Stoi na stacji lokomotywa

Katarzyna Matejek

publikacja 07.08.2018 05:45

Albo jedzie. Albo zderza się z innym składem, gdy pan Tadeusz się zagapi. Ale bez obaw. Tylko w jego ogrodzie.

Urok węzła kolejowego Tadeusza Żyły polega na tym, że w żadnym sklepie się go nie kupi. Katarzyna Matejek Urok węzła kolejowego Tadeusza Żyły polega na tym, że w żadnym sklepie się go nie kupi.

Czarne to nie Hamburg z największą na świecie makietą kolejową ani Wrocław czy Gliwice, gdzie po imponującym Kolejkowie prują nie tylko modele lokomotyw, ale i pływa statek, zmieniają się pory dnia, pada deszcz. A jednak i Czarne ma się czym poszczycić – znajduje się tu prawdopodobnie największa w kraju ogrodowa makieta kolejowa. Zbudował ją Tadeusz Żyła, układając 300 m torów na 600 m kw. ziemi – między drzewami, oczkami wodnymi i drogą do garażu. A wszystko w skali G, czyli pomniejszone 22,5 raza w stosunku do oryginału, w której lokomotywa GBB ma 80 cm długości, ludzie zaś – czekający na jednym z wielu dworców, spoglądający nawzajem na siebie zza okien stojących wzdłuż siebie wagonów – mierzą po 8 cm. – Tu ciągle coś się dzieje: tam ktoś na kogoś czeka, tu jest wypadek, tam podjeżdża autobus – pasjonat kolei wyjaśnia jej urok. – Kolej interesuje ludzi także dzisiaj, mimo że przemieszczamy się głównie samochodami. Przecież tam, gdzie rozwijała się cywilizacja, najpierw budowano kolej. Przy liniach kolejowych rozwijały się miasta. To nasza historia.

Piękny pisk kół

Jest 21.00, wieczór jeszcze długi, bo to lipiec. Pan Tadeusz idzie do ogrodu za domem z filiżanką herbaty, siada w ulubionym miejscu pod wiatą i bierze w dłoń przyrząd, za którego sprawą staje się małym chłopcem – ręczny regulator, za pomocą którego może wywołać z garażu 7 składów pociągów. Zanim z charakterystycznym sygnałem gwizdnie lokomotywa BR132 (która właśnie dostała polecenie, by wyruszyć z zajezdni i po dwóch minutach znaleźć się na dworcu w Czarnem), rozświetlają się latarnie na dworcach i nastawniach, zapalają się zielone reflektory semaforów, czerwone rogatek, a na jelczu śmieciarki zaczyna migać kogut ostrzegawczy. Wszystko – ruch pojazdów szynowych, światła, dźwięki – wgrane jest w system cyfrowo i tylko żaby w oczku wodnym rechoczą własnym głosem. A i tak trudno nie ulec wrażeniu, że turkot kół, syk sprężarki czy dźwięk wygaszania silników są rzeczywiste (tak naprawdę modele posiadają silniczki elektryczne, które pracują bezszelestnie; dźwięki imitujące pracę pociągu są wgrane, nawet pisk kół). – Czy to nie są piękne odgłosy? – rozpływa się modelarz.

Miłość i poligon

Pan Tadeusz, wychowany w poniemieckim domu w pobliskiej miejscowości Wyczechy (na makiecie to dom nr 10), ulega pięknu dawnych budowli, które ogląda podczas podróży po Polsce i Niemczech. Posterunek nastawni kolejowej nie musi być klockiem bez wyrazu, przeciwnie, może inspirować jak nastawnia w Mainz. – Marzę, by zbudować wieżę ciśnień. Te poniemieckie są prześliczne, na przykład wieża w Starogardzie Gdańskim. Te wklęśnięcia, wypukłości... To mistrzostwo. Na jej podstawie zrobiłem dach nad wolierą dla bażantów – zdradza. Na modelarstwo pan Tadeusz poświęca ranki i wieczory. Jesienią i zimą konstruuje budynki, odwzorowując każdy szczegół. Jeśli krata w oknie dworca w Czarnem ma siedem szprosów, to i na makiecie ma tyle samo. W tym celu wymierzył wszystkie cegły i odległość pomiędzy latarniami na peronie. – Tutaj możemy obejrzeć nasz czarneński dworzec w takim kształcie, jak wyglądał za nowości, także nieistniejącą część magazynową, rozebraną po pożarze – informuje.

