Słowo w żałobie

Agata Puścikowska

publikacja 28.11.2018 06:00

Jak pomóc osobie pogrążonej w żałobie? Jak rozmawiać i towarzyszyć, by nie zranić?

Towarzyszenie w żałobie powinno być dostosowane do potrzeb osoby cierpiącej. henryk przondziono /foto gość Towarzyszenie w żałobie powinno być dostosowane do potrzeb osoby cierpiącej.

Bliskiej koleżance umarł nagle mąż. Kuzynowi mały syn. Sąsiadka pochowała brata. A mąż właśnie pożegnał matkę. Bliscy pogrążeni w żałobie. Zazwyczaj nie pozostajemy obojętni i chcielibyśmy jakoś pomóc, ulżyć w bólu, pocieszyć. Tylko jak?

Pierwszy moment…

– Żałoba to naturalna reakcja po stracie bliskich. Jeśli umiera osoba, z którą łączyły nas więzi, to nieodłączną reakcją są smutek, żal, złość, poczucie krzywdy… – mówi ks. Wojciech Szychowski, psycholog z UKSW. – Osoba pogrążona w żałobie potrzebuje zwykle roku, by w miarę odzyskać równowagę (choć nie zapomnieć). Musi przejść przez kolejne etapy przeżywania żałoby. Te fazy i całość żałoby to sprawa bardzo indywidualna: różni ludzie reagują w różny sposób. I dlatego towarzyszenie w smutku powinno być dostosowane do potrzeb konkretnego człowieka, elastyczne, nastawione na cierpiącego.

Anna Bajkowska jest psychoterapeutką w Fundacji Nagle Sami, opiekującej się osobami w żałobie. Potwierdza indywidualny proces każdej żałoby – to, co pomaga jednej osobie, może nie służyć drugiej. – Dlatego na przykład warto uważać również na porównywanie sytuacji czy przeżyć jednej osoby z inną i próby oceny uczuć naszego rozmówcy. Stwierdzenia: „Zadziwiająco dobrze sobie radzisz” czy „Bierz przykład z Kaśki, ona też straciła mamę, a przecież normalnie funkcjonuje” mogą być bardzo krzywdzące. Odnoszą się bowiem do wyobrażeń i stereotypów na temat tego, jak „powinno się” przeżywać żałobę – mówi Bajkowska.

Jak pomóc na samym początku żałoby, gdy ktoś oczekuje na pochówek lub jest krótko po pogrzebie bliskiej osoby? Dorota Bojemska prawie 13 lat temu pożegnała syna Antka. Zwraca uwagę, że ważna jest obecność nie tylko podczas żałoby, ale również wcześniej – towarzyszenie rodzinie, w której ktoś ciężko, paliatywnie choruje. – Dla mnie było bardzo ważne, że gdy Antek był już ciężko chory, przyjaciele i dalsza rodzina pomagali przy najprostszych sprawach. Ktoś zabrał młodsze dzieci do siebie, by się pobawiły, ktoś podrzucił kotlety. Potrzebna jest prosta pomoc w ogarnianiu rzeczywistości: umycie podłóg, zrobienie zakupów – opowiada pani Dorota. – Po śmierci syna mój brat zajął się formalnościami dotyczącymi pogrzebu. To była wielka pomoc. Jeśli ktoś chce pomóc w przeżyciu żałoby, niech nie próbuje ulżyć w cierpieniu, bo nie będzie w stanie. Ale pomoc w prostych sprawach jest nieoceniona.

Pan Aleksander dwa lata temu stracił siostrę. Była mu bardzo bliska. Jej śmierć była dla niego jak grom z jasnego nieba. Zawalił mu się świat. Miał pretensje do Boga, bo modlił się o jej ocalenie. – Po śmierci Anny wiele osób mówiło mi „Bóg tak chciał”, „to był dla niej najlepszy moment, a Ty się nie buntuj” albo „masz słabą wiarę, skoro rozpaczasz” – opowiada pan Aleksander. – To były słowa, które mnie raniły podwójnie. Zerwałem kontakt z częścią wspólnoty i na długo obraziłem się na Boga.

– Jeśli widzimy, że ktoś po stracie bliskiej osoby złości się na Pana Boga, ma do tego prawo. Nie blokujmy i nie negujmy jego odczuć czy słów. Nie racjonalizujmy czyjejś tragedii poradami typu: „Umarło ci dziecko, faktycznie biedna jesteś. Ale jeszcze przecież urodzisz kolejne”, lub: „umarł ci mąż, ale on był trudnym człowiekiem. To teraz sobie odpoczniesz” – radzi ks. Szychowski.

Negowanie uczuć osoby w żałobie, nawet jeśli wydają nam się dziwne, również nie powinno mieć miejsca. Warto postarać się, by nie gorszyć się, nie dziwić tym reakcjom. – Jeśli ktoś buntuje się przy nas przeciwko Bogu, jako osoby wierzące, chcemy być w kontrze i zapewnić, że Bóg jest dobry, kocha, „ma plan i wie, co robi”, itd. Jednak efekt może być mierny lub odwrotny, bo dotykamy ogromnej rany, i to bez znieczulenia. Lepiej pozwolić na przeżycie złości, bólu, żalu. Po tej złości pozostanie miejsce, które da się z czasem uzdrowić.

Mijają miesiące…

Mijają dni, tygodnie, miesiące od śmierci. Zainteresowanie osobą w żałobie maleje. – W pierwszym etapie dalsza rodzina, przyjaciele skupiają się na cierpiącym. Po miesiącach ci, którzy byli obok – powoli zapominają. Tymczasem żałoba nadal trwa, czasem wręcz boli coraz bardziej – mówi ks. Szychowski. – I właśnie wtedy nie zapominajmy i o żałobniku, i o jego zmarłym bliskim. I nie „popędzajmy” go słowami: „ale to już tyle czasu, musisz zacząć żyć normalnie i nie rozpamiętywać ciągle”.

