Burze odpalają. Konwekcja wybucha!

Katarzyna Matejek

publikacja 01.07.2018 05:45

Jedni się nimi zachwycają. Zachodniopomorscy Łowcy Burz starają się je także poznać – by jeszcze bardziej je podziwiać, ale i chronić innych przed ich skutkami.

Własna stacja pogodowa i dostępne w sieci dane ze stacji terenowych pomagają Dawidowi Stępczyńskiemu prognozować pogodę na kilka dni do przodu. Katarzyna Matejek /Foto Gość Własna stacja pogodowa i dostępne w sieci dane ze stacji terenowych pomagają Dawidowi Stępczyńskiemu prognozować pogodę na kilka dni do przodu.

Spod bloku w Dygowie wiedzie ścieżka w pole omiatane skrzydłami wiatraków. Horyzont daleko, niebo na dłoni. Kiedy formuje się na nim wał burzowy, widać go doskonale – kłąb chmur zwija się poziomo niczym grafitowa wata na patyku. Zanim Dawid Stępczyński chwyci aparat fotograficzny, sprawdza przyrządy pomiarowe umieszczone na skraju garaży. Co mówią wiatromierz, termometr, ciśnieniomierz? Będzie grzmiało? Jeśli tak, rusza w pole, by podglądać żywioł gnający na Dygowo.

– Uwielbiam dynamikę konwekcji, to, jak padają wyładowania – zachwyca się 19-latek, ale nie daje się ponieść marzycielstwu. Dla niego pogoda to przede wszystkim informacja. – Chcę ostrzegać ludzi przed ekstremalnymi zjawiskami i zagrożeniem, o którym często nie mają pojęcia.

Chmury, pioruny, prognozy pogody były jego konikiem jeszcze w dzieciństwie. Teraz już nie wystarcza mu zadzieranie głowy w niebo. – Nie mam zamiaru wróżyć z fusów – zastrzega i zasiada za biurkiem. Przegląda modele numeryczne, wykresy, meteogramy – przecież to ważne, jaką wartość ma dzisiaj np. punkt rosy. Sprawdza je kilka razy dziennie, by wieczorem stworzyć prognozę dla okolic Kołobrzegu i Koszalina.

– Ta pasja całkowicie mnie wciągnęła – przyznaje 19-latek. Jest uczniem II klasy kołobrzeskiego LO im. Henryka Sienkiewicza. Od lat prowadzi portal Meteo Kołobrzeg, przed dwoma laty dołączył do grupy Zachodniopomorskich Łowców Burz. Swoje łowy uwiecznia na zdjęciach i filmach, a przede wszystkim w notatkach, którymi dzieli się na Facebooku i – jak ma nadzieję – edukuje czytelników. Jego prognozy śledzą miejscowi, sfrustrowani „zgradowanymi” sadzonkami buraczków, i handlarze ryb, niespokojni o sprawność chłodni, które nie zawsze radzą sobie z upałami.

Bryza wygrywa

Pogoda w centrum Koszalina, leżącego w linii prostej 11 km od Bałtyku, niekoniecznie mówi o aurze, jaką można zastać na plaży. Zanim udostępniono w internecie obraz z kamer śledzących wybrzeże (i – co wiele mówi – zachowanie plażowiczów: zapiętych pod szyję lub prażących się w słońcu) wyprawa nad morze była loterią. I dziś zdarza się, że w mieście jest 25 stopni Celsjusza, a na plaży ziąb, zaledwie 10 stopni. Trudno wysiedzieć nawet z filiżanką gorącej kawy. – Nad morzem kontrast termiczny bywa ogromny. Wszystkiemu winna jest bryza – wyjaśnia pasjonat meteorologii.

– W ostatnich tygodniach mieliśmy okazję przekonać się, jak bryza wygrywa: chociaż nad nasz region napłynęła gorąca masa powietrza z południa, nad Bałtykiem się ochłodziło. Ten przyziemny wiatr, wiejący na styku dwóch obszarów, zazwyczaj ma zasięg 10–30 km od linii brzegowej, ale może wsunąć się i 60 km w głąb lądu. Jest kapryśny nie tylko dlatego, że nocami wpycha nad morze ciepłe powietrze z lądu, a w dzień odwrotnie – zimne nad ląd. – Ale też nigdy nie wiadomo, gdzie dokładnie się wleje – stwierdza Dawid. I przyznaje: to głównie bryza miesza mu w prognozach. – Co innego w centrum kraju, ale prognozować pas nadmorski jest naprawdę trudno. Wybrałem sobie ten region, ale… Mam tu dużo nauki na błędach.

