Rubaszni żartownisie

Agata Puścikowska

GN 41/2018 |

Ilu polityków zupełnie zatraciło poczucie przyzwoitości, nie mówiąc już o zwyczajnej kulturze?

Rubaszni żartownisie

Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał występów prezydenta Legionowa na konwencji wyborczej, może obejrzeć. Na własną odpowiedzialność jednak. Bo zaznaczam – trudno przez ten bełkot i „dowcipy” z rynsztoka, godzące w godność kobiet, przebrnąć w spokoju. Z drugiej strony jednak warto w celach poznawczych obejrzeć filmik (można znaleźć w sieci): to krótki przewodnik po tym, jak władza – niezależnie od opcji politycznej – potrafi uderzyć do głowy. I jak owa władza czasem znieczula postronnych i obserwatorów na działania haniebne, żeby nie powiedzieć po prostu wstrętne.

Bo oto sytuacja, w nieco krzywym zwierciadle, wygląda następująco: lokalny książę wychodzi na mównicę, by w rubaszny sposób przedstawić swoich podwładnych. Podwładni są ośmieszani, żałośnie pokazywani palcami. Tymczasem tłumek wiernych gapiów bije brawo, dobrze się bawi. Nie ma nikogo, absolutnie nikogo, żadnego sprawiedliwego (czy raczej rozsądnego), który by krzyknął: „milcz waść, wstydu oszczędź”. Nie ma nikogo, kto by ze sceny zszedł... niepokonany.

Dlaczego? Jeśli mówimy o przemocy (a zachowanie prezydenta było formą przemocy), to warto zadać kilka pytań: co powoduje, że część dorosłych i (chyba) świadomych ludzi pozwala sobie na jej stosowanie? Co powoduje, że ewidentne ofiary tymi ofiarami się (chyba) nie czują? Zachowują się tak, jakby akceptowały złe traktowanie, z uśmiechami na ustach przyklaskują chamstwu i „rubaszności” (czyt. prostackim żarcikom z podtekstem seksualnym). A nawet publicznie bronią swojego prezydenta. Czy naprawdę względne korzyści majątkowe, czy też związane z karierą, mogą prowadzić do swoistej znieczulicy na podobne traktowanie? I czy fakt, że nikt postronny nie reagował (do momentu, gdy film zobaczyli internauci i bomba wybuchła), nie powiedział „stop”, świadczy o społecznej znieczulicy, czy też raczej znieczulicy środowiskowej, związanej z konkretnym miejscem, czasem i ludźmi?

Zastanawiać się też można, ilu podobnych „żartownisiów”, „rubasznych” panów, jest w polskich samorządach. I to niezależnie od opcji politycznej. Ilu lokalnych książątek traktuje swoich podwładnych jak... podwładnych? Ilu polityków zupełnie zatraciło poczucie przyzwoitości, nie mówiąc już o zwyczajnej kulturze? Dużo tych pytań. Część bez odpowiedzi. Jedno jest pewne: przykład z Legionowa powinien dać do myślenia nam wszystkim. Niezależnie od tego, gdzie mieszkamy i na kogo głosujemy. Bo układy, układziki i układziątka prędzej czy później prowadzą do patologii. Zbliżające się wybory samorządowe to idealny czas na rozliczenia. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.