Nie martwić się?

Agata Puścikowska

GN 28/2018 |

Każdy w jakimś stopniu identyfikuje się z rodzicami walczących o życie chłopców. I każdy trochę myśli: „Ci chłopcy to jak moi synowie”.

Nie martwić się?

Mały chłopiec napisał do rodziców: „Nie martwcie się, mamo i tato, minęły dwa tygodnie, odkąd mnie nie ma, ale wrócę, żeby wam pomóc w sklepie”. Rodzice dwunastoletniego Bewa prowadzą mały sklep spożywczy. Gdy ich syn wyruszył na wycieczkę z trenerem i przyjaciółmi, z pewnością cieszyli się jego radością. Matka może zrobiła kanapki, ojciec życzył dobrej zabawy. A może się o niego lękali? Matka szczególnie? Może coś przeczuwała? I może wtedy jej mąż rzucił tylko: „Nie przesadzaj, zawsze panikujesz, gdy on wyjeżdża”.

Tajlandia. Dwunastu chłopców w wieku od 11 do 16 lat z klubu piłkarskiego oraz ich 25-letni trener weszli do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai na północy Tajlandii. Przygoda, radość, młodość. I wydarzyła się tragedia. Zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. Obecnie trwa niebezpieczna i skomplikowana akcja ratunkowa. Oby chłopców udało się uratować. Oby udało się ukoić ich strach. Oby mogli jak najszybciej ujrzeć rodziców, a rodzice mogli przytulić swoje dzieci…

Cała ta historia, dramatyczna i ekstremalna, jest głośno komentowana i dyskutowana na całym świecie. Mówi się o odpowiedzialności (nieodpowiedzialności) opiekuna chłopców, o pechu, o sensie tego typu wycieczek. Akcję ratunkową śledzi pół świata i chyba większość rodziców. Bo oto każdy w jakimś stopniu identyfikuje się z rodzicami walczących o życie chłopców. I każdy trochę myśli: „Ci chłopcy to jak moi synowie”. Pojawiają się też inne pytania: o bezpieczeństwo własnych dzieci, o tak zwane nieszczęśliwe przypadki i wypadki, o zaufanie do opiekunów.

I jak w tym wszystkim nie zwariować, nie popaść w paranoję? Bywa, że ze strachu przed dłuższym pozostawieniem dziecka z opiekunami, wyjazdem itd. rodzice nie puszczają dzieci nigdzie i z nikim innym niż oni sami. I bynajmniej nie chodzi o wyjazd do (potencjalnie niebezpiecznej) jaskini, ale na przykład na kolonie pod Olsztyn czy na obóz harcerski. „Nie, bo ja się boję. Nie, bo coś jej/jemu się stanie. Nie, bo to niebezpieczne” – choć czasem te tłumaczenia przybierają nieco inne formy.

Nie martwić się? Czy traktować dziecko jak szalona kura jedyne jajo? Wbrew pozorom nie zawsze łatwo znaleźć złoty środek i go zastosować. Chociaż wydaje się, że właśnie o złoty środek – między radosnym brakiem lęku o dziecko a zbytnim i chorym lękiem – należy walczyć. Bo jedno i drugie ekstremum może być równie niebezpieczne. Choć w inny sposób.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.