Dorota Bojemska: – Mnie pomagało mówienie o synu, więc potrzebowałam słuchającego... Cieszę się, że moi przyjaciele nie bali się tych opowieści i moich łez. Nie mówili „wiem, co czujesz”, bo przecież nie wiedzieli. Ale nie trzeba „wiedzieć jak jest”, żeby towarzyszyć i wspierać, po prostu nie uciekać.

Ksiądz Szychowski przypomina, że w żałobie charakterystyczne i naturalne jest tzw. przyciąganie i odpychanie. Z jednej strony żałobnik chce być sam, bo przeżywa coś intymnego i delikatnego. Z drugiej potrzebuje też kogoś obok. – Ten ktoś może wysyłać SMS-y: „jestem i pamiętam, modlę się”, może wysłuchać, może posiedzieć razem przed telewizorem – mówi psycholog. – Byle tylko nie krytykował i na siłę nie tłumaczył. W pierwszej fazie żałoby mechanizmy obronne są silne i nie ma perspektywy przyszłości – warto to wiedzieć. Po czasie do żałobnika dociera prawda, że bliskiej osoby naprawdę już nie ma i w nowych okolicznościach trzeba nadal jakoś żyć i funkcjonować. Tu przychodzi moment na wspomnienia, refleksje, rozmowy o zmarłym, często bardzo różnej treści.

Ku równowadze...

Pan Aleksander długo nie potrafił mówić o zmarłej siostrze. Jednak chętnie słuchał opowieści innych. To nie bolało. Bolało natomiast… udawanie, że nie istniała. – Może znajomi bali się, że gdy o niej będą mówić, wyprowadzą mnie z równowagi. Było odwrotnie. Wyprowadzało mnie z równowagi to, że oni milczeli. Ale jednocześnie nie potrafiłem poprosić, by mówili o Annie...

– Bardzo raniący może być też brak pamięci. W pracy terapeutycznej często słyszę, że przeżywających żałobę boli to, gdy widzą, jak wszyscy dookoła szybko powracają do swoich codziennych spraw i żyją tak, jakby nic się nie stało. Świat kręci się dalej, mimo że dla osób, które straciły kogoś bliskiego, nagle stanął w miejscu. Stopniowo coraz mniej ludzi dzwoni, pyta o samopoczucie, wspomina zmarłego, co dla jego najbliższych może być bardzo bolesne – opowiada psychoterapeutka Anna Bajkowska.

Pani Małgorzata krótko po śmierci męża potrzebowała samotności. Nie bała się też zachowań, które mogły wydawać się otoczeniu dziwne. – Na początku moi przyjaciele bali się o mnie i ktoś ze mną mieszkał. Po 3 tygodniach zażądałam jednak, by zostać sama. Wtedy znalazłam wewnętrzną równowagę i siły, by iść do świata. Mówiłam do Jurka. Mam w domu jego zdjęcie, takie z pogrzebu, duże, w ramce. Wchodziłam do domu, rzucałam „cześć Jurek” i opowiadałam mu o wszystkim, pytałam o radę, mówiłam, że tęsknię. Nie potrafiłam wyrzucić jego ubrań. Dopiero po dwóch latach zrobiłam porządek w szafie... Spałam z jego koszulą. Moi przyjaciele tego nie negowali, nie oceniali. Trwali ze mną.

Według pani Małgorzaty najważniejsze w żałobie jest słuchanie. – Jeśli jest obok ktoś, kto przeżywa żałobę, robi to na swój własny sposób. Nie narzucajmy mu własnych „sposobów”, słuchajmy, czego potrzebuje. Jeśli jesteśmy obok, po prostu towarzyszmy. Bez względu na to, jak to wydaje się nam głupie. Nie oceniajmy. Nie wyobrażajmy sobie, że znamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie znamy. Najprawdziwsze jest stare przysłowie: czas leczy rany. W tym czasie Bóg potrafi uporać się z naszym nieszczęściem.

Co robić, gdy widzimy, że bliski w żałobie mimo upływającego czasu nie odzyskuje harmonii? I jak odróżnić naturalny stan smutku od depresji? – Osoba w żałobie potrzebuje około roku, by w miarę stanąć na nogi. Jeśli po tym czasie widzimy, że żałobnik jest wciąż przygnębiony, unika kontaktów – to sygnał, że być może trzeba działać szerzej – twierdzi psycholog ks. Szychowski. – Jeśli widzimy, że nasze rozmowy i towarzyszenie są niewystarczające, warto zaproponować konsultację w poradni psychologicznej, gdzie cierpiący znajdzie profesjonalną pomoc.

– Skorzystałem z takiej pomocy – mówi pan Aleksander. – Po dwóch latach od śmierci siostry musiałem ratować siebie przed ciężką depresją. Pomógł mi psycholog. Cieszę się, że miałem odwagę do niego pójść.

Anna Bajkowska: – Wchodząc w otwarty i autentyczny kontakt z drugą osobą, zawsze w pewien sposób ryzykujemy – że powiemy coś w mało fortunny sposób albo że zabraknie nam słów, że nasz rozmówca będzie poruszony albo że to my mocno się odsłonimy. Jednocześnie bez podjęcia tego ryzyka trudno jest mówić o prawdziwie bliskich relacjach. Dlatego, moim zdaniem, warto ryzykować, być przy osobie w żałobie, rozmawiać z nią, towarzyszyć jej w tym, co przeżywa. A jeśli zdarzy nam się powiedzieć coś, co ją zrani? Zwyczajnie przeprosić i… być przy niej dalej.