Giuseppe, więcej niż restauracja

Rafał Pastwa

publikacja 08.10.2018 06:00

Chodzi nam o jakość kuchni i łączące ludzi emocje. Wspólne jedzenie to czynność niezwykle istotna, której w żaden sposób nie wolno zaniedbać.

Pracownicy wraz ze swoim szefem. Rafał Pastwa /foto gość Pracownicy wraz ze swoim szefem.

Restauracja Giuseppe przy ul. Hipotecznej 3 w Lublinie działa od ponad dwudziestu lat. Znana jest wszystkim tym, którzy niegdyś studiowali w tym mieście i cieszyli się niezapomnianym smakiem pizzy, ale i nowym gościom, którzy doceniają najlepszą jakość makaronów wytwarzanych na miejscu. Warto dodać, że w największej w Lublinie maszynie do makaronu.

Co sprawia, że lokal cieszy się niesłabnącą popularnością? Jakość potraw oraz podejście do gości. Dziś można tu smacznie zjeść, a także zamówić oryginalne produkty na obiad lub kolację – i samemu przygotować pyszny makaron według przepisu i załączonej instrukcji. To właśnie pudełko Giuseppe Pacco staje się w ostatnim czasie hitem wśród amatorów dobrego jedzenia i gotowania w domu. To paczka, która w zamyśle właścicieli restauracji Giuseppe ma łączyć ludzi. − Przecież nawet na kartach Ewangelii dostrzegamy, że Jezus często wypowiada kluczowe słowa w kontekście wspólnego posiłku z uczniami lub innymi osobami. Obiad u faryzeusza Szymona, Ostatnia Wieczerza, śniadanie po zmartwychwstaniu. To tylko kilka przykładów – mówi Dariusz Klimek, współzałożyciel restauracji Giuseppe.

Od pizzerii do restauracji

Firma istnieje już ponad 20 lat. Jest jedną z bardziej znanych restauracji w Lublinie. Początki działalności lokalu związane są z Dariuszem Klimkiem i Zbigniewem Nadbrzeskim. Pierwszy był wtedy świeżo upieczonym absolwentem ekonomii, drugi specjalistą z zakresu gastronomii.

– To były lata 90. minionego stulecia. Miałem wtedy za sobą doświadczenie trzyletniej pracy w banku. Czas wielkich oczekiwań, wszyscy liczyli na ogromne szanse i niezwykłe możliwości, jakie dawały ekonomia i finanse. Rodziła się bankowość, rozwijała się giełda. Okazało się, że krawat, garnitur i komputer nie dały wcale wszystkim szansy niebywałego rozwoju. Mnie przeszkadzały niektóre układy, nie mogłem się swobodnie realizować nie miałem wpływu na swoje życie, a nauczony byłem zarabiać na siebie już od dziewiętnastego roku życia. Kiedyś, w czasie rozmowy ze Zbyszkiem, postanowiliśmy założyć pizzerię, gdzie pizza byłaby robiona z mąki. Krok po kroku zbieraliśmy pieniądze i otworzyliśmy lokal przy ul. Hipotecznej. Przełomowym i kluczowym wydarzeniem było zatrudnienie pierwszego pracownika, który w tej branży pracował kilka lat za granicą. Powiedział nam wtedy: „Chłopaki, wy się na tym kompletnie nie znacie!”. Odpowiedzieliśmy: „No właśnie, dlatego zatrudniliśmy ciebie, abyś nam pomógł”. Z perspektywy niemal dwudziestu jeden lat prowadzenia tego biznesu widzę, że nie chodzi o to, by być specjalistą w każdej dziedzinie, ale by znaleźć odpowiednich ludzi i stworzyć zespół, który będzie się znał i dobrze współpracował. To moje zadanie jako przedsiębiorcy. Ekonomii nauczyłem się w działaniu, a nie na studiach – opowiada D. Klimek.

Giuseppe było najpierw pizzerią. Z czasem właściciele obiekt rozbudowali i poszerzyli go o część przeszkloną. Kolejnym krokiem było przekształcenie lokalu w restaurację. Wprowadzono nowe dania, produkty, poszerzono ofertę. – Zawsze staraliśmy się słuchać ludzi, brać pod uwagę ich opinie, obserwowaliśmy rynek i zmiany kulturowe. Zauważyliśmy, że coraz więcej osób wpada na szybki obiad, w pośpiechu. Dlatego otworzyliśmy jeszcze lokal typowy dla osób chcących zjeść lunch. Tak powstała Galeria Smaku przy ul. Okopowej i ul. Zana w Lublinie – tłumaczy.

Chcę być coraz lepszy

Z czasem rynek stawał się coraz trudniejszy. Ponadto w ubiegłym roku restauracja Giuseppe uległa pożarowi. Profesjonalna firma pozbyła się wszelkich skutków ognia w ciągu dwóch tygodni. Wznowiono działalność. Wracali klienci, pojawiali się nowi. – Okazało się, paradoksalnie, że ubiegły rok był przełomowy. Pożar był oczyszczeniem, pojawiły się nowe pomysły, nowi pracownicy, inna perspektywa – mówi D. Klimek. Z miesiąca na miesiąc przybywa gości, udaje się wprowadzić nowe produkty i atrakcyjne oferty które cieszą się uznaniem ze względu na dobry stosunek jakości do ceny.

