Trójmiejskie ślady powstania

Justyna Liptak

publikacja 24.08.2018 05:45

Świetnie wykształcona, z zamiłowania harcerka, a także poetka, obdarzona pięknym głosem. Na niej wzorowano... warszawską Syrenkę. W Gdańsku upamiętniono rodziców Krystyny Krahelskiej.

Trójmiejskie ślady powstania IPN, Gdańsk Syrenka z warszawskiego Powiśla z twarzą Krysi Krahelskiej

Historia Krystyny zaczyna się w roku wybuchu I wojny światowej. Urodziła się w majątku rodzinnym Mazurki w powiecie Baranowicze, który w latach II RP należał do województwa nowogródzkiego. – Była niezwykle utalentowaną kobietą – studiowała na Uniwersytecie Warszawskim, skończyła etnografię, historię i geografię. Jako poetkę zaproszono ją do Wilna. Śpiewała również poleskie pieśni w Polskim Radiu, m.in. w Warszawie – opowiada Jan Hlebowicz, historyk i rzecznik prasowy gdańskiego IPN.

Wewnętrzna radość i siła

Od 14. roku życia Krysia była harcerką, prowadziła gromadę zuchów. – Była w ruch harcerski bardzo zaangażowana, zwłaszcza po przeprowadzce do Warszawy, gdzie brakowało jej zieleni i otwartych przestrzeni, które pamiętała z Polesia – dodaje J. Hlebowicz. I chociaż nie była rodowitą warszawianką, dzięki sławnej rzeźbiarce prof. Ludwice Nitschowej, która poprosiła ją o pozowanie do pomnika Syreny znajdującego się na Powiślu (Wybrzeże Kościuszkowskie, niedaleko mostu Świętokrzyskiego), na stałe zapisała się w historii miasta. – Profesor zaproponowała Krystynie, by została modelką. Ona sama nie podeszła do tego pomysłu entuzjastycznie. Przeciwnie, nie chciała się zgodzić. Zdołał ją przekonać dopiero ówczesny prezydent miasta Stefan Starzyński, któremu pierwsze odlewy bardzo się spodobały – tłumaczy J. Hlebowicz. Krystyna pozowała w latach 1936 i 1937, czym niechętnie dzieliła się nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Prof. Nitschowa wspominała: „Twarz Syreny jest twarzą Krystyny zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię, co by ją krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi – prosta, wysoka, jaśniejąca uśmiechem wewnętrznej młodzieńczej radości i siły”. Pomnik odsłonięto 29 czerwca 1939 roku. Był to ostatni odsłonięty w II RP monument. Udało mu się przetrwać wojnę, po której go odrestaurowano. Uczyniono to bez zdejmowania Syrenki z cokołu.

Optymistka mimo horroru

Krystyna ukończyła studia w 1939 roku. Po wybuchu II wojny światowej postanowiła pozostać w Warszawie. – Pochodząca z patriotycznego domu dziewczyna zetknęła się z niemiecką okupacją i od początku zdecydowała się na współpracę ze Związkiem Walki Zbrojnej oraz z Armią Krajową, do której następnie przystąpiła – mówi J. Hlebowicz. I nadal tworzyła. Najbardziej znaną piosenkę „Hej, chłopcy, bagnet na broń!” napisała w styczniu 1943 r. dla żołnierzy Batalionu Sztabowego „Baszta” Komendy Głównej Armii Krajowej. Zaśpiewała ją na tajnym koncercie w lutym tego samego roku w mieszkaniu podporucznika czasu wojny Ludwika „Michała” Bergera. Stała się ona najpopularniejszą piosenką żołnierską Polski Walczącej i powstania warszawskiego. Tekst opublikowano po raz pierwszy na łamach konspiracyjnego pisma „Bądź Gotów”, a następnie przedrukowano kilkakrotnie w prasie powstańczej oraz w dwóch konspiracyjnych antologiach – „Pieśni Podziemne” i „Śpiewnik BCh”, a także w wielu antologiach powojennych.

K. Krahelska w swoich utworach i poezji zawarła sporą dozę optymizmu. – Nawet w stosunku do tego, co ją otaczało, w jej twórczości nie ma apokaliptycznych wizji czy wszechobecnej śmierci. Jest za to otucha, która ma nakłaniać innych, by walczyli dla ojczyzny – mówi rzecznik. Dodaje również, że sama przyznawała, iż nie wie, jak to się dzieję, że potrafi w sobie odnaleźć takie pokłady pozytywnego nastawienia. – Mówiła, że wojna, przynajmniej w tym środowisku, w którym ona się obracała, nie wyzwalała negatywnych zachowań – nie uwalniała w ludziach najgorszych instynktów, ale budziła solidarność społeczną, wzajemną pomoc i życzliwość – wyjaśnia historyk. W jednym z listów do swojej niespełnionej miłości – Stanisława Wujastyka – pisała: „...wielu z nas nie dorachujesz się po powrocie, lecz nie w tym sęk. Żyjemy jakoś, ja wcale nieźle, jak na wojenne czasy. Człowiek nigdy nie wiedział, ile zdoła wytrzymać i znieść. Przestrzeń i czas nie dzielą, jest między ludźmi jakieś poczucie bliskości i dobroci – dające trwać i przetrwać niejedno”.

