Wszystkie moce Mocarzewa

Agata Puścikowska

publikacja 18.11.2018 06:00

Każdy ma moc. I Kacper, który potrafi słuchać. I Dorota, która z mocą czeka na nowy pokój w nowych kapciach. I siostry Elwira i Benedykta, mocne w słabości, by zbudować wielki dom…

W ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie mieszka i uczy się prawie setka wychowanków. ROMAN KOSZOWSKI /foto gość W ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie mieszka i uczy się prawie setka wychowanków.

Mocarzewo, niewielka miejscowość na Mazowszu niedaleko Łowicza. Siostry zmartwychwstanki są tu od kilkudziesięciu lat. Od ponad dwudziestu prowadzą ośrodki opieki dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie. Jasny dom, plac zabaw dostosowany do dzieci w wózkach inwalidzkich. Gdzieś w dali słychać rżenie konia – hipoterapia właśnie się skończyła, wszyscy idą na odpoczynek. Stary ogród pachnie październikowo – utraconym latem i dojrzałymi owocami. W ogrodzie Matka Boża i św. Józef. Mocny opiekun delikatnie trzyma na rękach małego Syna. Jezus z lekko skośnymi oczami, z rączkami nieco krótszymi wygląda jak mały Kacperek. A może to Kacperek wygląda jak mały Jezus?

Moc Kacperka

Ma nieco ponad 2 lata. Jest jednym z najmłodszych mocarzewskich wychowanków. Nie chodzi jeszcze dobrze, bo dzieci z zespołem Downa potrzebują czasu do zdobycia tej umiejętności. I rehabilitacji. Chłopczyk rehabilitację ma świetną, czas do poznawania świata też. Świetnie bawi się z kolegami w mocarzewskim przedszkolu. Czasem ogląda bajkę w „kinie” dla maluchów. Dziś „Masza i Niedźwiedź”. Kacperek siedzi w wózeczku i bacznie przypatruje się nie tylko poczynaniom szalonej Maszy, ale i całemu mocarzewskiemu światu. Obserwuje kolegów, panie opiekunki. Na widok s. Benedykty lekko się uśmiecha. Gdy Benedykta opowiada historię ośrodka, Kacperek skupia się jeszcze bardziej. Słucha. Ma moc słuchania. W dzisiejszym świecie, rozkrzyczanym, umiejętność i chęć słuchania to wielka rzecz.

– Gdy przyjechałam tu 20 lat temu, był jeszcze inny świat. Czasem trudno mi uwierzyć, jak to wszystko się udało, jak wytrzymałyśmy – zaczyna s. Benedykta. – Warunki były spartańskie. Myłyśmy dzieci w miskach, grzałyśmy wodę. Ośrodek mieścił się w baraku. Musiałyśmy stworzyć dzieciakom przyzwoite warunki, więc rozpoczęłyśmy budowę porządnego ośrodka. Bazowałyśmy na kwestach. Jeździłyśmy po parafiach, prosiłyśmy, a dobrzy ludzie nas wspomagali. I tak powoli zbudowałyśmy dom.

Dziś działa tu przedszkole, szkoła, internat, a dzieci starsze (nawet ponad 20-letnie) mogą korzystać z zajęć przysposobienia do pracy, ośrodka rewalidacyjno-wychowawczego. Dyrektorką całej placówki jest s. Benedykta. A co potem? Co stanie się z dorosłymi wychowankami, którzy skończą 25 lat i nie będą mogli wrócić do rodzinnych domów?

Moc Elżbiety

Ela ma ponad 60 lat. Mieszka w niewielkim pokoiku nad szkołą. Bo niby gdzie miałaby pójść? – Plątałam się po różnych ośrodkach… Dobrze, że tu, dawno temu, babcia mnie przyprowadziła – mówi i przytula się do siostry Benedykty.

Ela ma tu dom od kilkunastu lat. Niewiele pamięta z wcześniejszych czasów. Opowiada o dobrej babci, która opiekowała się nią, jak długo mogła. Ale potem przyszła starość… Babcia oddała więc wnuczkę tam, gdzie widziała dobro i serce. I Ela w Mocarzewie została. Dobrze jest jej w tym miejscu i wśród ludzi, którzy stali się jej rodziną: małych dzieci, którym pomaga jak umie; wśród starszych – tych z autyzmem, z wadami genetycznymi, ze sprzężonymi niepełnosprawnościami. Ona tych niepełnosprawności nie dostrzega i nie rozumie. Rozumie natomiast uśmiech, przytulenie, ciepło i bycie potrzebną. Dziś obierała dla wszystkich ziemniaki w kuchni. Lubi to zajęcie. Poważna i odpowiedzialna sprawa – porządnie obrać ziemniaki. Elżbieta ma moc obierania ziemniaków.

– Mamy 6 wychowanek, które nie miały gdzie pójść po skończeniu 25 lat – opowiada s. Benedykta. – Powinny trafić do jakiegoś DPS-u. Ale gdzie? Tam, gdzie nikogo nie znają? Więc są tutaj, u siebie. Wbrew ekonomii, bo gminy nie finansują ich pobytu u nas. Ale nie wbrew sercu…

Niemal co roku dorosłych niepełnosprawnych wychowanków przybywa. – Gdy osoby niepełnosprawne intelektualnie kończą 25 lat, w zasadzie znajdują się poza systemem wsparcia – opowiada s. Benedykta. – Jeśli rodzina jest wydolna wychowawczo, zabiera dziecko do domu. Jeśli mieszka w mieście, rodzice znajdują warsztaty terapii zajęciowej i dziecko może się rozwijać, nie siedzi w domu. Gorzej, gdy rodzina mieszka na wsi i nie może dowozić na zajęcia. A jeszcze gorzej, gdy rodziny w ogóle nie ma, bo dziecko jest społeczną sierotą… – mówi siostra. Bywa coraz częściej, że dziecko wraca do domu. Rodzice stają na głowie, by przychylić mu nieba. Ale wtedy przychodzi starość albo choroba.

W drzwiach staje s. Elwira. Tuli się do niej gromadka dziewczynek. Dopiero wróciły z rehabilitacji. Siostra Elwira dopowiada od progu: – I wtedy rodzice dzwonią do nas i proszą: „Nie dajemy rady, nie możemy się nim opiekować, bo sami potrzebujemy opieki”. – Mamy udawać, że nie widzimy problemu? Trzeba działać…

Moc Doroty i Adriana

Dorotka, mocarzewska gwiazda. Opowiada, pokazuje swoje prace ręczne, choć kryguje się i „wstydzi”, gdy s. Benedykta ją chwali. A jest za co chwalić. Za uśmiech, za postępy, otwartość. Dorotka teoretycznie jest wychowanką domu dziecka. W praktyce mieszka w Mocarzewie. I ma taką moc, że gdy tylko się uśmiechnie, wszyscy wokół też się uśmiechają. Ma też moc planowania. Już zaplanowała, jak będzie wyglądał jej pokój w nowym domu, który siostry zbudują. Na razie uparły się z koleżanką, że nie będą zakładać... nowych kapci, które czekają na nowy dom. – Wiara i nadzieja naszych dzieci są nieprawdopodobne. Dla nas to jest jakaś odległa przyszłość – ten dom dla dorosłych wychowanków. Dla nich to już się dzieje – mówi s. Elwira.

– Może one więcej wiedzą, może więcej rozumieją… – zastanawia się s. Benedykta. – Chciałabym mieć taką pewność, że dom szybko powstanie! – s. Benedykta wzdycha i przytula Dorotkę.

Natomiast Adu – jak o sobie mówi Adrian – ma moc malowania jesiennych liści i odmalowywania dobrego życia i dobrej przyszłości. Na pytania opowiada po swojemu. Adu pójdzie na obiad (papu) o godzinie drugiej (pokazuje dwa palce). Po obiedzie na podwórko (pokazuje okno), potem mycie, kolacja, spanie. Wcześniej, na słupach, pan zapali światełko, co Adu bardzo lubi. Adrian ma 16 lat. Radość życia, poznawania, moc radości mają u niego 2 lata – więc całe radosne życie przed nim.

Moc w słabości

W ośrodku sióstr zmartwychwstanek przebywa sporo dzieci z kochających rodzin. To właśnie miłość rodziców spowodowała, że umieścili syna czy córkę „u zakonnic”. Bo tu jest i szkoła, i rehabilitacja, i warunki odpowiednie. Zabierają swoje dzieciaki co piątek do domu na weekend. Przywożą w niedzielę wieczorem do internatu na kolejny tydzień. Są jednak w ośrodku dzieci ze środowisk trudnych, zagrożonych przemocą, dysfunkcyjnych. Bywa, że gdy trafiają do Mocarzewa, ich mocą jest trzymanie w rączkach chleba. Tak kurczowo, żeby nikt go nie zabrał i żeby się najeść do syta. Siostry i opiekunki dają tyle jeść, by maluch zapomniał o głodzie. Przytulają go też, by zapomniał o biciu. Chociaż najpierw trzeba przebić się przez mur nieufności, lęku i odruchu kulenia się na widok dłoni…

– Szkolnych dzieci mamy 76. One mieszkają w internacie. Dodatkowo 16 jest dowożonych na wczesne wspomaganie. I nasze dorosłe wychowanki – wyliczają siostry. – Latami zmagałyśmy się z myślami, czy decydować się na budowę ośrodka dla starszych. Trudna decyzja, bo skąd my, zakonnice, weźmiemy kilkanaście milionów?

– Boimy się, bo po ludzku to ponad nasze siły – mówi szczerze s. Benedykta. – Nasze moce mogą okazać się niewystarczające…

Ludzkie moce – owszem. Ale od czego jest Moc? W Wielki Czwartek siostry odebrały telefon: w innym domu sióstr zmartwychwstanek jacyś ludzie zostawili paczkę dla Mocarzewa. – Pojechałyśmy po paczkę. Siostry nawet nie wiedziały, kim byli darczyńcy. Prosili o anonimowość i zapewniali, że to jałmużna wielkopostna i uczciwie zarobione pieniądze. Pomoc dla naszych mocarzewskich dzieci.

Siostry otworzyły pakunek, w którym było ponad ćwierć miliona złotych! Mocna pomoc. – Dla nas oznaczało to przypieczętowanie decyzji od Pana Boga. Tak to zrozumiałyśmy. To On zdecydował, chociaż my jesteśmy słabe. Moc Boża da radę i doskonali się w naszej słabości. Na wiosnę rozpoczynamy budowę Domu Mocarzy (znanego też jako Dom Spełnionych Marzeń).

Święty Józef z Jezuskiem na ramieniu, cieśla i budowniczy, jakby się lekko uśmiecha. I już planuje budowę. Z ogrodu doskonale widać plac. Święty będzie miał baczenie. Kacperek, gdy dorośnie, będzie miał tam swój pokój. I Dorotka, i Marcin, Adu i Elżbieta. I mały Jezus z migdałowymi oczami pewnie też. Może nawet zamieszka z Kacperkiem.

Więcej o ośrodku na: www.dommocarzy.pl

TAGI: