Łapie życie na gorącym uczynku

Bogdan Gancarz

publikacja 03.06.2018 05:45

Krakowski poeta Adam Ziemianin, piewca gór i codzienności, ma już 70 lat. Do popularności jego wierszy przyczyniają się nie tylko drukowane tomiki, lecz także ich śpiew przez zespoły Stare Dobre Małżeństwo i U Studni.

Łapie życie na gorącym uczynku Grzegorz Kozakiewicz „Lubię tego anioła z rumieńcem wciąż zdrowym późno barokowym” – rymował poeta o figurze z kościoła św. Anny. Z czasem się do niej upodobnił.

W jednym z wierszy napisał: „Dałeś mi Panie łaskę – abym – ślad zostawił /Koślawy może – śmieszny – ale własny”. – Poezja zaczęła mnie pociągać w czasach licealnych. Wpierw były to wynurzenia liryczne pod adresem ukochanej dziewczyny. Nie wytrzymały próby czasu, ale zamiłowanie do poezji pozostało. Moją rodzinną Muszynę odwiedzał m.in. twórca z „krainy łagodności” – Jerzy Harasymowicz. Pobudził mnie do dalszego pisania – wspomina A. Ziemianin. Nie czeka, aż przyjdzie natchnienie. Usiadłszy na krześle przy biurku, łyknąwszy z kubka zielonej herbaty, zaczyna pisać – przez kilka godzin codziennie, niczym urzędnik galicyjski. Pomysły zapisuje wcześniej ołówkiem w notesiku, który ma zawsze przy sobie. Potem je tylko rozwija twórczo. – Moja poezja nie jest efektem jakichś spekulacji mózgowych snutych w cieniu czterech ścian. Przeciwnie – rodzi się wśród ludzi. Obserwuję ich na ulicy, w tramwaju, w pociągu, w kawiarni. „Podsłuchuję” rzeczywistość. Łapię po prostu życie na gorącym uczynku – mówi poeta.

Od flisaka do rymotwórcy

Urodził się 12 maja 1948 r. w Muszynie. Owo górskie miasteczko na pograniczu polsko-słowackim i jego okolice stały się jednym z jego natchnień poetyckich. Drugim został Kraków, do którego niegdyś przyjechał, by studiować polonistykę. – Przybyłem tu w 1967 r., sądząc naiwnie, że w trakcie studiów poznam bliżej tajniki poezji. Byłem wpierw słuchaczem Studium Nauczycielskiego, później znalazłem się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Była tam fajna paczka poetów rówieśników, m.in. Jerzy Gizella i Andrzej Warzecha. Potem wraz z nimi, Wiesławem Kolarzem i Andrzejem Krzysztofem Torbusem tworzyliśmy poetycką Grupę „Tylicz”. Naszą wyobraźnię kształtowały łagodne wzgórza krain naszego pochodzenia, a nie wielkomiejska kamienna pustynia – wspomina A. Ziemianin. – Kraków stał się jednak z czasem moim miastem. Przez ćwierć wieku, od połowy lat 70. poczynając, mieszkałem w słynnym Domu Literatów przy ul. Krupniczej – dodaje.

Był w swoim życiu m.in. flisakiem na Popradzie, pilotem szybowców, nauczycielem i dziennikarzem. Debiutował w 1968 r. na łamach krakowskiego „Życia Literackiego” wierszem „Święty Jan z Kasiny Wielkiej”. Pierwszy tom poezji pt. „Wypogadza się nad naszym domem” opublikował w 1975 r. Wydał ich zaś w sumie 30. Do tego w ostatnich latach dołączyły 3 tomy prozy.

A. Ziemianin jest jednym z nielicznych żyjących poetów polskich, który jest nie tylko stale czytany, ale i słuchany. – Czytelnicy i słuchacze nie mają zresztą wyboru. Bo stary Bodziony, jeden z bohaterów mojej prozatorskiej, lecz gęsto przetykanej wierszami książki „Z nogi na nogę”, będącej swoistym powrotem do „kraju lat dziecinnych”, rymuje bezwzględnie: „Kto Ziemianina nie czyta /Ten nygus i łachmyta” – żartuje poeta. Jest czytany, bo wciąż ukazują się (i sprzedają!) jego kolejne książki poetyckie, słuchany zaś, bo jego teksty śpiewają nieustannie legendarne już zespoły Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo (do muzyki Krzysztofa Myszkowskiego) i U Studni, a on sam recytuje swoje wiersze podczas koncertów.

Kosmiczna codzienność

Czytelników i słuchaczy ujmuje jego pogodny stosunek do świata i ludzi, opisywanie z życzliwością gór i codzienności, którą poeta – jak sam mówił – „wyświęca, nadając jej rangę kosmiczną”. W jego wierszach sporo miejsca zajmuje również dom, zarówno ten rodzinny w Muszynie przy ul. Ogrodowej, jak i krakowski, który wraz z dziećmi – Kacprem i Halszką – współtworzyła zmarła w 2005 r. żona Maria. Żonę, wnuczkę poety Emila Zegadłowicza – piewcy Beskidów, poznał w 1975 r., gdy wraz z Wolną Grupą Bukowina i jej twórcą Wojciechem Bellonem zawitał do Gorzenia Górnego.

