Katolicki raj

Tomasz P. Terlikowski, filozof, publicysta

publikacja 07.12.2009 07:04

Malta to kraj ludzi odważnych. Dlaczego? Bo Maltańczycy od lat sprzeciwiają się aborcji, rozwodom i zmasowanej propagandzie homoseksualnej. Nie zważają na utyskiwanie (zagranicznych) postępowców.

Katolicki raj Uliczne procesje z ogromnymi figurami świętych patronów niesionymi przez mężczyzn i mniejszymi – niesionymi przez chłopców to charakterystyczny element religijności Maltańczyków fot. Józef Wolny

Odwiedzający Maltę turysta musi być przygotowany na kolejne zaskoczenia. Pierwsze z nich czeka go już na pokładzie samolotu Air Malta. Jak w wielu turystycznych liniach lotniczych, na specjalnych ekranach wyświetlane są tam materiały promocyjne państwa, które ma się odwiedzić. Dobór maltańskich materiałów dobitnie pokazuje, jaki jest dominujący na wyspie światopogląd. Inaczej niż we Francji czy Hiszpanii, Maltańczycy pokazują przede wszystkim katolicką tradycję kulturową. Turysta może obejrzeć barwne i dynamiczne obchody Wielkiego Tygodnia, wejść z kamerą do środka urokliwych śródziemnomorskich świątyniek i uczestniczyć wirtualnie we Mszy świętej.

Ale to nie koniec zaskoczeń. Przy wyjściu z lotniska czekają kolejne przyjemne niespodzianki. Otóż Air Malta i port lotniczy uznały Matkę Bożą za swoją szczególną patronkę. Dlatego w centralnym miejscu hali przylotów zawisł piękny, nowoczesny wizerunek Najświętszej Maryi Panny. Obrazki (często na kaflach) Matki Bożej wiszą przed wejściem do niemal każdego maltańskiego domu (czasem zastępują je wizerunki św. Antoniego lub Najświętszego Serca Jezusowego), a frontony budynków wieńczone są figurami świętych. Nad uliczkami (pełnymi turystów) często dostrzec można zaproszenia na katolickie rekolekcje (np. Drogi Neokatechumenalnej czy Odnowy w Duchu Świętym) lub gigantyczne zachęty do uczestnictwa we Mszy świętej.

Maltańczyk katolik broni życia
To ścisłe związanie z katolicyzmem wynika z maltańskiej historii. Przez wieki ta wyspa była główną siedzibą zakonu Kawalerów Maltańskich, którzy wielokrotnie chronili Europę przed zalewem muzułmanów. To z tego okresu pochodzi mocna świadomość roli Malty w Europie. Później, gdy na Malcie stacjonowali Brytyjczycy, katolicyzm stał się nośnikiem tożsamości narodowej, a wierność religii ojców dowodem na jej zachowanie. Coś z tego zostało do dzisiaj, bo choć Maltańczycy (co strasznie drażni przybyszów z kontynentalnej Europy) zachowali lewostronny ruch, a ulice ich miast są harmonijnym połączeniem tradycji śródziemnomorskich i brytyjsko-imperialnych, to nadal zachowują świadomość, że dowodem na autentyczność ich maltańskości pozostają katolicyzm i wierność tradycjom przodków.

Choć i na Maltę docierają prądy laicyzacyjne (wzmagane przez masowy ruch turystyczny), tamtejszy katolicyzm ma niezwykle silny wymiar społeczny i polityczny.

Republika maltańska jako jedyny kraj europejski zachowała w swoim prawodawstwie całkowity zakaz aborcji. I rzeczywiście go respektuje. – To jest za małe środowisko, by ktoś próbował omijać zakazy. A nasi lekarze rzeczywiście szanują życie – mówił mi podczas pobytu na Malcie działacz jedynej tamtejszej organizacji pro-life „Dar życia” Paul Vincenti. Respektowanie prawa ułatwia również to, że zdecydowana większość (ponad 90 procent) Maltańczyków zdecydowanie je popiera. Wśród studentów ten odsetek (nad czym mocno ubolewał w tekście napisanym dla maltańskiego „Timesa” emerytowany arcybiskup) jest nieco mniejszy, ale i tak osiąga niespotykany w Polsce (nie mówiąc już o Europie Zachodniej) odsetek 76 procent wspierających obowiązujące prawo.

