Smok z zespołem Downa

Monika Łącka

publikacja 01.03.2018 04:45

Kilka lat temu podczas dnia skupienia pracownicy „Ogniska” dostali od bp. Grzegorza Rysia wymagające zadanie: by ludzie, patrząc na nich, mówili: „Ojej, co nimi kieruje, że tak pracują?”.

Awokado Lunch Bar zyskał w Krakowie dobrą sławę i jest dumą „Ogniska”. Na zdjęciu od lewej: Darek, Arek, Grzegorz i Paulina. Monika Łącka /Foto Gość Awokado Lunch Bar zyskał w Krakowie dobrą sławę i jest dumą „Ogniska”. Na zdjęciu od lewej: Darek, Arek, Grzegorz i Paulina.

W naszej „ogniskowej” codzienności staramy się pamiętać o tej lekcji i każdego dnia żyć Ewangelią. Bo przecież „cokolwiek czynimy jednemu z tych braci naszych najmniejszych (a osoby niepełnosprawne tak właśnie można traktować), Jezusowi czynimy” – mówi Małgorzata Wojdowska, kierująca Środowiskowym Domem Samopomocy przy ul. Teligi 26 B. Prowadzi go świętujące swoje ćwierćwiecze Chrześcijańskie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych, Ich Rodzin i Przyjaciół „Ognisko”.

Tradycyjnie i subtelnie

Jednym z największych osiągnięć „Ogniska” jest powstanie działającego od lipca 2015 r. Awokado Lunch Baru. Gwar panuje w nim od samego świtu. Już o 7.00 rano Paulina i Grzegorz przygotowują kanapki dla pierwszych gości, którzy przy Prądnickiej 12 zjawią się po godz. 8. Muszą się spieszyć, bo zaraz trzeba zacząć myśleć o surówkach i kompocie do obiadu. Rozładowują więc dostawy owoców i warzyw, a potem obierają, kroją, mieszają i doprawiają – z wyczuciem i smakiem, by było i po domowemu, i z nutką nowoczesności oraz indywidualizmu kucharza. Paulina, samouk, gotować lubiła od zawsze, a gdy zaczęła chodzić na warsztaty terapii zajęciowej „Ogniska” w Pobiedniku, ktoś zauważył, że ma talent. Po jakimś czasie trafiła do istniejącego jeszcze wówczas Baru Przy Ognisku, który potem przekształcił się w Awokado Lunch Bar. Z kolei Grzesiek to prawdziwy kulinarny artysta – skończył nie tylko szkołę gastronomiczną, ale jeszcze zrobił kurs cukierniczy oraz hotelarski i wydaje się, jakby niepełnosprawność nie była dla niego większą przeszkodą na drodze do spełniania marzeń.

Ważną postacią w kuchni jest też Arek – w Awokado pracuje od dwóch lat. Wcześniej przez 8 lat pracował (nawet 15 godzin dziennie!) w jednej z meksykańskich restauracji w Krakowie. – Tu jednak więcej się nauczyłem – przekonuje. Gdy trzeba, kroi mięso, układa kurczaka w brytfannie albo obtacza rybę w cieście kokosowym. Zmywakiem też nie gardzi, a później, w białym fartuchu, ugniata sznycle i wrzuca je na patelnię. – Kiedy Arek ma dobry dzień, mógłby sam wszystko zrobić. W grudniu, kiedy przygotowywaliśmy catering na wiele firmowych wigilii, był naszą podporą. Czasem tylko, gdy choroba daje o sobie znać, trzeba go nieco mocniej motywować – opowiada Paulina Dela, manager Awokada, która – jako szefowa niepełnosprawnych osób – stara się dostrzegać ich potrzeby oraz dbać, by w pracy panował dobry klimat. – I tak właśnie jest! – zapewnia Darek, pomoc kuchenna. Jeszcze do niedawna ręcznie obierał nawet 4 worki ziemniaków dziennie. Teraz pomaga mu w tym specjalna maszyna, która wyrzuca obrane już ziemniaki, ale potem trzeba je jeszcze „wyoczkować”. Darek ma do tego anielską cierpliwość.

W drużynie Awokada są też Basia (nikt tak nie pozmywa i nie posprząta jak ona), Ania (stażystka z szansą na etat) i Daniel, który odpowiada za pieszą (w promieniu 2 km) dostawę obiadów do biur. Nad pracą całego zespołu czuwają natomiast dwaj zawodowi kucharze i każdego dnia za cel stawiają sobie, by proponowane dania były zdrowe, smaczne i pożywne. – Naszymi klientami są w dużej mierze pracownicy okolicznych biur i korporacji. Każdego dnia chcą zjeść tanio, szybko i dobrze, a najlepiej, żeby dania pachniały kuchnią z dzieciństwa – tłumaczy Paulina Dela i dodaje, że pierwotnie menu lunch baru bazowało na owocu awokado (stąd nazwa lokalu), który miał pojawiać się w wielu potrawach. Szybko jednak okazało się, że największe wzięcie mają... schabowy, sznycel, zupa fasolowa i rosół. – O klientach z nieco bardziej subtelnym podniebieniem nie zapominamy i każdego dnia mamy dla nich zupę krem (np. z dyni, groszku, pomidorowo-bazyliową) oraz ciekawe danie główne (np. ciecierzycę w curry, kurczaka w sezamie) – wyjaśnia Paulina Dela.