Pomagała do końca

W trakcie powstania warszawskiego Krystyna ps. „Danuta” była sanitariuszką 1108. plutonu dywizjonu „Jeleń” 7. Pułku Ułanów Armii Krajowej. Została przydzielona do akcji szturmowej na Dom Prasy, gdzie znajdowała się siedziba redakcji i drukarni okupacyjnego „Nowego Kuriera Warszawskiego”. Jej oddział napotkał liczny i stanowczy odpór ze strony niemieckiej, siły wroga były w zdecydowanej przewadze. Straty w ludziach były bardzo duże. K. Krahelska pomagała opatrywać rannych pod obstrzałem snajperów i już w pierwszej godzinie została postrzelona w klatkę piersiową. Z Pola Mokotowskiego została przetransportowana przez patrol sanitarny do szpitala polowego przy ul. Polnej 34.

– Zachowała świadomość i nawet podała swoje imię i nazwisko lekarzowi. Została zoperowana, niestety jej stan zaczął się pogarszać. Zmarła 2 sierpnia 1944 roku nad ranem – mówi J. Hlebowicz. Pochowano ją w ogródku na posesji przy ul. Polnej 36. Po ekshumacji 9 kwietnia 1945 roku jej szczątki przewieziono na cmentarz Służewiecki, przy kościele św. Katarzyny, gdzie spoczywa do dzisiaj. Na pogrzebie obecna była prof. Nitschowa. – Dla matki Krystyny ważne było, że nie zginęła z bronią w ręku, ale niosąc pomoc innym, jako sanitariuszka – dodaje J. Hlebowicz.

Gdański wątek historii

– Powstanie warszawskie jest dzisiaj różnie oceniane. Łatwo jest nam – po tylu latach – wydawać sądy, bo znamy późniejsze wydarzenia i konteksty historyczne. Ale rozmawiając z żyjącymi jeszcze uczestnikami tamtego czasu, słyszy się, że po pięciu latach okupacji warszawiacy palili się do walki o wolne i suwerenne państwo – mówi Krzysztof Drażba, naczelnik Biura Edukacji Narodowej gdańskiego IPN. Na cmentarzu centralnym Srebrzysko, idąc od bramy główną aleją pod górę, po lewej stronie dostrzeżemy wielką sosnę. Przy niej znajduje się skromny grób – Janiny i Jana Krahelskich. – Po zakończeniu wojny, kiedy szukano miejsca do życia w nowej rzeczywistości, wielu Polaków, w tym także państwo Krahelscy, przyjechało właśnie tutaj, by zapomnieć o wojennej tragedii – podkreśla K. Drażba. Przedstawiciele gdańskiego IPN oraz mieszkańcy miasta w 74. rocznicę powstania warszawskiego spotkali się na cmentarzu Srebrzysko, by upamiętnić rodziców Krystyny „Danuty” Krahelskiej. Zapalono tam znicze i złożono kwiaty.

Naczelnik podkreśla, że rodzice Krysi byli ważnymi mieszkańcami miasta, którzy zapisali się w jego historii. – Zwłaszcza pani Janina, która była biologiem, lekarzem, doktorem filozofii UJ, a po przyjeździe do Gdańska – pracownikiem naukowym Akademii Medycznej, która przez lata wykształciła pokolenia lekarzy – wyjaśnia. Ojciec Jan był inżynierem i oficerem Wojska Polskiego, a w latach 1926–1932 – wojewodą poleskim. – Był również działaczem samorządowym i społecznym. Udzielał się na rzecz narodu polskiego – mówi K. Drażba. Po śmierci męża dr Krahelska wybrała na grób kawałek ziemi przy wielkiej sośnie. – Przypominała jej dorodne sosny poleskie – dodaje naczelnik. K. Drażba podkreśla, że tegoroczne upamiętnienie rodziców sanitariuszki i wspomnienie jej samej to dopiero początek odkrywania trójmiejskich akcentów powstania warszawskiego. – Będziemy poszukiwali nowych wątków, aby mieszkańcy mieli okazję jeszcze szerzej spojrzeć na historię tamtych dni – mówi.