Lewica także za życiem
Jakby tego było mało, na Malcie w zasadzie nie funkcjonują ruchy proaborcyjne. Jedyny oficjalny zwolennik „planowania rodziny” nie jest traktowany poważnie (od czasu, gdy, jak opowiadał mi Vincenti, stwierdził, że maltańskie kobiety są za głupie, by chcieć decydować o własnych ciałach), a opozycyjna lewicowa Partia Pracy nie tylko popiera rozstrzygnięcia prawne, ale nawet opowiada się za ścisłym ograniczeniem dostępu do zapłodnienia in vitro, by chronić życie zarodków.
 

Lewicowcy wspierali też rząd maltański, gdy ten wyrzucał z wód terytorialnych aborcyjną klinikę na stateczku holenderskiej organizacji „Kobiety na falach”. Jeśli coś budzi sprzeciw lewicy (ale i on jest mocno ograniczony), to jedynie zakaz rozwodów. Tu zarówno studenci (około 40 procent), jak i lewica chętnie zmieniliby prawo małżeńskie. Ale nie ma na to zgody rządzącej, konserwatywnej Partii Nacjonalistycznej.

Skąd taka zaskakująca zgodność opinii prawicy i lewicy w sprawie obrony życia? Maltański minister zdrowia nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że wynika ona z otwarcia na wyniki nauk szczegółowych. – Jest jasne, kiedy zaczyna się życie ludzkie, a prawo każdego państwa musi je chronić. I nie ma to nic wspólnego z religią – uśmiecha się dr Joe Cassar (psychiatra z dyplomem z Uniwersytetu w Yale).

A pytany o to, czy wyobraża sobie zmianę tego prawa na Malcie – np. pod wpływem Unii Europejskiej – oświadcza, że nie może odpowiadać za przyszłe pokolenia, ale w najbliższych dziesięcioleciach nic takiego nie będzie miało miejsca. – Wstępując do UE, zapewniliśmy sobie klauzulę wykluczającą zmiany prawa. I tego się trzymamy – tłumaczy.

Maltańscy obrońcy życia uzupełniają, że za ich sukcesem stoi wytrwała praca. – Staramy się nie ustawać w wysiłkach, by przypominać, kiedy zaczyna się życie. Kolejne akcje marketingowe mają trafiać do nieprzekonanych lub niepewnych – tłumaczy Paul Vincenti. – Uciekamy od argumentacji religijnej. Ta nas nie interesuje. Dlatego w naszym ruchu są także ateiści i protestanci – dodaje. A sposób jego mówienia, argumentacja i medialność pokazują, że maltańscy pro-liferzy rzeczywiście są świetnie przygotowani do działania w nowoczesnym świecie.

Światło z Malty
Moje zachwyty nad Maltą i jej wiernością nie tylko religii, ale i nauce hamują jednak sami Maltańczycy. – Laicyzacja dotarła i do nas – wyjaśnia o. Joseph Mizzi. – Coraz więcej jest par żyjących bez ślubu, a część młodzieży odchodzi od praktyk – dodaje. Odpowiedzią jest silny ruch ewangelizacyjny. Fokolarini, członkowie neokatechumenatu czy Odnowy w Duchu Świętym pokazują, jak przekształcać wierność narodowej tradycji w osobiste spotkanie z Chrystusem. A ich działania przynoszą owoce. – Wielu Maltańczyków, zarówno duchownych, jak i świeckich, decyduje się na wyjazd na misje. Często do zachodniej Europy: Wielkiej Brytanii czy Włoch – opowiada z szerokim uśmiechem o. Mizzi.

Osobisty przykład Maltańczyków nie wyczerpuje jednak ich zaangażowania w sprawy obrony życia. Rząd tego kraju na arenie międzynarodowej (zarówno UE, jak i ONZ) oficjalnie zawsze wypowiada się przeciwko aborcji czy eutanazji. Nie zrażają go ataki, jakie to stanowisko wywołuje. Wszystko to sprawia, że o Malcie i Maltańczykach można spokojnie powiedzieć, że – jak to ujął Jan Paweł II – są „światłem dla Europy”. Dobrze by było, by o Polsce można było powiedzieć to samo, by i Polacy, i nasi politycy znaleźli w sobie odwagę do rzeczywistej obrony życia. Bez wyjątków i wątpliwości. Ale to wymaga odwagi i rzeczywistej (a nie tylko werbalnej) wierności Ewangelii, której – jak pokazał spór o zmianę konstytucji – na razie brakuje liderom polskich partii politycznych.