Alarm: chmura szelfowa

Według obserwacji Dawida Stępczyńskiego to coraz częstsze zjawisko na wybrzeżu. Jej widok, nasuwający na myśl apokalipsę, ma przerażać, bo to ostrzeżenie. Wygięty w łuk wał przesuwa się majestatycznie nad horyzontem (w rzeczywistości podczepiony jest u podstawy potężnie wypiętrzonego cumulonimbusa). Potem sieje zniszczenie. Działanie tej chmury może przypominać falę uderzeniową po wybuchu potężnej bomby. Poprzedza ją wiatr szkwałowy, który może przekroczyć prędkość 100 km/h. Widok chmury szelfowej to ostatni dzwonek do ukrycia się w bezpiecznym miejscu.

Taki dramatyczny w skutkach spektakl przetoczył się nad Polską w lipcu 2009 r. Wał szelfowy – rozpięty od Dolnego Śląska po ziemię łódzką – zabił 8 osób, a ponad 80 zranił. Przed podobnymi kataklizmami chce ostrzegać Dawid. Nie tylko teraz, na portalu pogodowym. Zamierza być meteorologiem z prawdziwego zdarzenia, już podjął decyzję o odpowiednim kierunku studiów. Niepokoi go, że ludzie, choć tak lubią śledzić informacje o pogodzie, zazwyczaj je bagatelizują. Fakt, bywa: z wielkiej chmury mały deszcz. Ale i odwrotnie: z niepozornej – kataklizm.

Zanim 14 lipca 2012 r. potężny wiatr zerwał w Pile i Trzciance dachy oraz poprzewracał drzewa, by parę godzin później zamienić się w tornado, które położyło w Borach Tucholskich 550 hektarów lasu i raniło 6 osób, początkowo wyglądał niegroźnie. Zbagatelizowała go większość portali pogodowych w Polsce, jak również sam IMGW, który tego dnia nie wydał nawet ostrzeżenia przed burzami. – Gdyby media poświęcały na ostrzeganie ludzi przed groźnymi zjawiskami meteorologicznymi choć część czasu przeznaczanego na opisywanie spowodowanych nimi skutków katastrof, to takich nieszczęść można by uniknąć – uważa 19-latek.

Groźny syk

Choć niektóre prognozy wieszczą tego dnia burze, Dawid Stępczyński powątpiewa. Zerka za okno – na niebie niegroźne altostratusy. Słabo. – Żeby chociaż coś się wypiętrzało, budowało… – marzy zmęczony upałami. Nie tylko czeka ochłody. Burza to piękny żywioł oraz materiał do badań. Trzeba się jej nauczyć. – Porównujemy to, co widać na ekranie komputera, z rzeczywistością. Wnioski przydają się w dalszym prognozowaniu. – Burze odpalają. Konwekcja wybucha! – ekscytuje się wreszcie Dawid po wielu tygodniach oczekiwania na akcję.

Polowanie ekipy łowców zaczyna się w domu, przed monitorem. Nawigator obserwuje radary, zdjęcia satelitarne. – Jego informacje są nam potrzebne, by trzymać rękę na pulsie – Dawid relacjonuje typową akcję w terenie, polegającą na samochodowym pościgu za chmurą konwekcyjną. – Nawigator mówi nam, co się dzieje, podpowiada, gdzie warto jechać, a gdzie ugrzęźniemy w lesie, bo przecież szukamy do obserwacji otwartych przestrzeni. Wreszcie ją mają, odległą o kilka kilometrów. Burzę poprzedza syk wiatru, grzmoty i trzaski, a wśród nich trzask migawki aparatu fotograficznego, bo chodzi też o to, by ją uwiecznić i pokazać innym.

– Choć podchodzę do tego naukowo, to jestem pod wrażeniem siły natury, siły Boga – przyznaje licealista. – Czasem trudno pogodzić to, co wykazują prognozy z tym, co dzieje się za oknem. Naukowo wszystkiego wyjaśnić się nie da.

