Anna od pomagania

Agata Puścikowska

publikacja 17.06.2018 06:00

Jej świat odmienił się w szpitalu, podczas choroby córki. Zaczęła wspierać takich jak ona: rodziców chorych dzieci.

Anna Ojer z Wawra zorganizowała grupę osób, które bezinteresownie pomagają rodzicom dzieci leczonych w Centrum Zdrowia Dziecka. Agata Puścikowska /foto gość Anna Ojer z Wawra zorganizowała grupę osób, które bezinteresownie pomagają rodzicom dzieci leczonych w Centrum Zdrowia Dziecka.

Anna Ojer, twórczyni nieformalnej, choć bardzo prężnie działającej grupy pomagającej rodzicom, których dzieci leczą się w Centrum Zdrowia Dziecka. Dlaczego zorganizowała i wciąż organizuje pomoc? Gdy jej najmłodsza córeczka Nikola leżała w szpitalu, Anna doświadczyła wszystkiego, czego doświadczają rodzice chorych dzieci: poczucia zagubienia, lęku o dziecko, trudności z najprostszymi sprawami, gdy nie można opuścić dziecka ani na chwilę, i braku pomocy. A i tak jej sytuacja, mieszkanki Warszawy, była lepsza niż rodziców z małych miejscowości, oddalonych od stolicy setki kilometrów. Dlatego pani Anna postanowiła pomóc.

Składzik dobra

Składzik jest maleńki. Niewielki pokoik wszelkiego dobra, otrzymanego od ludzi dobrej woli, dla rodziców i ich dzieci. Od podłogi do sufitu wypełniony pudełkami, opisanymi i uporządkowanymi w taki sposób, by – gdy przyjdzie list czy telefon z prostą ludzką potrzebą – odpowiednia rzecz trafiła od razu do potrzebującego. – Tu mamy ubranka dla dzieci, tu zabawki, tu mleko dla niemowląt. W tym pudełku są ubrania dla rodziców, posegregowane rozmiarami, a tu pledy, koce. Z kocami jest niemal zawsze problem, bo kto wpadnie na pomysł, gdy trzeba nagle ratować dziecko, by sobie do karetki czy helikoptera ratunkowego zabrać koc do spania? – pani Anna pokazuje stosy. Te koce uratowały niejedną matkę przed brakiem snu i odpoczynku. Uratowały fizycznie, bo pod ciepłym i miękkim kocem można podrzemać. I uratowały psychicznie, co może ważniejsze: bo okazało się, że w dramatycznej sytuacji, z dala od domu, zjawił się ktoś, kto pomógł.

– Koców rozdaliśmy setki. Ja i moi przyjaciele, współpracownicy, ludzie dobrej woli, którzy dołączają do inicjatywy. Na Facebooku, na profilu, który założyłam: „SOS – Mieszkańcy Wawra – rodzicom z CZD”, jest blisko 8,5 tys. członków. W ciągu 2 lat działalności grupa skupiła ludzi dobrej woli z całego kraju. Jeśli ktoś może, pomaga fizycznie – przyjeżdżając z darami i wszelką pomocą do CZD. Jeśli nie może, odpowiada na apele pani Anny i na przykład wysyła pomoc rzeczową pod wskazany adres. Pomoc trafia do składziku (użyczonego przez Urząd Dzielnicy Wawer), a następnie jest przewożona do potrzebujących rodziców.

Balony na osłodę życia

– Dziecko cierpi, cierpi rodzic. Tylko że najczęściej nie ma komu się poskarżyć. Zostaje ze swoim bólem sam i jeszcze musi się uśmiechać do chorego dziecka. Rodzice chorych dzieci to cisi bohaterzy – uważa pani Anna. – Dlatego należy im się wsparcie.

Pani Anna z przyjaciółmi, gdy trzeba, pomaga też w znalezieniu lokum dla matki, która musi przy chorym dziecku przebywać bardzo długo. Hotele czy nawet pokoje do wynajęcia to koszt często nie do udźwignięcia dla rodziny… – Ale matkom potrzebne są często kosmetyki, ubrania, zwykła szczoteczka do zębów, zrobienie prania, kupienie wody mineralnej. Jeśli mają krewnych w Warszawie, mogą liczyć na wsparcie. Gorzej, gdy są zupełnie same. Bywa też, że są samotnymi matkami, które dźwigają wszystko na własnych barkach – opowiada pani Anna.

