny ośrodek. Tu dzieci nie miałyby miejsca, by pobiegać czy odrobić w spokoju lekcje – mówi s. Goretti. Ośrodek (którego adresu dla bezpieczeństwa mieszkanek celowo się nie upublicznia) jest kameralny – przypomina rodzinny dom. Raz po raz witane są tu nowo narodzone maleństwa. – Bardzo często też świętujemy „roczki”, pierwsze urodziny naszych maluchów – dodaje s. Edyta.

Kobiety trafiają do sióstr na różne sposoby – czasem same się kontaktują, czasem dzwoni ktoś z rodziny czy pracownik socjalny. Kim są? Osobami opuszczonymi przez najbliższych, dotkniętymi przez przemoc, bezdomność.

– Niekoniecznie chodzi o ludzi żyjących na ulicy, pod mostem (choć mieliśmy i taką mieszkankę), ale o kobiety, które nie mają gdzie się podziać – mówią siostry. Zwykle szukają schronienia choćby ze względu na dziecko. Inaczej mogłyby je stracić. Takie osoby przy pierwszej rozmowie mówią: „Siostro, mnie jest obojętne, jakie tu są warunki. Chcę tylko być ze swymi dziećmi”.

– Kobieta z małym dzieckiem, jeśli nie ma wsparcia bliskich, bardzo szybko znajduje się w trudnej sytuacji. Nie ma nikogo kto zająłby się dzieckiem, gdy ona chce iść do pracy czy gdy ono zachoruje. Jeśli nie ma kogo poprosić o pomoc, każdy problem urasta do wielkich rozmiarów – mówią siostry. Tłumaczą, że ich podopieczne to często osoby pozostawione przez mężów czy raczej partnerów. Pochodzą z rodzin, gdzie w kolejnych pokoleniach pojawiają się alkohol, uzależnienia, przemoc, rozmaite zaburzenia. Brak jest miłości. Przykładowo matka wiąże się z nowym partnerem, a on nie życzy sobie, by mieszkała z nimi jej córka. Dziewczyna musi się wynosić. Bywa, że stara się wszelkimi sposobami przypodobać matce, by ta tylko chciała na nią spojrzeć. Stara się „kupić” miłość rodziców.

Zdarzają się podopieczne, które zajmowały się prostytucją, ale ich jest niewiele. Siostry podkreślają, że najlepiej zapobiegać wejściu w nią. Wyrwać kogoś z prostytucji jest bardzo trudno. Zagrożona jest dziewczyna, która nie ma gdzie mieszkać, co jeść. – To jest kwestia: kto pierwszy jej coś zaoferuje – my czy sutener – dodaje s. Edyta, wspominając o międzyzakonnej sieci przeciwdziałania handlowi ludźmi Bakhita. – Nasza dawna podopieczna mówiła: „gdybym wiedziała, że są siostry, że mogę prosić o pomoc, to bym na pewno tam, w świecie prostytucji nie wylądowała”.

Smak rodziny

Wiele osób szukających pomocy w Misji Dworcowej doświadcza przemocy psychicznej (wyzywanie, poniżanie), ekonomicznej – przykładowo mąż/partner nie pozwala kobiecie iść do pracy, by ją od siebie uzależnić, ogranicza jej dostęp do pieniędzy. – Bywają osoby, które w dzieciństwie były wykorzystywane seksualnie – przez bliskich, znajomych. Widzimy, jak wielkie spustoszenia powoduje to w ich psychice – mówi s. Goretti.

– Przychodzą do nas kobiety z domów dziecka, młodzieżowych ośrodków socjoterapeutycznych i wychowawczych, resocjalizacyjnych. Miałyśmy też panie po odbyciu kary w więzieniu. Często trudno jest pomóc dziewczynie wychodzącej z domu dziecka. Bywa, że jest tu przysyłana, gdy zachodzi w ciążę (nie może wtedy w nim pozostać). Każą jej przyjść do ośrodka, a ona ma małą motywację, by coś zrobić ze swoim życiem.

– Trudno pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć – podkreślają siostry. – Niektórym niełatwo zaakceptować zasady, jakie w każdym domu obowiązują – dotyczące porządku czy zwyczajnych reguł życia obok siebie. Jak ktoś nie miał dotąd domu, żadnych zasad, granic, to one są dla niego abstrakcją. Nasze podopieczne to pełnoletnie kobiety. Czasem widzimy, że któraś znów „pcha się w błoto”, w jakiś związek bez przyszłości, wyprowadzając się na przykład do mężczyzny, którego zna od miesiąca, głównie z kontaktów internetowych. Możemy z nią rozmawiać, ale musimy uszanować jej decyzje – dodają siostry.

Misja Dworcowa prowadzi także Punkt Konsultacyjno-Informacyjny, gdzie można uzyskać pomoc m.in. psychologa, pedagoga. Ze wsparcia korzystają byłe mieszkanki domu, ale nie tylko – każda kobieta może zadzwonić i umówić się na spotkanie. Siostra Edyta zaangażowana jest w streetworking – wychodzenie na ulice, do ludzi, którzy sami po pomoc nie przyjdą, towarzyszenie im, zachęcanie do skorzystania z dostępnych form wsparcia (ogrzewalnie, inne placówki).

– Ostatnio spędziłam 4 godziny w Pasażu Grunwaldzkim, rozmawiałam z pewną bezdomną płaczącą panią. W galeriach zimą często chronią się osoby bez dachu nad głową, szukając ciepła – tłumaczy s. Edyta. – Nosimy te kobiety w sercu – wszędzie, też idąc na Mszę św., na modlitwę. Ich problemy są naszymi problemami – podkreśla. – Wiem, że nie przypadkiem trafia do nas właśnie ta a nie inna osoba. Idę na konsultacje do Pana Boga. Pytam: „Co ja mam zrobić konkretnie dla niej? Czego ode mnie dla niej oczekujesz?”. Nieraz po ludzku bywam bezsilna, płaczę, nie śpię. Zależy nam na nich. One nie zawsze to od razu rozumieją – gdy staramy się je nauczyć porządku, opieki nad dzieckiem, zachęcamy do spłacania zaległości, odkładania choćby 20–30 zł. Często dopiero po czasie doceniają to, dziękują…

– Jesteśmy siostrami Maryi Niepokalanej – mówi s. Goretti. – Mamy nieść tym kobietom Jezusa i kochać je matczyną miłością, której one często nie doświadczyły. Pozwolić, by zakosztowały smaku rodziny.

Misja Dworcowa korzysta z dotacji ze strony miasta, jednak to nie wystarcza na utrzymanie ośrodka. Funkcjonuje on, jak mówią siostry, dzięki Bożej Opatrzności, i dzięki ludziom dobrej woli. Kto chciałby wspomóc stowarzyszenie, informacje znajdzie na stronie www.misjadworcowa.com.pl. Kontakt tel.: 71 321 05 50, 508 168 979, 512 385 949.