Dworzec w Czarnem to także małe historie. – Czasem rozmyślam o pasażerach. Przez lata ludzie przeżywali tu różne sytuacje: ktoś kogoś odprowadzał, ktoś się cieszył, ktoś płakał. Wśród tych plastikowych ludzików są moi znajomi. Na przykład Joanna, która czeka na pociąg do szkoły i, jak zawsze, stoi tutaj – pan Tadeusz wskazuje dziewczynę opartą o ścianę przy rynnie. – A tam jej chłopak, ten z boku w kapeluszu. To Darek. Jak zwykle, siedzi i patrzy na Asię. W lipcu tego roku można tu obejrzeć także inną scenkę, sprzed 30 lat, kiedy z dworca w Czarnem ruszał na poligon 28. pułk czołgów pancernych, stacjonujący tu w latach 1951–1990. – Wiem, jak to wyglądało, bo sam służyłem w tutejszej jednostce wojskowej 2198. To był pułk czołgów średnich – objaśnia modelarz i wskazuje na zatrzymujący się przed budynkiem dworca tabor przewożący radzieckie czołgi T72. W otwartym na oścież pierwszym wagonie siedzą żołnierze. Być może jednym z nich jest on sam.

Gang Olsena

Można to wszystko podejrzeć przez siatkę posesji na obrzeżach Czarnego. Właśnie robi to Marcel, kilkulatek od sąsiadów, który chętnie zamieszkałby tu na stałe, a nie tylko bywał od czasu do czasu, znajomością miniaturowego taboru zyskując miano „zawiadowcy”. Dzięki uprzejmości gospodarza makietę oglądają także przygodni zainteresowani (niektórzy dowiedzieli się o atrakcji z telewizji), uczestnicy turnusów rehabilitacyjnych z Domu Pomocy Społecznej czy przybywający z daleka miłośnicy modelarstwa kolejowego. Tych ostatnich, specjalizujących się w skali G, jest w Polsce co najmniej kilkunastu.

T. Żyła ma okazję podziwiać ich zbiory i prezentować elementy własnego podczas zjazdów kolekcjonerów w Iławie, Piotrkowie Trybunalskim, Poznaniu. Z tych spotkań rodzą się niekiedy nowe pomysły, na przykład by wgrać muzykę z filmu „Gang Olsena” do jednej z lokomotyw, która pociągnie pełen złota zielony wagon filmowego Egona. Tu można też podpytać kolegów, jak wykonać sprawnie działające rogatki lub za kilka miesięcy powiadomić ich, że opracowało się już na to własny patent. Wiele rozwiązań to bowiem kwestia smykałki, bo choć niektóre modele lub ich elementy są kupione na internetowej aukcji eBay, to w dużej mierze makieta jest wykonana własnoręcznie z odpadków: rurek, blachy miedzianej, drewna, plastiku.

Bez rozgłosu

Na posesji państwa Żyłów katastrofa kolejowa jest na porządku dziennym – wystarczy, że wiatr przerzuci żwir na tory i wykolejenie składu pędzącego z prędkością 16–28 km/h gotowe (w odwodzie na jednym z przydworcowych parkingów czekają: nysa „erki”, milicyjny polonez, pojazd straży pożarnej, jelcz PKS). Albo wystarczy, że żona pana Tadeusza zbyt zamaszyście wyjedzie z garażu i zahaczy błotnikiem samochodu o makietę. Uuu... Nie, nie, to żadna katastrofa, uspokaja pan Tadeusz, wdzięczny małżonce za cierpliwość wobec jego pasji, która pochłania nie tylko pieniądze. Bo, jak to na kolei: on kładzie się późno spać, a wstaje wcześnie, by w piwnicy dopracowywać dworce, nastawnie, rogatki... – To się może zdarzyć. Dzisiaj to naprawię, to żaden problem – zerka na zmiażdżoną makietę i dodaje zadowolony, że żona polubiła nie tylko kolejki pędzące po całym ogrodzie, ale i podziwianie ich z mężem ciepłymi wieczorami. – Jej wyrozumiałość jest ogromna. Dlatego ja też muszę być wyrozumiały, gdy ona mi lampę przejechała... Pan Tadeusz czuje satysfakcję, że to, nad czym pracuje od dwóch lat, podoba się innym, choćby Marcelkowi. – Specjalnie tego nie nagłaśniam, bo to przecież nie jest park rozrywki, ale przychodzi tutaj wiele osób, chętnie je oprowadzam. No i mnie samego to cieszy: że nie marnuję czasu przed telewizorem, że wykorzystuję go, tak sądzę, odpowiednio – zastanawia się. – Bo myślę, że to dobrze, gdy coś robimy – jeden łowi ryby, inny zbiera grzyby. Wszyscy jesteśmy do czegoś stworzeni. A do czego jest stworzony Tadeusz Żyła? Do kolejek? – Tak, myślę, że tak – przytakuje (acz zaznacza, że to tylko jedna z jego wielu pasji). I zaraz rozwija nowe modelarskie „powołanie”: dwie gondole kolejki linowej, przesuwające się leniwie nad oczkiem wodnym...

Modelarstwo kolejowe

Sięga początków historii kolejnictwa. W połowie XIX w. pojawiły się modele kolejek z drewna i metalu, które ciągnęło się na sznurku. Te z własnym napędem na szynach zaprezentowała w 1891 r. niemiecka fabryka Märklin (co ciekawe – wyspecjalizowana w produkcji zabawek dla dziewczynek).