„Witam, czy jest szansa na wolne łóżko? Trafiła do mojej sali, z zaskoczenia, mama, która nie ma dosłownie nic, a jest z daleka. Resztę potrzeb ogarniemy sami” – pisze na profilu SOS jedna z członkiń. Pomoc organizowana jest przez panią Annę i inne matki w kilka godzin. I łóżko jedzie do potrzebującej. Tak to działa. – Tych łóżek zorganizowaliśmy rodzicom już setki – opowiada pani Anna. – Dobrze, że są ludzie, którzy chętnie udostępniają łóżka polowe, by rodzice mogli cały czas przebywać z dziećmi.

Do składziku trafiają też wózki, szczególnie dla dzieci większych, które mogą poruszać się po oddziałach, ale ręce matek są już za słabe, by je nosić.

Niedawno pani Anna zorganizowała zbiórkę… balonów! – Szpital to miejsce walki o życie, często łez, bólu i smutku. Ale przecież dzieci potrzebują radości i zapomnienia. Dlatego wpadłam na pomysł, by ludzie przysyłali balony. Te balony, w liczbie prawie 500, powiesiliśmy nad łóżkami dzieci. Fruwały, a dzieci były przeszczęśliwe!

List do ministra

Przez lata spędzone w CZD (córeczka pani Anny nadal wymaga leczenia specjalistycznego, choć już w domu) moja rozmówczyni widziała bardzo wiele. Szczęśliwe zakończenia i mniej szczęśliwe. Widziała też dramat odchodzenia ukochanych dzieci. Boli to szczególnie, gdy matka dziecka jest zupełnie sama i musi żegnać ukochanego syna czy córkę bez wsparcia najbliższych.

– System nie powinien zostawiać człowieka samego w obliczu śmierci dziecka – uważa pani Anna. – To podstawowe prawo człowieka: otrzymać wsparcie w czasie ekstremalnie dla siebie trudnym.

To dlatego postanowiła napisać list do resortu zdrowia. List z prośbą o zapewnienie rodzicom umierających dzieci instytucjonalnej pomocy.

„Szpitale powinny wdrożyć procedurę pomocy rodzicowi w obliczu tragedii, jaką jest śmierć dziecka” – napisała pani Anna. Jak mówi, wiele ją ten list kosztował: nieprzespanych nocy, stresu, przemyśleń. Ale nie mogła nie napisać po tym, gdy zobaczyła dramat samotnej matki żegnającej jedyne dziecko. Matki, która po śmierci dziecka właściwie nie wiedziała, co dalej robić, jak postępować, gdzie się udać po akt zgonu (była spoza Warszawy), kogo prosić o pomoc. Śmierć dziecka to obecnie problem wyłącznie rodziców. I muszą „sobie radzić”, nie znając procedur, miejsc. W głębokim szoku i żałobie, więc nie wszyscy potrafią…

„Taki [osierocony – przyp. aut.] rodzic doświadcza najgorszego. Nagle musi zebrać rzeczy ze szpitalnego pokoju, pożegnać ukochane dziecko, odwieźć je w podziemiach szpitalnych i przyjść następnego dnia po dokumenty, z którymi musi udać się do miejscowego urzędu. Rodzic (…) wychodzi ze szpitala w obcym mieście i nie wie, dokąd ma pójść, gdzie przeczekać noc, co zrobić z torbami pełnymi rzeczy swoich i dziecka, jak znieść ten ból w samotności” – napisała do ministra zdrowia pani Anna.

– Powinna być stworzona procedura pomocy. Proste sprawy: rodzice powinni w prosty i delikatny sposób dowiedzieć się, gdzie muszą się udać, kto mógłby pomóc, jeśli są spoza miasta, powinni wiedzieć, gdzie mogą przenocować. To naprawdę niewiele kosztuje… – uważa pani Anna. – My, rodzice z CZD, oczywiście pomagamy i pomagać będziemy. Jednak pomoc systemowa w tych najtrudniejszych chwilach dla rodziców musi być zapewniona.