Chcemy powiedzieć: Pamiętamy

Roman Tomczak

publikacja 17.02.2018 04:45

Ciszę w pokoju przerywał tylko szelest szczoteczek i dyskretny, urywany szloch. – Na początku odmówiłem wykonywania tej pracy. Niełatwo jest wziąć na siebie taki ciężar – mówi mężczyzna pracujący przy renowacji bucików, należących do dzieci zamordowanych w Auschwitz.

Uczestników projektu wiele różni, ale łączy jedno – emocjonalny stosunek do ofiar obozu i historii tego miejsca. Roman Tomczak Uczestników projektu wiele różni, ale łączy jedno – emocjonalny stosunek do ofiar obozu i historii tego miejsca.

Przez dwa tygodnie kilkudziesięcioosobowa polsko-niemiecka grupa przebywała na terenie byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Dwa tygodnie to dość czasu, żeby poznać się między sobą. Za mało, żeby poukładać w głowie wszystko, co się tu zobaczyło i usłyszało.

– Na miejscu codziennie byliśmy dzieleni na grupy. Ja wykonywałam różne prace na terenie byłego obozu Auschwitz II, czyli Birkenau, np. wymieniałam drut kolczasty w ogrodzeniu. Trudno opisać słowami, co się wtedy czuje. Emocje są skrajne – mówi Dagmara Pytel z Kotli. Przez kilka dni pomagała także na wydziale wystawienniczym muzeum w Auschwitz, porządkując dokumentację po zamkniętych wystawach czasowych.

Damian Dietrich z Chocianowa pracował przy renowacji obuwia więźniów. – Zdarzało mi się trzymać w rękach dziecięce buciki. To było najbardziej przejmujące. Bo to były osoby niewinne, czyste, które nie zdążyły jeszcze nawet zgrzeszyć na tym świecie, a musiały zginąć z rąk ludzi, którzy to wszystko przygotowali. Dlatego na początku odmówiłem wykonywania tej pracy. Nie czułem się dość silny psychicznie – opowiada.

Świadkowie mówili później, że w pokoju, w którym pracował z kolegą, cały czas panowała grobowa cisza, przerywana tylko szelestem szczoteczek i ukradkowymi chlipnięciami. – W Auschwitz byłem już kiedyś, ale prywatnie. Czy da się porównać ze sobą te dwie wizyty? Nie, nie da się – mówi w zamyśleniu Damian.

Pracę przy butach i odzieży należało wykonywać tak, żeby nie odjąć im nic z autentyczności. Zadbać o to, żeby każdy eksponat „jak najwolniej” się starzał, by w przyszłości mogło go zobaczyć jak najwięcej osób.

Żałowałam, że znam niemiecki

W programie biorą udział pracownicy VW Motor Polska w Polkowicach i uczniowie Zespołu Szkół w Chocianowie. – W koncernie projekt „Nauka poprzez spotkanie” realizowany jest od 1987 roku, w Volkswagen Motor Polska – od 2001 roku. To projekt zupełnie nietypowy, jedyny w swoim rodzaju. Młodzież i nasi pracownicy raz w roku wyjeżdżają na dwa tygodnie do Oświęcimia. Tam spotykają się ze swoimi kolegami i koleżankami, uczniami zawodu z niemieckich fabryk Volkswagena. W Auschwitz pracujemy przy utrzymaniu przedmiotów, które kiedyś należały do więźniów, ofiar byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego. Na terenie Birkenau, czyli Auschwitz II, sprzątamy baraki, wymieniamy drut kolczasty. Chcemy utrzymać to miejsce w takim stanie, żeby mogły je zobaczyć przyszłe pokolenia. Żeby ono ciągle trwało. Żebyśmy nie zapomnieli tej historii – wyjaśnia Agnieszka Stefanko, koordynator programu „Praca w miejscu pamięci”.

Anna Soliwoda-Zając w Auschwitz po raz pierwszy była jeszcze na studiach. – Nie da się porównać tamtej wycieczki z tym projektem. Jadąc tam tym razem, wiedziałam, dokąd się udaję, i bałam się tej wizyty. Wiedziałam, że będzie trudna, głównie emocjonalnie. To olbrzymie obciążenie – opowiada.

Na miejscu została objęta programem dla kierowników grupy Volkswagen. – Nie pracowaliśmy fizycznie, ale intensywnie, razem z przewodnikiem, zwiedzaliśmy różne części obozu. Opowieści były tak przejmujące, że wiele razy żałowałam, iż rozumiem po niemiecku. Taka jest prawda – mówi.

Nie umywamy rąk

Choć w kolaboracji z III Rzeszą uczestniczyło wraz z Volkswagenem kilkadziesiąt innych niemieckich firm i wiele z nich działa do dziś, tylko on prowadzi program upamiętniania ofiar ostatniej wojny. – Jesteśmy jedyną firmą, która działa na rzecz miejsca pamięci w taki sposób. Owszem, do Auschwitz przyjeżdża co roku wielu wolontariuszy, ale to z reguły projekty instytucji działających na rzecz ofiar – mówi A. Stefanko.

Idea projektu powstała ponad 30 lat w tej samej firmie, w której przed wojną narodził się projekt „samochodu dla ludu”, wymyślony przez Adolfa Hitlera. – Niestety, tak było – przyznaje A. Stefanko. – Wkrótce przyszła wojna i fabryka zaczęła świadczyć usługi na rzecz niemieckiej machiny wojennej. Dziś nikt nie zaprzecza tym faktom. To jest i zawsze będzie geneza naszego powstania. Ale jako koncern postanowiliśmy coś zrobić dla upamiętnienia ofiar tamtych tragicznych sytuacji. To nie jest rekompensata. Chcemy przez to powiedzieć: my się nie odcinamy od naszej historii. Nie umywamy rąk. Pamiętamy, ale pamiętamy także po to, żeby pokazać naszym pracownikom, że ten element historii był bardzo trudny, ale że należy o nim mówić. Po to, żeby w przyszłości nic takiego się nie wydarzyło – mówi koordynatorka projektu.

