Zanurkować czy obejść?

Katarzyna Matejek

publikacja 01.08.2018 05:45

Przede wszystkim pokochać. Mieszkańców Szczecinka zaproszono nie tylko do korzystania z miejskich jezior, ale i do fascynacji ich niezwykłym ekosystemem.

Radosław Wąs bada przejrzystość wód krążkiem Secchiego. Katarzyna Matejek /Foto Gość Radosław Wąs bada przejrzystość wód krążkiem Secchiego.

Nieczęsto się zdarza, by tak nieduże miasto jak Szczecinek posiadało w granicach administracyjnych trzy jeziora. Perłą w koronie miasta jest jezioro Trzesiecko ze swoimi 295 hektarami, następne w kolejności to Wilczkowo (100 ha), a ostatnie miejsce zajmuje Leśne (17 ha). Z 1700 hektarami podmokłych terenów sąsiadującego z miastem jeziora Wielimie Szczecinek jest wędkarską stolicą Polski.

Strategiczne położenie – w średniowieczu ze względu na walory obronne, dziś z uwagi na turystykę i sport – zobowiązuje. I choć mieszkańcy nie staną się na powrót ludem jezior, a rybką, którą raczą się na przystani, jest częściej dorsz atlantycki niż lokalny sandacz (najsmaczniejszy z licznych gatunków szczecineckiego jeziora), mają szansę coraz bardziej świadomie żyć w ekosystemie Pojezierza Drawskiego. Pomaga im w tym Centrum Edukacji Ekologicznej i Rewitalizacji Jezior – nowoczesna placówka otwarta przed dwoma laty w miejsce starej, rozpadającej się bazy sportów wodnych, tuż nad brzegiem Trzesiecka. To jeden z pięciu ośrodków w województwie zachodniopomorskim – obok powstających w Świdwinie, Wałczu, Stargardzie i Szczecinie – popularyzujących naukę, sportowy styl życia i wypoczynek na łonie przyrody.

Okonie lubią godzinę 13.00

Jak zauważa Radosław Wąs, dyrektor CEEiRJ, przeciętne zainteresowanie tematem środowiska naturalnego to kalka gorących medialnych tematów. Zwiedzający ośrodek pytają o to samo. Drzewa wycinać czy nie? Wilki powinny być pod ochroną czy lepiej je odstrzelać? – A najpierw powinniśmy zdać sobie sprawę, że to my weszliśmy z cywilizacją na tereny bytowania zwierząt. I oczywiście nie chodzi o to, byśmy cofnęli się do epoki kamienia łupanego i przenosili ogień z ogniska na ognisko. Ale że do nas należy znalezienie złotego środka. To wymaga wiedzy i wysiłku, bo przecież zamiast eksploatować środowisko, możemy zainwestować w odnawialne źródła energii, takie jak wiatraki, ogniwa fotowoltaiczne, elektrownie wodne – wymienia dyrektor. Sam, z urodzenia szczecinecczanin, pasjonuje się organizmami wodnymi. Pochłania go rozwiązywanie zagadki, dlaczego jedna ryba chce jeść pewien pokarm, a inna nie.

– Przed stworzeniem sali akwarystycznej w naszym centrum uważałem, że hodowla ryb egzotycznych, tych wszystkich „rybek Nemo”, jest trudniejsza niż ryb rodzimych. Bo przecież – tak się wydaje – ryba z jeziora przeżyje w każdej wodzie. Po stworzeniu akwariów zmieniłem zdanie o 180 stopni. Łatwiej utrzymać skalary czy pielęgnice niż naszego amura. Sala z akwariami (a na palcach jednej ręki można policzyć w Polsce placówki edukacyjne, które takie sale posiadają) służy więc nie tylko do zwiedzania, ale też do obserwacji, co robi w południe jaź, a co ukleja.

Ryby miewają nieprzewidywalne zachowania, co zauważają bardziej spostrzegawczy wędkarze. Jeden z nich znalazł w listopadzie na Trzesiecku miejsce, gdzie według zachowań okoni można było nastawiać zegarek – wychodziły na żer… punktualnie o 13.00. Szacunku dla zwierzyny jeziornej uczą się członkowie sekcji wędkarskiej, którzy praktykują metodę „catch & release”, czyli „złów i wypuść”. Wyłowioną rybę oglądają, rozpoznają i wypuszczają z powrotem do wody.

Swoje umiejętności przekazują innym – w połowie czerwca wspomagali niepełnosprawnych kolegów ze szczecineckiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, którzy rywalizowali w I Integracyjnych Zawodach Wędkarskich dla Dzieci. Jak zapewnia sędzia główny dziecięcych połowów Jarosław Dywizjusz, młodym adeptom wędkarstwa wystarczyła satysfakcja – 200 okazów z powrotem wpuszczono do ich środowiska. Jedyna ryba, której oni i inni wędkarze nie mogli tu złowić, a z której Trzesiecko słynęło od średniowiecza, to jesiotr. Tak rozsławiał ten region, że uwieczniony został w herbie miasta – jako trofeum w łapsku gryfa. Toteż jako jedynemu, aktualnie nietutejszemu, pozwolono mu buszować dumnie po jednym z akwariów. A z tym jego wydłużonym pyszczkiem i wypustkami kostnymi na grzbiecie, upodabniającymi go do smoka, przydaje się do opowieści. Bo o wodzie, by zafascynowała, w CEEiRJ opowiadają ciekawie.

