Łańcuszki pseudopomocy

Agata Puścikowska

GN 15/2018 |

Jak chcesz pomagać, to pomagaj. Nie mylić z metodą „kopiuj–wklej–wyślij”.

Łańcuszki pseudopomocy

Oficjalnie ogłaszam. Jeśli jeszcze raz dostanę „szlachetną informację” do przekazania i udostępnienia, to wybuchnę! O co chodzi? O łańcuszek internetowo-esemesowy, który od lat rozpowszechniany jest w prywatnych i publicznych korespondencjach. Brzmi mniej więcej tak: „Hej, proszę, prześlij mi to dalej do jak największej liczby osób. Potrzebna krew dla dziecka chorego na białaczkę B RH minus. To bardzo rzadka grupa. To prośba kolegi z pracy”. W niektórych wiadomościach podane jest też nazwisko niby-matki tego niby-chorego dziecka i jej numer telefonu.

Nie bardzo rozumiem, jak można, nie sprawdzając istotnych informacji, przekazywać je dalej. Bez pytania o cel i sens takiego działania. Bez chwili refleksji. Dlaczego nie zadać sobie odrobiny trudu wyszukania czegokolwiek, jakichkolwiek informacji na temat zbiórki? W internecie można przecież znaleźć wszystko, lub prawie wszystko. A informacja o chorym dziecku była wielokrotnie dementowana.

Zresztą wiadomość o zbiórce krwi to niejedyna bzdurna wiadomość tego typu. Swego czasu królował tekst – prośba o modlitwę za niejaką Agatę, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży, jest śmiertelnie chora i lekarze nie wiedzą, kogo ratować: dziecko czy matkę. A większość „przesyłających dalej” nie wpadła na logiczny pomysł, że można by ratować jedno i drugie, a esemes to bzdura. To święta naiwność? Czy raczej nieświęta reakcja stada owiec, które biegną przed siebie bez odrobiny zdrowego rozsądku? Owiec, które „chcą dobrze”, a być może wysyłając esemes, czują się zwolnione z obowiązku autentycznej pomocy. Łatwiej „przesłać dalej” niż konkretnie pomóc drugiemu człowiekowi. Powielanie i kopiowanie podobnych „szlachetnych” informacji nie tyle jest naiwne, ile wręcz niepoważne, żeby nie użyć mocniejszych sformułowań. Krwiodawstwo to sprawa na tyle potrzebna i poważna, że nie załatwia się jej za pomocą metody „kopiuj, wklej i podaj dalej”. W dodatku podobne bzdury bardzo szkodzą krwiodawstwu, bo stępiają wrażliwość na autentyczny dramat chorych. Spędziłam ponad pół roku na hematologii przy chorym bracie i wiem, jak ważna jest każda kropla zdrowej krwi dla cierpiących. Zamiast powielać nieprawdziwe informacje, by poczuć się bohaterem i dobrym człowiekiem, warto chociaż raz, o ile oczywiście zdrowie pozwala, po prostu oddać krew. Chorzy czekają na nią w każdej chwili. Uratować ich może właśnie hemoglobina, a nie nierozgarnięte i „szlachetne” łańcuszki pseudopomocy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.