Wiele rzeczy zmienił udział Dariusza w konferencji związanej z Biblią i finansami. – Uczciwość w prowadzeniu działalności popłaca. Zmienia się stosunek do pracowników, do samego siebie i swojej pracy. Od pewnego czasu staramy się oddawać dziesięcinę z żoną, na ile to tylko możliwe wspieram też działania charytatywne – mówi. Restaurator podkreśla, że w tym rodzaju działalności nie chodzi tylko o samo jedzenie i prowadzenie lokalu, ale również o budowanie relacji z ludźmi, o emocje i przekazywanie wartości. – Jednak by tak się stało, muszę jako katolik być coraz lepszy w tym, co robię. Codziennie lepszy. Dotyczy to nie jakości dań, deserów, obsługi gości, stosunku do pracowników. Nieustannie się dokształcam, czytam, rozmawiam z ludźmi, pytam. Wiara nie może być uzupełnianiem braków lub powierzchownym dodatkiem. Ona raczej zmusza mnie do profesjonalizmu w działaniu – mówi D. Klimek.

Najlepszy makaron w Lublinie

Dzisiaj pizza i inne dania ustąpiły miejsca makaronom, które stały się najpopularniejsze wśród gości restauracji Giuseppe. D. Klimek zaczął się intensywnie dokształcać i poszukiwać, także wśród towarzystwa biznesowego, pomysłów i inspiracji. Zmienił się system zarządzania pracownikami, pojawiły się nowe plany i perspektywy. − Giuseppe serwuje wyłącznie świeży makaron, codziennie własnoręcznie wyrabiany przez naszych kucharzy. Jest on wartościowy i zdrowy, delikatny w smaku − tłumaczy.

Godne polecenia są też dania mięsne, drób, sałatki, ryby i pizza. Przy Hipotecznej można zjeść także dobrą zupę. Jak podkreśla właściciel, w lokalu szczególnie rozumiane są potrzeby dzieci. Dużą wagę przykłada się też do deserów – ich jakości i świeżości. Wykonuje je Agnieszka Tatara, która w Giuseppe pracuje od dwudziestu lat. Podkreśla, że miejsce pracy jest atrakcyjne wtedy, gdy stwarza możliwość rozwoju.

Mężczyźni to potrafią

W restauracji organizowane są warsztaty kulinarne, gdzie dzieli się pasją do jedzenia. − Uczymy kultury zasiadania do stołu, pokazujemy, jak warto spędzać razem czas. Z dumą wspieramy mężczyzn, ojców, by byli aktywni w rodzinnych funkcjach, wkładali w nie serce i pomysł. Giuseppe Pacco zrodziło się właśnie z rozmów i obserwacji. Przed walentynkami wielu mężczyzn odczuwa presję, zaprasza swoje żony, narzeczone czy sympatie na kolację. W restauracjach panuje wtedy tłok, nie ma wolnych stolików, brakuje często atmosfery spokoju. Dlatego dwa lata temu wpadliśmy na pomysł stworzenia specjalnego pudełka Giuseppe Pacco z instrukcją przygotowania. To świeże produkty do stworzenia dania z makaronem dla dwóch osób. Pudełko zawiera też składniki na jeden z trzech rodzajów sosów, ser, śmietankę, oliwę i zioła. Wielu mężczyzn, ostatnio także kobiet, podkreśla, że to wspaniały pomysł, nie tylko na specjalne okazje. Wystarczy zamówić pudełko telefonicznie i odebrać. A potem ugotować – i gotowe. Przygotowanie trwa piętnaście minut – wyjaśnia Klimek.

Nie klienci, ale goście

Dla pracowników nie są najważniejsze pieniądze, ale również inne kwestie, takie jak: atmosfera, zaufanie, szacunek, sens pracy, możliwość rozwoju, perspektywiczność. − Ale pieniądze muszą być adekwatne do wykonywanej pracy, o tym trzeba pamiętać – zaznacza przedsiębiorca. Atmosferę restauracji odzwierciedlają słowa pracowników i obsługi. Dominika i Karolina zdają sobie sprawę, że koledzy i koleżanki, którzy pracują w innych lokalach, nie zawsze mogą mieć taki komfort jak one. – Zaczynałam od pracy na zmywaku, było to bezpośrednio po maturze. Stawiałam kroki od podstaw, byłam wprowadzana w kolejne etapy pracy, dzisiaj pracuję głównie za barem, potrafię zrobić nie tylko świetną kawę. Chcę się dalej rozwijać, a moją pasją jest praca z ludźmi, więc Giuseppe to miejsce idealne. Tym, czego nauczyłam się tutaj oprócz pracy, jest podejście do gości. Szef podkreśla, że to goście, nie klienci. Praca nie męczy, bo w restauracji panuje rodzinna atmosfera – mówi Karolina.

Dominika pracuje tu od pół roku i docenia brak stresu. – Mogę zjeść obiad przy stoliku, w spokoju. Mamy styczność z różnymi ludźmi. Wszyscy doceniamy to, że codziennie w Giuseppe jest właściciel, nawet w weekendy, choćby na krótko. Wiemy dzięki temu, że tworzymy zespół – wyjaśnia Dominika. Właściciele Giuseppe nie chcą tak jak inni kopiować restauracji londyńskich i warszawskich, ale starają się iść konsekwentnie własną ścieżką. − Trzeba pamiętać, że ładne zdjęcie na Instagramie to nie wszystko, liczy się jakość jedzenia i kultura jego podawania – mówią.