„Grom z jasnego nieba”

Można natomiast wyjaśnić, skąd wzięło się to powiedzenie. A nie wzięło się znikąd. Zdarzają się wyładowania – i Dawid podobne widział – z kowadła chmury burzowej, oddalonej nawet o 60 km od rdzenia komórki burzowej, czyli miejsca największej ulewy. Nad głową pogodne niebo i nagle – trach, piorun uderza w ziemię. Może też być odwrotnie. Na zachmurzonym niebie istna inscenizacja błyskawic, ale żadna nie trafia w grunt. – Około 80 proc. wyładowań nie dosięga ziemi. Na szczęście, bo nietrudno sobie wyobrazić, ile byłoby zniszczeń – stwierdza łowca burz. Podgląda też inne zjawiska. Coraz częściej na wybrzeżu spotyka się stosunkowo rzadką trąbę wodną. Chmurzasto-wodny lej muskający powierzchnię Bałtyku urlopowicze obserwowali w ubiegłe wakacje w Ustroniu Morskim, Dźwirzynie, Kołobrzegu, Darłówku.

– Nad Bałtykiem trąby wodne nie są zbyt duże, trudno je zaobserwować. Mogą się zdarzyć w sierpniu lub we wrześniu, kiedy zaostrza się różnica temperatur między powierzchnią Bałtyku i lądu – wyjaśnia Dawid – jednak większej szkody nie powinny wyrządzić nawet łodziom na pełnym morzu. Ciekawym zjawiskiem zaobserwowanym w Mielnie przez innego zachodniopomorskiego łowcę burz, Jarosława Ryplewskiego, jest biała tęcza. Trudno zresztą nazwać tęczą coś, co z definicji powinno być kolorowe, a jest białe. Ten efekt świetlny różni się od wielobarwnego łuku tym, że powstaje z odbicia światła nie w kropli wody, lecz mgły. A że krople mgły są miniaturowe to i kolory też: tak delikatne, że niemal niewidoczne.

Upały coraz gorsze?

Cóż, sami podgrzewamy atmosferę i to w znaczeniu dosłownym. Zachodniopomorscy Łowcy Burz nie mają wątpliwości – klimat z roku na rok się ociepla i to z powodu działalności człowieka. Właśnie dlatego Dawid stawia na edukację. Zamiast biernego wysłuchiwania prognoz w telewizji, proponuje zainteresowanie się nimi na poważnie, np. śledzenie radaru opadów. W podstawówce w Dygowie przeprowadził wykład o klimacie i globalnym ociepleniu. I zdziwił się, że dzieciaki z podwórka mają o tym sporą wiedzę. – Nie jesteśmy w stanie zatrzymać globalnego ocieplenia – stwierdza.

To nie czarnowidztwo tylko fakty: ludzie wprowadzają do atmosfery rocznie 35 mld ton gazów cieplarnianych. – Od rozpoczęcia epoki przemysłowej temperatura powietrza wzrosła o 0,6 st. Celsjusza. W skali klimatu to dużo. Tak gwałtowne, tak szybkie ocieplenie nie wystąpiło w całym holocenie, czyli trwającej od 10 do 12 tys. lat epoce geologicznej. Szybkimi krokami cywilizacja zbliża się do katastrofalnego progu, jaki przekroczymy, jeśli temperatura wzrośnie o 2–5 stopni. Susz, huraganów, zalewania terenów przybrzeżnych i innych ekstremów pogodowych nie da się wówczas uniknąć. – To nie jest kwestia, czy to nastąpi, ale kiedy do tego dojdzie – mówi młody prognosta i wieszczy, że może się to stać nawet w 2050 roku. – My globalnego ocieplenia już nie zatrzymamy, możemy jedynie zmniejszyć skalę jego skutków.

Jakie będzie lato?

Dawid Stępczyński nie ośmiela się przewidzieć pogody na wakacje nad Bałtykiem specjalnie dla czytelników „Gościa Niedzielnego”. – Wiem, że chcieliby ją znać, ale… ta bryza – rozkłada ręce. I pociesza: bryza ma też zalety. Zamiast w upały czekać na ochłodzenie jak reszta kraju, nad morzem mamy… wentylator. 

TAGI: