Podróże z rojem

publikacja 21.07.2018 05:45

Jerzy Dudek, pszczelarz z Lubartowa, o ulach innych niż 20 lat temu, konieczności wędrowania z pszczołami i zamiłowaniu ludzi do miodu.

Hodowca często spotyka się w szkołach z dziećmi, które ciekawi jego praca. Justyna Jarosińska /Foto Gość Hodowca często spotyka się w szkołach z dziećmi, które ciekawi jego praca.

Justyna Jarosińska: Pszczoły w Pana życiu to tradycja rodzinna?

Jerzy Dudek: Nie, to raczej przypadek. Choć brat mojego dziadka miał pasiekę i mój ojciec trochę tam pomagał. Wiem, że miał ochotę na pszczoły, ale jakoś mu to życie tak zleciało i w końcu ich nie wziął. Teraz mi pomaga. Natomiast w rodzinie mojej żony rzeczywiście były tradycje pszczelarskie. To właśnie od jej wujka dostałem 8 lat temu pierwsze pszczoły. Pamiętam, jak kiedyś do nas przyjechał, popatrzył na dużą działkę i powiedział, że pasowałyby mi pszczoły. Dostałem od niego wtedy pięć rodzin.

Dziś, po 8 latach, ile ich jest?

Teraz mam blisko 70 uli. Każda rodzina może liczyć nawet do 50 tys. pszczół w zależności od rasy. Ja tyle nie mam, ale pszczela matka znosi 2,5 tys. jaj na dobę. Pszczoła żyje do 40 dni i ginie, więc te moje 70 uli to niedużo. Na razie zajmuję się pszczołami hobbystycznie, ale chcę przejść na zawodowstwo, bo to bardzo absorbujące hobby. Pamiętam, jak dostałem pierwszą książkę o pszczołach, takie stare wydanie. Wtedy jeszcze pszczoły były inne: agresywne, nastawione na rojność. Te geny zostały już wytrącone. Dziś mogę powiedzieć, że o pszczołach wiem naprawdę dużo, i chociaż to owady, które potrafią zaskoczyć, niczego do końca przewidzieć się nie da.

A jak wygląda na co dzień życie pszczelarza?

Na pewno na przestrzeni lat bardzo się zmieniło. Dziś, żeby zebrać dużo miodu, trzeba przejść na gospodarkę wędrowną. Kiedyś pasieki w większości były stacjonarne. Ludzie siali różne pożytki. Teraz u mnie w okolicach mogę zebrać jedynie lipę. Żeby mieć inny miód, muszę pszczoły wywozić w różne miejsca. Jeżdżę z pszczołami np. pod Janów Lubelski. Tam są dobre ziemie i stamtąd mam bardzo dobry miód gryczany. Aktualnie moje pszczoły są pod Tomaszowem Lubelskim, oddalonym od Lubartowa 180 km. Tam świetnie nektaruje fasola. Już kolejny rok będę miał więc miód fasolowy. Niestety, nie mogę tak zupełnie zostawić tych pszczół samych sobie. Muszę sprawdzać, czy rodzina nie popada w nastrój rojowy, a przy okazji kontrolować, czy wszystkie ule są na swoim miejscu. Czy nikt ich nie zabrał.

Da się ukraść ul?

Oczywiście. Już miałem takie doświadczenie. Dziś ule wyglądają zupełnie inaczej niż kiedyś. To po prostu mały kwadracik o wymiarach 37 na 37 cm. Jest lekki. Ustawia się te kwadraty jeden na drugim. Na samym dole znajduje się matka. Trzeba przy okazji pilnować, żeby nie zalał jej miód spływający z góry.

Mówi się o tym, że w Polsce pszczoły masowo giną. Czy tak jest rzeczywiście?

Niestety tak. Głównym zagrożeniem dla nich są oczywiście opryski, których trudno uniknąć. Każdy, kto coś hoduje, stara się dbać o swoje. My dbamy o pszczoły, rolnicy o uprawy. Gdyby jednak decydowali się pryskać roślinność zamiast w ciągu dnia, po godzinie 18, problem byłby zminimalizowany.

Pszczelarstwo ma w takim razie jakąś przyszłość?

Ludzie teraz znowu odkryli miody. Był pewien moment odwrotu, ale aktualnie chyba jest boom na miód. Nawet nie przypuszczałem, że zjada się tyle miodu, dopóki nie miałem pasieki. W tej chwili pasieka mi się rozwija bardzo intensywnie. Z roku na rok mam coraz więcej pszczół i ciągle brakuje mi tego miodu. Jest też zapotrzebowanie na pyłek pszczeli, pierzgę, mleczko.

A jaki miód jest na Lubelszczyźnie najpopularniejszy?

Zdecydowanie gryczany. Popularność miodu zależy od regionu Polski. Ja mogę nie mieć innego miodu, bylebym miał grykę. Dziś pszczelarze znają się w całej Polsce i każdy w czymś innym się specjalizuje. U nas np. miód rzepakowy dopiero zaczyna się sprzedawać, ale w centrum Polski to miód podstawowy. Na Lubelszczyźnie ludzie pytają też o lipę, o miody spadziowe. Popularny zaczyna być miód faceliowy. A tak naprawdę każdy miód jest dobry, bo jest na coś innego.

Pszczelarze to najczęściej ludzie starsi. Będą mieli komu przekazać pałeczkę?

Rzeczywiście, w związku pszczelarzy średnia wieku to 65 plus. Wbrew pozorom jednak sporo młodych decyduje się na pszczelarstwo. Nie chcą jedynie należeć do struktur. Czasami są nastawieni na szybki zysk. Chcą pszczelarstwo traktować jako biznes. A to musi być pasja. Bo są lata, kiedy się na pszczołach zarobi, ale bywa też tak, że trzeba dołożyć.

TAGI: