Mnożenie przez dzielenie

Karolina Pawłowska

publikacja 08.09.2018 05:45

Dzielą ich kilometry, języki, tradycje. Łączy chęć budowania mostów między ludźmi i uniwersalny język Jezusowej miłości.

Mnożenie przez dzielenie Karolina Pawłowska /foto gość Oprócz pracy była też nauka. Goście uczyli się tańczyć poloneza.

W niewielkim mieszkanku trudno się obrócić, żeby nie zahaczyć o rozstawione drabiny czy kubełki z farbą. Ekipa remontowa braki techniczne nadrabia entuzjazmem. Pani Jadwiga nie może się ich nachwalić. Nawet jeśli z większością swoich pomocników nie bardzo może się dogadać. – Tak ciężko pracują, a cały czas uśmiechnięci – mówi kobieta. Jedynie Patrick dobrze radzi sobie z pędzlem. – Od pół roku pomagam bratu, bo sobie dom kupił, więc mam wprawę – śmieje się młody Niemiec o śląskich korzeniach. – A nad morzem chociaż raz pan był? – pyta z troską pani Jadwiga. – Raz byłem – potwierdza ze śmiechem chłopak. Pierwszy raz bierze udział w projekcie Go4Peace.

– Lepiej komuś pomagać niż siedzieć w domu. Bardzo mi się podoba. Nie myślałem nawet, że będzie tak fajnie – wyjaśnia spod sufitu, który z animuszem pokrywa białą farbą. – Sami nigdy byśmy nie byli w stanie zrobić remontu. Aż trudno znaleźć słowa, żeby podziękować – pani Jadwiga nawet nie próbuje ukryć wzruszenia.

Praca i wspólnota
Gdy jedni remontują, inni bawią się z dziećmi w wiejskiej świetlicy, pomagają zakonnicom w przeprowadzce lub malują mural. Albo szykują obiad dla potrzebujących. – U siebie, w Kosowie, też pomagałem w podobnej placówce. Tyle że tam takie domy dla ubogich są w kiepskim stanie. Nie jest tam tak dobrze urządzone jak tu. Warunki są bardzo słabe, ale przychodzi do nich bardzo wiele potrzebujących osób – mówi Simon. Dzisiaj jest w ekipie pracującej w Domu Miłosierdzia. – Pierwszą motywacją jest wdzięczność i uśmiech na twarzy osoby, której pomagam. Jako dla chrześcijanina, jest dla mnie równie ważne, że moja wiara mnie do tego zobowiązuje. Wiele osób nie tyle potrzebuje pomocy materialnej, co tego, żeby ich wysłuchać, pobyć z nimi, poświęcić im czas, otworzyć się – mówi dwudziestoczterolatek.

To jego trzeci obóz Go4Peace. Wraca na nie, bo przekonał się, że 10 spędzonych na pomaganiu dni daje mu siłę na cały rok. – To niezwykłe, że przyjeżdżamy z różnych krajów, najczęściej się nie znamy, a tak szybko stajemy się wspólnotą. Pracując razem, modląc się, rozmawiając, stajemy się sobie bliscy jak w rodzinie – wyjaśnia.

Nie przestawaj dawać
Go4Peace to międzynarodowy projekt, który od blisko ćwierćwiecza zaprasza młodych do konkretnego realizowania słowa Bożego w świecie poprzez budowanie mostów między ludźmi. Zaczęło się od Bośni, w której odbudowywali nie tylko zburzone domy, ale też zniszczone zaufanie.

– W 1995 roku udaliśmy się do północnej części Bośni. Zobaczyliśmy zrównane z ziemią wioski. Patrzyłem w oczy pełne łez. Wtedy zrozumiałem, że jedyną odpowiedzią może być tylko konkretna miłość. Zrozumiałem, że należymy do jednej rodziny, ponieważ Bóg jest naszym Ojcem. Go4Peace oznacza bycie bratem i siostrą dla każdego – wyjaśnia ks. Mainolf Wacker z Kamen, inicjator projektu. Główną ideą jest życie słowem Jezusa, który zaprasza: „Nie przestawaj dawać”. – Jesteśmy stworzeni do miłości, a więc do dawania. Kiedy młodzi otwierają swoje serca i ofiarowują siebie, z zaskoczeniem odkrywają, że to daje wielką moc, siłę, energię do życia – dodaje duszpasterz z Niemiec.

Nie wyjedziesz głodny
– Od pierwszego dnia pokochałem ten projekt. To jest wspaniałe, że możemy mieszkać w jednym domu, jeść jedno jedzenie, modlić się razem i razem działać. I budować mosty między ludźmi – mówi Rikardo z Albanii. W ubiegłym roku obóz odbył się w jego rodzinnej Szkodrze. – Doświadczyliśmy tam, jak można mnożyć dobro, dzieląc się z innymi swoimi umiejętnościami, swoim czasem, po prostu sobą – mówi ks. Andrzej Zaniewski, diecezjalny duszpasterz młodzieży, który pojechał do Albanii z grupą młodych koszalinian. W tym roku to oni, jako pierwsi w Polsce, byli gospodarzami obozu.

– Kiedy przyjechałem, spotkałem Niko, który mieszka w Niemczech, ale pochodzi z Polski. Wyjaśnił mi, że w Polsce nigdy nie będę głodny, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie nakarmi. Stąd nie wyjeżdża się głodnym. I to prawda. Nie tylko kiedy chodzi o ten głód fizyczny, ale też głód duchowy – śmieje się Rikardo. Tę życzliwość i gościnność Polaków podkreślali wszyscy goście.

Gdzie On jest, tam jest pokój
Zjechała się ich do Koszalina prawie setka z 14 europejskich krajów. Na zakończenie obozu chcieli pozostawić w Koszalinie po sobie jeszcze jeden znak. Ustawili go przy katedrze. Na drewnianym słupie w czterech językach wypisali przesłanie: „Pokój na ziemi!”. – To znak naszego obozu, znak kończących się warsztatów, znak pięknych dzieł, które przez te dni tworzyliśmy. Chcemy, żeby przypominał, że pokój jest możliwy. I na poziomie naszych małych konfliktów, i na poziomie ogólnoświatowym – wyjaśnia ks. Andrzej Zaniewski.

– Pokoju nie zbudujemy sami. Pokój jest dany od Boga, a my możemy go uzyskać, kiedy podążamy za Jego słowami. Mnóstwo młodych ludzi, którzy przyjeżdżają na te obozy, zaczyna w ten sposób żyć i szerzyć pokój w swoim otoczeniu – dopowiada ks. M. Wacker. Jak mówi, młodzi potrzebują wspólnoty, w której odkrywają, jak żyć w świecie pokoju. – Jezus mówi, że gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Jego imię, tam On jest. Musimy więc nauczyć się tak żyć, tworzyć taką wspólnotę, w której jest Jezus. Gdzie On jest, tam jest pokój – dodaje duszpasterz.