Tylko nie: „A twój dziadek...”

Od 16 lat z Polkowic i Chocianowa wyjeżdżają do Auschwitz pracownicy fabryki Volkswagena i uczniowie chocianowskiej szkoły średniej. Dla wielu projekt „Nauka poprzez spotkanie” był początkiem zainteresowania sprawami, o których do tej pory mieli mgliste pojęcie.

– Popołudniami zwiedzaliśmy obóz. Dowiadywaliśmy się sporo o jego historii, poznawaliśmy historie konkretnych ludzi. Nigdy wcześniej nie byłam w Auschwitz i było to dla mnie przeżycie wstrząsające, ale jednocześnie bardzo ważne – mówi Dagmara Pytel, pracownica Volkswagen Motor Polska. – Bardzo chciałabym tam jeszcze wrócić. Mamy taki plan z kolegami z Niemiec. Ale chyba dopiero po jakimś czasie. Może z innym już doświadczeniem życiowym.

Oprócz pracy i zwiedzania projekt przewiduje dyskusje w grupach. – Miałam to szczęście w nieszczęściu, że w swojej grupie byłam jedyną Polką. Kilka razy zderzałam się z zupełnie innym spojrzeniem na zagadnienie istnienia obozu w Auschwitz. W tych dyskusjach brały udział osoby z różnych części Niemiec i w różnym wieku. Wiele rozmów było bardzo trudnych, nie każdy chciał zabrać głos. Tylko niektórzy się otworzyli. Rozmawialiśmy wtedy godzinami i wiele rozmów kończyło się łzami – opowiada Anna Soliwoda-Zając.

Koordynatorka projektu przyznaje, że reakcje na dwutygodniowy pobyt przy pracy nad rzeczami pozostawionymi przez ofiary obozu są różne. – Są, oczywiście, pewne uprzedzenia. Czasami ktoś zacznie: „a twój dziadek...”. Dlatego o tym rozmawiamy. Bardzo otwarcie. To, że w projekcie biorą udział Niemcy i Polacy, powoduje, iż emocje mogą być odmienne. W końcu Niemcy jadą do obozu zagłady zbudowanego przez ich przodków, gdzie z kolei ginęli przodkowie polskich uczestników projektu – zwraca uwagę Agnieszka Stefanko.

Zapiski, liściki, zdjęcia

Zdecydowana większość uczestników projektu jedzie do Auschwitz po raz pierwszy w życiu. Nie wie, czego się spodziewać. Mówią: „Do pracy. Spotkać się z kolegami z Niemiec. Zwiedzić Kraków, Wieliczkę i muzeum w Oświęcimiu”. Takie oczekiwania zdarzają się najczęściej. Wracają odmienieni.

– Tam uświadamiają sobie, że dotykają historii ludzi tu zamordowanych. Pojawiają się łzy, emocje. Rozmawiają o uprzedzeniach, które mieli do swoich kolegów z Niemiec i jak tutaj się ich pozbyli. Jeden z naszych kolegów z Volkswagena, człowiek dorosły, mający rodzinę, dzieci, po wizycie w Auschwitz powiedział, że dopiero tutaj wydoroślał. Ludzie dojrzewają w Auschwitz. Tak się dzieje, kiedy np. nasi uczestnicy biorą w ręce przedmioty, buty, ubrania, części garderoby, należące do zamordowanych więźniów. Czasami odnajdują w nich zapiski, liściki, zdjęcia, ukryte znaki – bo rzeczy te nigdy przedtem nie ujrzały światła dziennego. Takie odkrycia, emocje, które temu towarzyszą, pozostają w nich do końca życia. I oni muszą się w tym nawzajem wspierać. I wspierają się, Polacy i Niemcy, razem. Myślę, że właśnie to jest najbardziej wartościowe w tym projekcie – uważa A. Stefanko.

Do wyjazdu w ramach projektu „Praca w miejscu pamięci” uczestnicy zgłaszają się sami. Każdy z chętnych, zarówno pracowników Volkswagen Motor Polska, jak i uczniów chocianowskiej szkoły, musi wypełnić specjalną ankietę, a w niej napisać, dlaczego chce pojechać na dwa tygodnie do Oświęcimia. Co roku ze wszystkich chętnych do udziału w projekcie typowanych jest ok. 10 osób z polkowickiej fabryki Volkswagena i szkoły w Chocianowie. Na miejscu, razem z grupą niemiecką, to ponad 30 osób.

– Trzeba chcieć, nic na siłę. To musi być ich wewnętrzna potrzeba. Potem wnikliwie czytamy ich ankiety i razem z przedstawicielami związków zawodowych typujemy osoby do wyjazdu. Co piszą? Chcą zrozumieć, co się stało w Auschwitz. Chcą o tym porozmawiać z kolegami z Niemiec. Niektórzy mieli przodków, którzy zginęli w obozie. Ta wizyta ma być hołdem oddanym dziadkom czy rodzinie. To najczęstsze motywacje – mówi koordynatorka projektu.

Z kilkunastoletnich wyjazdów do Auschwitz powstała wystawa fotograficzna. W 2012 r. zdjęcia opisujące prace pracowników Volkswagena na rzecz ofiar Auschwitz wystawiono w głównym holu budynku ONZ w Nowym Jorku.