Warto żyć świadomie

publikacja 30.06.2018 05:45

Irmina Niedźwiecka, fitoterapeutka, właścicielka kilku lubelskich zielarni, o powrocie do naturalnego leczenia i codziennych wyborach związanych ze zdrowym stylem życia.

I. Niedźwiecka jest absolwentką ochrony środowiska, ma tytuł technika farmacji oraz dyplom Instytutu Medycyny Klasztornej. Justyna Jarosińska /Foto Gość I. Niedźwiecka jest absolwentką ochrony środowiska, ma tytuł technika farmacji oraz dyplom Instytutu Medycyny Klasztornej.

Justyna Jarosińska: Choć współczesna medycyna i wspierająca ją farmacja są coraz potężniejsze, ludzie nie przestają chorować. Coraz częściej szukają naturalnych form terapii. Czy można powiedzieć, że dążą do samoleczenia?

Irmina Niedźwiecka: Pacjenci zaczynają szukać przyczyn chorób, których dawniej nie było. Szukają pomocy po wizytach u specjalistów, bo nie udało im się tej pomocy znaleźć. Sami też się edukują. Szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania, sięgają do różnych źródeł. Czasem są to porady na Facebooku, czasami informacje poparte naukowymi badaniami. Ciekawe jest to, że przestali ślepo wierzyć we wszystko, co mówią i co zalecają lekarze. Coraz częściej np. gdy otrzymują recepty na jakieś konkretne leki, bardzo poważnie zastanawiają się, czy je kupować i brać, bo już wiedzą, że leki te mają więcej skutków ubocznych niż pozytywnych.

Obserwuje Pani powrót do terapii naturalnych, do medycyny alternatywnej?

– Zdecydowanie zwiększa się zainteresowanie ziołami i suplementami diety. Kiedyś trąbiono, że suplementy są złe, a to nieprawda. Ludzie już to wiedzą. Ale oprócz tego, że wiedzą, zwracają uwagę też na jakość tych suplementów. Kiedyś pacjent przychodził i chciał karczoch w tabletkach. Było mu jednak wszystko jedno, co to za tabletki. Dziś albo wybiera konkretną firmę, albo dochodzi, czy dany suplement na pewno nie ma wypełniaczy w kapsułce: stearynianu magnezu bądź tlenku tytanu, czy ma dużą biodostępność, czyli czy rzeczywiście jest przyswajalny. Wśród pacjentów daje się też zauważyć powrót do ziół.

Pani zna wszystkie zioła?

Pewnie nie, ale polskie znam wszystkie Czasem coś potrafi mnie zaskoczyć, np. jakieś zioło z Ameryki Południowej. Przychodzi pacjent, który podaje jakąś nazwę, i ja jej rzeczywiście nie znam. Ale w Polsce mamy wiele ziół, których działania nie doceniamy. Choćby nasz dziurawiec. Możemy go stosować zarówno dla poprawienia trawienia, jak i poprawienia nastroju, jako swojego rodzaju antydepresant. Świetnie sprawdza się także, gdy stosujemy go na skórę jako olej z dziurawca. Obserwuję też, że coraz częściej pacjenci przychodzą i nie proszą o konkretne zioła, jak to było kiedyś, ale chcą czegoś na cukrzycę, nadciśnienie, odporność czy pozbycie się pasożytów.

Rezygnują z chemii na rzecz tego, co możemy znaleźć w naturze i co nie obciąży niepotrzebnie naszego organizmu, a często tak samo działa…

Dokładnie, choć ciągle jeszcze panuje niewiedza, że musimy dążyć także do pozbycia się używania chemii na ciało. Nie zdajemy sobie sprawy, biegnąc do supermarketu po żel w promocji, że zawiera on substancje, które fatalnie wpływają na nasz organizm. Transdermalne wchłanianie parabenów, SLS-ów, olejów mineralnych zakłóca nasz system hormonalny. Dla mnie porażką wynalazków jest bloker, który hamuje wydzielanie potu. Prowadzę warsztaty, na których pokazuję, jak zrobić samemu swój naturalny kosmetyk, który nie będzie nam szkodził, np. superskuteczny antyperspirant, składający się z oleju kokosowego, mąki ziemniaczanej, sody i kilku kropel olejku eterycznego, np. szałwiowego. Wszystko razem wystarczy wymieszać i smarować codziennie czyste pachy. Zabezpiecza nas przed przykrym zapachem, a funkcja wydzielnicza jest dalej zachowana. Pokazujemy także, jak zrobić swoje mydło oparte na naturalnych składnikach, a nawet balsam czy tonik.

Czy da się żyć w ogóle bez chemii?

Jest to trudne, ale trzeba próbować. Zrobiono takie badania, które mówią, że najwięcej zanieczyszczeń jest w naszych domach, czyli w środowisku, w którym przebywamy najwięcej. Boimy się smogu na zewnątrz, a wchodzimy do domu i okazuje się, że jest tam tak wiele trujących substancji lotnych, które wdychamy. Musimy zacząć zwracać uwagę, czym myjemy łazienkę, toaletę czy okna. Nie mówię o kompletnej rezygnacji z konwencjonalnych środków, ale często nie zdajemy sobie sprawy, że turbośrodek, który usuwa nam idealnie kamień w toalecie, niszczy naszą tarczycę. Ma przecież w swojej zawartości chlor, który wypiera z organizmu jod. A chlor jest w większości czyszczących środków i działa bardzo długo. Nikt nie chce żyć w brudzie, ale bardzo wiele specyfików można zastąpić środkami opartymi na octach, sodzie oczyszczonej, kwasku cytrynowym, dodając odrobinę ulubionego olejku eterycznego. Warto żyć świadomie.

TAGI: