Myśleli, że zwariowałam

Agnieszka Gieroba

publikacja 04.07.2018 11:45

Odkąd pamięta, była bogata. Jej rodzina miała ogromny majątek, a kiedy wyszła za mąż za Amerykanina kubańskiego pochodzenia, stała się jeszcze bogatsza. Potem straciła wszystko. Maria Vadia była gościem w Lublinie.

Maria Vadia na spotkaniu w Lublinie Agnieszka Gieroba /Foto Gość Maria Vadia na spotkaniu w Lublinie

Jeździ z posługą modlitwy po całym świecie. Wielokrotnie odwiedzała też Polskę. Ostatnio gościła w Lublinie, w parafii św. Jadwigi, gdzie służyła modlitwą i dzieliła się świadectwem. Maria Vadia, znana charyzmatyczka ze Stanów Zjednoczonych, wie, że największe bogactwo jest niczym bez Boga. Przypominamy jej świadectwo.

Dużo podróżowaliśmy, mieliśmy domy, samochody, wielkie łodzie, średnie łodzie, małe łódki. Sądziłam, że jestem dobrą katoliczką. Chodziłam do kościoła, dawałam na tacę. Myślałam, że w moim życiu jest wszystko w porządku. Tak było do czasu, kiedy moja starsza siostra spotkała Jezusa i została napełniona Duchem Świętym. Jezus stał się dla niej kimś rzeczywistym. Przybiegła do mnie, wołając „znalazłam Jezusa!”. Myślałam, że jest z nią coś nie tak. Mówiła, że ja jestem w środku zgniła, że mam tylko zewnętrzną piękną otoczkę - opowiadała Maria. Dziś jest siostrze wdzięczna, że podzieliła się z nią świadectwem.

- Słyszałam, co mówi, ale nie rozumiałam tego. Ona cały czas ze swymi przyjaciółmi modliła się za mnie. Nie wiedziałam o tym, ale w moim życiu zaczęła pojawiać się pustka. Patrzyłam na swój wielki dom, na pieniądze, na czwórkę pięknych dzieci, męża i czułam pustkę. Płakałam, myśląc, że brakuje mi czegoś co daje sens - opowiada.

W 1987 roku do Stanów przyjechał papież Jan Paweł II. Maria dostała od męża bilet, by iść na spotkanie.

- Pomyślałam, że pójdę, bo bardzo go lubię - mówi. Spotkanie było na wielkiej otwartej przestrzeni. Nagle zaczął padać tropikalny deszcz, rozpętała się burza, biły pioruny. Musiała wracać do domu. - Wtedy stało się coś niesamowitego. Czułam, że wraz z tym deszczem, napełniam się jakimś nowym uczuciem miłości do Pana Boga i długa lista osób, których nienawidziłam, zmienia się w listę ludzi, którym przebaczam i zaczynam ich kochać - mówi.

- Opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce, która zaprosiła mnie na spotkanie grupy charyzmatycznej. Nie wiedziałam, co to jest. Przyjaciółka powiedziała mi tylko, że to grupa osób, które idą za Jezusem i starają się żyć jak chrześcijanie w pierwotnym kościele. Poszłam. Gdybyście mogli mnie wtedy zobaczyć... Moja minispódniczka, wysokie obcasy, mnóstwo bransoletek, włosy sterczące. Wyglądałam jak kogut, choć wydawało mi się, że wyglądam świetnie. Przekroczyłam próg tej wspólnoty i zaniemówiłam. Zobaczyłam ludzi, kobiety i mężczyzn, którzy mówią: „Jezu, kocham Cię, jesteś Panem mojego życia”, spontanicznie płynęła z nich modlitwa. Mężczyźni w mojej rodzinie mówili tylko o pieniądzach, a tu nie wstydzili się mówić o Bogu i do Boga. Po raz pierwszy wtedy zobaczyłam też szczęśliwych katolików, a byłam przyzwyczajona do smutnych katolików. Przysłuchiwałam się im, kiedy modlili się w jakimś dziwnym języku. Nie był to angielski ani hiszpański. Później zaczęli śpiewać. Były to najpiękniejsze dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszałam. Okazało się, że to dar języków. Byłam tak dotknięta tym, co usłyszałam, że po raz pierwszy w życiu zaczęłam rozmawiać z Panem Bogiem. Powiedziałam: „Boże jeśli mam iść za Tobą, muszę być jak ci ludzie, nie mogę mieć jednej stopy tu, a drugiej tam”  opowiadała.

Zaproponowano jej udział w seminarium odnowy w Duchu Świętym. Były to trzy dni rekolekcji. Wtedy zrozumiała to, co siostra próbowała jej przekazać od siedmiu lat.

