Rozpęd od Matki Boskiej

Justyna Jarosińska

publikacja 15.09.2018 05:30

– Wierciłam się, siadałam na piętach, ale trwałam na modlitwie, choć pewnie do końca jeszcze jej wtedy nie rozumiałam – wspomina 85-letnia Marianna Stępniewska, wnuczka Julianny Łukasik, twórczyni kółka różańcowego z początku XX w., które działa po dziś dzień.

Książeczkę różańcową swojej mamy parafianka ma do dziś. Justyna Jarosińska /Foto Gość Książeczkę różańcową swojej mamy parafianka ma do dziś.

Z nieba wyszedł i do nieba prowadzi. Tak mówią o Różańcu ci, którzy tworzą róże różańcowe w parafiach. Często żyją one dłużej niż ich twórcy.

Pacierze stanowe

− Moja babcia założyła trzy kółka. Jedno z nich przetrwało wszystkie zawieruchy, jakie przeszły przez Polskę w XX w., i do dziś działa w parafii Garbów-Cukrownia. – wspomina pani Marianna. − Z przekazu rodzinnego wiem, że działo się to jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. Kółko było aktywne podczas II wojny światowej, w trudnym czasie okupacji niemieckiej. Działało także w czasach budowy socjalizmu, kiedy to władze naszego państwa oficjalnie walczyły z Kościołem. W naszym kółku różańcowym różami były między innymi moje ciocie, siostry, bratowa i sąsiadki. Tak jest do dzisiaj – opowiada kobieta.

Babcia pani Marianny prowadziła dwa kółka osobiście. – Pamiętam, że w każdą pierwszą niedzielę miesiąca u babci w pokoju odbywała się zmiana tajemnic. Na stole przykrytym białym obrusem stała figura Matki Boskiej Różańcowej. Po bokach, w wysokich lichtarzach, paliły się świece. Piętnaście pań należących do Żywego Różańca, klęcząc, odmawiało modlitwę. Każdego roku w styczniu był opłatek i mały poczęstunek oraz składanie sprawozdania do parafii, co było obowiązkiem zelatorki. Babcia, a potem także moja mama, która przejęła obowiązki zelatorki, miała zawsze przygotowany na tę okazję specjalny wykład.

W tamtych czasach, jak mówi M. Stępniewska, kółka różańcowe były stanowe. – Do jednej róży różańcowej mogło należeć albo piętnaście mężatek, albo piętnaście panienek. Jak były dzieci, to tylko dzieci. Był porządek. Teraz jest inaczej. Nie znaczy, że gorzej. Najważniejsze, by utrzymać działalność tych kółek. Bo to wcale nie jest takie łatwe – stwierdza ze smutkiem.

Jak odmłodzić różę?

Jak opowiada Marianna Stępniewska, w swoim kółku jest już od niepamiętnych czasów. – A jedna z moich sióstr już od 70 lat – chwali się kobieta. − Ja tak szybko nie wstąpiłam, bo musiałam czekać w kolejce, aż ktoś się wykruszy. Bo to jest właśnie tak, że jak ktoś umiera bądź sam rezygnuje, to najbliższa rodzina ma prawo wprowadzić kogoś innego. Jeśli nie chce, wtedy dopiero szuka się na to miejsce osoby z zewnątrz. Pamiętam, że gdy wykruszyła się moja najstarsza siostra, która była zelatorką, to chcieliśmy, by jej córka objęła tę funkcję. Ona nie chciała się tego podjąć. Ja jestem już stara, więc to nie miało sensu. Szukałyśmy kogoś odpowiedniego i padło na bratanicę.

Pani Marianna, choć zelatorką nie została, to jednak – podobnie jak przez wszystkie lata – z wielką starannością czuwa nad kółkiem założonym ponad wiek temu jeszcze przez babcię. – Bardzo mi zależy, by te panie motywować. Mam na to wiele pomysłów – śmieje się starsza pani. – Ostatnio dostałam od Matki Bożej takiego rozpędu, że kupiłam nowe tajemniczki. Wszystkie członkinie dostały specjalne rozpiski na kolejny etap. Modlimy się za Kościół, za papieża, w swoich intencjach oraz tych, które podaje proboszcz.

Pani Marianna bardzo pilnuje, by każda z pań wywiązywała się ze swojego obowiązku odmawiania codziennej modlitwy. – Jak ktoś nie odmówi swojej dziesiątki, to nie oznacza, że całe kółko traci swoją modlitwę – stwierdza. − Ale ja nie chcę o tym mówić, bo jak człowiek się do czegoś zobowiązuje, to powinien słowa dotrzymać.

Kobieta robi też wszystko, by kółko, jak mówi, trochę odmłodzić. − Ja sama córki nie mam, dlatego już uśmiecham się do wszystkich moich młodych kuzynek, bo przecież ktoś będzie mnie musiał zastąpić.