Samodzielność ponad wszystko

Kulinarne (choć nie tylko) talenty wyławiane są w dwóch prowadzonych przez „Ognisko” warsztatach terapii zajęciowej (przy ul. Basztowej w Krakowie i w Pobiedniku) oraz w czterech środowiskowych domach samopomocy (przy al. Pokoju, ul. Aleksandry, ul. Teligi i w Miłocicach). A gdy już ktoś zostanie dostrzeżony, to w projekcie zatrudnienia wspomaganego pod okiem trenera przygotowuje się do podjęcia pracy. Z czasem trener wycofuje się, ale cały czas pozostaje w kontakcie z pracodawcą osoby niepełnosprawnej. – W ciągu ostatnich 10 lat aż dla 400 osób z niepełnosprawnością znaleźliśmy zatrudnienie na otwartym rynku pracy, a dla wielu innych – w warunkach pracy chronionej i w naszej spółdzielni socjalnej – mówi Małgorzata Wojdowska.

W tym, że pracuje w „Ognisku”, widzi palec Boży. Opatrzności dziękuje więc nieustannie. Do ŚDS, którym kieruje od 6 lat, przychodzi obecnie 35 osób z różnym stopniem niepełnosprawności – intelektualnej i fizycznej. Dla każdego ma ciepłe słowo i każdemu stara się podnosić poprzeczkę – na miarę jego możliwości i dla jego dobra. – Rodzicom czasem trudno zrozumieć, że jeśli ich dorosłe dziecko będzie siedziało na rencie w domu, uważając, żeby się nie zmęczyć, to więcej będzie w tym dla niego szkody niż pożytku. Bo kiedyś, gdy ich już zabraknie, lepiej, by niepełnosprawna osoba była maksymalnie samodzielna – tłumaczy, zarażając energią zarówno podopiecznych, jak i współpracowników – zdolnych i wypróbowanych, którzy nie boją się realizować w ŚDS swoich pomysłów.

– Skoro jeden z pedagogów jest sędzią piłkarskim, to dlaczego nie miałby poprowadzić drużyny naszych panów? Z kolei terapeutka, która ma „zieloną rękę” i wszystko wokół niej kwitnie, nie musiała przekonywać mnie do zajęć z hortiterepii – mówi M. Wojdowska. Pełne zaufanie ma też do innych pracowników – m.in. do prowadzącej arteterapię Joanny Magoch. W jej pracowni, podczas zajęć z plastyki i ceramiki, powstają prawdziwe dzieła, w których niepełnosprawni artyści wyrażają siebie i to, co przeżywają. Nikogo nie dziwi więc niewidomy smok z laseczką, smok z zespołem Downa albo anioły-mocarze, które mają chronić i kochać. Bo miłość to coś, czego chory człowiek najbardziej potrzebuje. ŚDS przy Teligi nie mógłby też istnieć bez serca, którym jest kuchnia, gdzie codziennie pachnie domowym obiadem (przygotowują go m.in. Kasia, Anita i Monika pod opieką terapeutki). Jest też sala gimnastyczna, gdzie każdego dnia odbywa się rehabilitacja.

– Często chodzimy też na basen i na ściankę wspinaczkową oraz uprawiamy nordic walking. To też dla wielu rodziców było szokiem, jednak nasi podopieczni sport pokochali – cieszy się Małgorzata Wojdowska, a jej słowa potwierdza 33-letni Grzegorz. Dla znajomych: Grzechu. – W głębokiej wodzie czuję się jak rybka! Pływam bardzo chętnie – z jednego końca basenu na drugi, i tak kilka razy – opowiada.

Sukcesy i marzenia

Ciekawostką jest, że choć stowarzyszenie ma w swojej nazwie słowo „chrześcijańskie”, zatrudnia również osoby niewierzące lub innych wyznań. Ważne jednak, by szanowały one przyjęte wartości, a zwłaszcza godność niepełnosprawnych osób, a także ich duchowe potrzeby. Co najmniej dwa razy w roku razem idą więc na Mszę św. i towarzyszą podopiecznym podczas spowiedzi. Jak wspomina Andrzej Wolski, współzałożyciel (wraz z Marią Orkisz) i prezes stowarzyszenia, duchowość w „Ognisku” zawsze była bardzo ważna. Wyrosło ono bowiem z ruchu „Wiara i Światło” i do dziś pozostaje wierne ideałom Jeana Vaniera oraz Marie-Hélène Mathieu. Zdmuchując świeczki z urodzinowego tortu, prezes cieszy się też, że od 2016 r. na os. Stalowym działa jedyny tego typu w Krakowie ośrodek dla osób z głęboką wieloraką niepełnosprawnością.

Dumą zarządu jest również projekt „Asystent”, który wspiera rodziców osób niepełnosprawnych. – Na to czekałam! – nie kryje pani Krystyna, mama 42-letniej Anety, z „Ogniskiem” związanej od 1996 r. – Oboje z mężem mamy już problemy zdrowotne, więc ciężko nam przenosić córkę albo wsadzać ją do auta. Nasza pani asystentka jest więc wielkim odciążeniem, a Aneta może umawiać się z nią na wyjście do muzeum, teatru – opowiada. Ważnym marzeniem władz stowarzyszenia jest natomiast start projektu mieszkań treningowych i wspieranych dla tych niepełnosprawnych, którzy chcą i mogą posmakować samodzielności. Być może ruszy on już niebawem.• Więcej o stowarzyszeniu można znaleźć na www.ognisko.org.pl.