- Powiedziałam: „Jezu oddaję ci moje życie i czyń ze mną, co tylko zechcesz”. To nie tylko słowa, ale czułam, że właśnie tak chcę żyć. Na koniec ludzie położyli na mnie ręce i modlili się. Wtedy zostałam napełniona Duchem Świętym. Zostało obudzone we mnie coś, co było uśpione. Jezus stał się dla mnie rzeczywisty. Czułam, jakbym odzyskała wzrok, jakbym w końcu dotarła do domu; życie odzyskało sens. Jadę do mojej rodziny podzielić się tą radością i sądzę, że mój maż będzie bardzo szczęśliwy z tego powodu. Wchodzę do domu, biegnę do niego, by mu powiedzieć o tym, co mi się przydarzyło. Zaczynam opowiadać, a on mi na to: przestań, nie chcę tego słuchać, nie interesuje mnie to, chyba zwariowałaś - wspominała.

Kiedy oddała życie Jezusowi, wielu przyjaciół ją odrzuciło. Znalazła jednak w Biblii fragment, że jeśli z powodu Jezusa ludzie będą was prześladować - cieszcie się i radujcie bo wasza nagroda jest w niebie.

- Otrzymałam wtedy radość nadprzyrodzoną. Uczyłam się błogosławić ludziom, którzy mnie wyśmiewali i odrzucali. Miałam głód Biblii. Czytałam ją w każdej wolnej chwili. Płakałam przy tym z radości i byłam zachwycona tymi wszystkimi obietnicami, które Bóg dał ludziom. Patrzyłam na moją rodzinę i przyjaciół i myślałam, że większość z nich jest zgubiona - jak ja wcześniej i trzeba im koniecznie pomóc.

Podczas modlitwy powiedziano Marii, że otrzymuje dar uzdrawiania.

- Zaczęłam kłaść ręce na moje dzieci i modliłam się, a opuszczała je gorączka, ustępował ból brzucha czy głowy - opowiada. - Mieliśmy w domu psa. Któregoś dnia pies zachorował. Mój syn przyszedł i powiedział mi o tym, więc zaproponowałam, że pojedziemy do weterynarza. Na to on: mamo, po co? Połóżmy ręce na psa i poprosimy w imię Jezusa, by piesek wyzdrowiał. Tak zrobiliśmy i po jakichś dwóch minutach pies wyzdrowiał. Wcześniej ledwie powłóczył nogami, a teraz skakał po całym domu i merdał ogonem. Jezus stał się tak rzeczywisty dla moich dzieci, że dla nich było to normalne. Prosiłam też Boga, by prowadził mnie do takich miejsc, gdzie będę mogła głosić Ewangelię. Pan zaprowadził mnie do domu dla bezdomnych, chorych na AIDS, uzależnionych od seksu, alkoholu, narkotyków. Ludzie ci nie mieli nadziei, nie wiedzieli, że Bóg chce im przebaczyć. Chodziliśmy tam z przyjaciółmi i mówiliśmy o Jezusie i modliliśmy się. Wiele osób odzyskiwało nadzieję, nawracały się i umierały z pokojem w sercu. Pewnego razu spotkaliśmy tam młodego człowieka bardzo chorego. Miał też jakąś chorobę skóry, która wyglądała strasznie, jakby odpadała płatami, i strasznie śmierdziało. Podeszliśmy do niego i modliliśmy się nad nim. Kiedy wróciłam tam za dwa dni, zobaczyłam, że ten człowiek chodzi po ogrodzie i na mój widok zaczął wołać: Jezus, Jezus!!! Okazało się, że jest uzdrowiony.

Jedynym bólem, który jej towarzyszył, był mąż. Jego bogiem były pieniądze.

- Modliłam się za niego cały czas. Naszym życiem wstrząsnęły wielkie burze. Straciliśmy wszystkie pieniądze. Mój mąż nie mógł tego zrozumieć, zaczął się zachowywać tak, że było to nie do przyjęcia, w końcu odszedł z domu, zostawiając mnie z czwórką dzieci. Moje serce pękało z bólu. Nigdy przez myśl mi nie przyszło, że moje małżeństwo się rozpadnie. Przeczytałam, że Pan jest blisko złamanych na sercu. Zaczęłam polegać na Duchu Świętym 24 godziny na dobę. Sama z siebie nie miałam siły, by żyć. To Duch Święty dawał mi siłę i moc, by być matką, by funkcjonować na co dzień. Czasami rodziła się we mnie nienawiść do męża za to, że opuścił naszą rodzinę. Chciałam być jednak uczciwa, szłam do Pana i mówiłam Mu, że nienawidzę teraz mojego męża, ale chcę go kochać jak Jezus go kocha. Pan dawał mi siłę. Modliłam się z moimi dziećmi i mówiłam im, żeby przebaczyli ojcu i mnie. Musieliśmy sprzedać nasz wielki piękny dom. W Ameryce panował wtedy kryzys. Wiele osób przychodziło i mówiło „nie sprzedawaj tego domu, nic się teraz nie sprzedaje”. Prosiłam Ducha Świętego: „Pomóż mi. Muszę sprzedać mój dom”. Chodziłam po działce wokół domu i modliłam się po angielsku, hiszpańsku i w językach, dziękując Bogu za wszystko, co dla mnie czyni. Sprzedałam dom w ciągu dwóch tygodni. Pan jest Bogiem rzeczy niemożliwych - zakończyła swoje świadectwo Maria Vadia.