Optymistycznie

Zresztą można się tu nie tylko nasłuchać czy napatrzeć na ciekawostki w salach ekosystemów, ale i nieźle zmoczyć w ogrodzie wodnym. Dzieci z półkolonii zorganizowanej przy szczecineckiej SP 1 nie zważały na pryskającą pod sufit wodę pod ciśnieniem, gdy wypróbowywały śrubę Archimedesa czy sprawdzały, na czym polega paradoks hydrostatyczny. Wodne atrakcje w słynącym z jezior Szczecinku są pożądane. I nie chodzi tylko o te najbardziej spektakularne: najdłuższy w Polsce, bo liczący 1,1 km, wyciąg do nart wodnych czy pokaz flyboardingu (akrobacji nawet 18 m ponad powierzchnią jeziora na desce wprawianej w ruch wodą z rury). W Trzesiecku mogłoby roić się, jak w latach 70. (z czego słynęło), od malowniczych żaglówek sunących po jego 5-kilometrowej niecce. – Chcemy, by to się odrodziło, dlatego szkolimy młodych wodniaków. W sekcji żeglarskiej uczą się pływać na optymistach, czyli jednoosobowych żaglówkach – tłumaczy Radosław Wąs. – Wykonujemy duży wysiłek, by pokazać, co nad wodą można robić prócz leżenia na kocu i przeglądania Facebooka.

Szmaragdowa tafla?

Nie w Trzesiecku. Chciałoby się nachylić i podejrzeć tajemnice życia suma, ale widać głównie mętną wodę. Dzieci z SP 1 badają przejrzystość wód krążkiem Secchiego. Biało-czarne pole znika im z oczu, gdy zanurzają je poniżej półtora metra. Dyrektor Wąs przyznaje: jezioro przez lata było poddane presji związanej z zanieczyszczeniem ściekami komunalnymi, przemysłowymi czy nawozami spływającymi z pól. – Proces rewitalizacji, który podejmujemy od kilku lat, poprawia stan wody: nie odnotowujemy zakwitów sinic i można się w nim kąpać – wyjaśnia. Co ważne, kąpać pod nadzorem ratowników. A to rzecz nie do przecenienia, bo jak pokazują statystyki MSWiA, w samym maju 2018 r. w polskich kąpieliskach utopiły się aż 62 osoby. Rozumiejąc wagę problemu, CEEiRJ szkoli przyszłych ratowników w sekcji Błękitny Patrol. Dbałości o bezpieczeństwo osób korzystających z wodnych atrakcji nie można zrzucić tylko na wykwalifikowaną kadrę. Niezbędna jest także świadomość mieszkańców Szczecinka, że woda to nie tylko sprzymierzeniec w upalne dni, ale i żywioł, który biały szkwał może poderwać z tafli jeziora w parę chwil. Ale chodzi też o wiedzę, jak z wody można korzystać: wybrać się na spacer nie tylko 15-kilometrową trasą wokół rozlewiska, ale i w jego… głąb, w stroju płetwonurka.

Maluchom z SP 1 nurek z klubu Murena prezentuje sprzęt do nurkowania i wyjaśnia, jak trzeba się do zejścia pod wodę przygotować. Być może któreś z nich kiedyś naciągnie na siebie wodoszczelny skafander? Być może ktoś z 10 tys. osób rocznie przewijających się przez CEEiRJ złapie bakcyla: pokocha sporty wodne, zafascynuje się ekologią, pójdzie na studia o pokrewnych kierunkach? – A przynajmniej zrozumie, że zasoby jezior okalających miasto nie są niewyczerpane – dodaje Radosław Wąs.

Edukować?

Koniecznie. I warto zacząć od dzieci, które łatwiej wyrabiają w sobie ekologiczne nawyki. Widać to po akceptacji dla segregacji odpadów. Opór w tej materii stawia wiele osób ze starszego pokolenia, dla których umieszczenie w domu pod zlewem nie jednego, ale kilku pojemników, każdego na inne odpady, jest nie do zaakceptowania. – Tu wyraźnie widać, jak skuteczna jest wczesna edukacja. W naszym ośrodku obserwuję przedszkolaki, które odruchowo, bez korygowania z naszej strony, wyrzucają swoje śmieci do właściwych pojemników – zauważa dyrektor. Nie chodzi tylko o wyrabianie odruchów, ale przede wszystkim o zrozumienie swojego miejsca w środowisku. Słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku CEEiRJ zaprasza na sesje sylwoterapii, czyli leczenia depresji i zaburzeń związanych ze starzeniem się poprzez bliski kontakt z drzewami.

– Tu w Szczecinku mamy ogromny park, nie trzeba jechać za miasto, by odpocząć. Podczas zajęć sylwoterapii pokazujemy seniorom, co znaczy w pełni świadomie stanąć pod drzewem, zobaczyć z bliska jego piękno, a dzięki większej dawce tlenu dać lepiej popracować mózgowi. To uspokaja, pomaga lepiej funkcjonować – wyjaśnia dyrektor. Młodsze pokolenie ma w centrum do wyboru zajęcia w rozmaitych sekcjach: żeglarskiej, Klubu Młodego Odkrywcy, Małego Chemika, turystyczno-krajoznawczej, Błękitnego Patrolu. Grupy szkolne poznają życie pod mikroskopem na zajęciach „Mikroświat” lub podczas multimedialnej prezentacji „Smog”. Do centrum może przyjść każdy na indywidualne lub 1,5-godzinne zwiedzanie z edukatorem po działach: las, woda, odnawialne źródła energii. Po co? By zafascynować się ochroną przyrody. A najpierw nią samą. – To kwestia wyboru każdego z nas – podsumowuje Radosław Wąs.