– Zapatrzyliśmy się w siebie z Marią i tak się zaczęło – wspomina poeta. Poświęcił jej potem wiele utworów zebranych w tomach „Wiersze dla Marii” i „Przymierzanie peruki”. Do końca życia pozostała jego „słoneczną latarnią”, jak zwracał się do niej w jednym z wierszy. Od wczesnej młodości był koneserem życia, jego dużych i małych radości, rad z wędrowania bez celu, długich rozmów z przyjaciółmi przy kuflu piwa, szukaniu piękna w najbliższym otoczeniu, które nie zawsze wydaje się piękne na pierwszy rzut oka. – Bliska jest mi radosna afirmacja życia praskiego twórcy Bohumila Hrabala – wyznaje poeta.

Chrystus z kapliczki

W twórczości A. Ziemianina nie brak także odniesień do Boga. Poeta podkreśla, że wiara jest dla niego m.in. „siłą pozwalającą życie znosić godnie”. – Poczucie wiary w Boga wyniosłem z domu, który był bardzo religijny. Pamiętam z dzieciństwa godzinki śpiewane przez babcię, wczesnoranne wędrówki na Roraty z mamą. To wszystko budowało we mnie religijność i znajdowało odzwierciedlenie w poezji. Kochanowskiego odkryłem na przykład przez jego pieśń religijną „Czego chcesz od nas, Panie”, którą śpiewałem w chórze kościelnym – mówi poeta. „W pierwszych słowach mego listu /Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus /Ten z kapliczki przy Ogrodowej /Za to że niósł nam czysty płomień” – rymował w słynnym „Liście do Ogrodowej”, przejmująco śpiewanym przez Stare Dobre Małżeństwo. „Ty który stworzyłeś /jaśminu gałązkę /Ty który orzech włoski zawiązujesz w piąstkę. /Zachowaj dzisiaj od nienawiści /Moje serce moje oczy moje myśli” – pisał z kolei w wierszu „Modlitwa końca mojego wieku”.

– Twórczość A. Ziemianina zawsze była zakorzeniona w tematyce religijnej, daleka jednak przy tym od taniej deklaratywności. W młodości nie brakowało w niej wprawdzie elementów, w których był odcień młodzieńczej obrazoburczości i przekory, ale nigdy nie były antyreligijne. „Ze słabości mojej /rozliczysz mnie Panie /Z błądzeń moich /I z tych dróg na skróty” – napisał z czasem. Religijność jego poezji osiągnęła artystyczne szczyty w pełnych bólu, elegijnych wierszach pisanych w czasie ciężkiej choroby żony i po jej śmierci, zebranych potem w tomie „Przymierzanie peruki” – mówi dr Stanisław Dziedzic, znawca poezji autora „Listu do Ogrodowej”, dyrektor Biblioteki Kraków.

Jubileusz Pana Radcy

Autor „Listu” jest też jednym z nielicznych poetów, którego wiersz trafił na... mury. W 2012 r. krakowski artysta o pseudonimie „Bartolomeo Koczenasz” w ramach akcji artystycznej umieścił na murze krakowskiej kamienicy nad miejscem, gdzie był słynny niegdyś studencki bar „Barcelona”, wiersz A. Ziemianina, opiewający ów przybytek. „Wtedy jeszcze mieliśmy /Paszporty do młodości /Takie radosne” – pisał poeta.

– Uważam, że „paszport młodości” A. Ziemianina wciąż zachował ważność! Nie mogę uwierzyć, że ten pogodny, radosny poeta z rumianym obliczem ukończył już 70 lat i stał się szacownym jubilatem. Używając jego słów: „lubię tego anioła /z rumieńcem /wciąż zdrowym /późno barokowym”, nie wydaje mi się, żeby mógł się zamienić w „starego pryka”, który – według Boya – jest niezbędny do urządzenia typowego jubileuszu krakowskiego – mówi Krzysztof Nurkowski, nauczyciel historii, poeta i eseista, miłośnik twórczości autora „Gościńca”, w swoich krakowskich czasach studenckich bywalec „Barcelony”.

Jubileusz poety został jednak zorganizowany. Chociaż twórca jest młody duchem i do „pryka” mu daleko, to – o czym wielu nie wie – posiada tytuł radcy, bardzo ceniony na terenie dawnej Galicji i będący pod Wawelem jednym z niezbędnych warunków „jubilowania”, co wychodzi tu, obok pogrzebów narodowych, zawsze najlepiej. – Jestem wprawdzie tylko radcą kolejowym, ale dobre i to. Mój ojciec był kolejarzem – zwrotniczym w Muszynie. Miał mnie za pędziwiatra, ale gdy zostawszy redaktorem pisma „Kolejarz”, uzyskałem automatycznie w strukturze PKP tytuł radcy, z podziwu złapał się za głowę, mówiąc: „To ja tyle lat przepracowałem na kolei, a ty trzydziestki jeszcze nie masz, a już zostałeś radcą?!” – śmieje się poeta.

21 maja w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym odbyła się zorganizowana przez prof. Marka Karwalę jubileuszowa sesja naukowa „Buduję dom od dymu z komina”, poświęcona twórczości Pana Radcy Ziemianina. Organizator sesji przypomniał, że w poezji jubilata ważne miejsce zajmuje postać matki. – Twórca poświęcił jej wiele ciepłych, wzruszających liryków – była za życia kochaną osobą, zawsze wyczekującą odwiedzin syna w przygranicznej arkadyjskiej Muszynie – powiedział prof. Karwala.