Słaby czy mocny?

Katarzyna Matejek; Gość koszalińsko-kołobrzeski 51-52/2018

publikacja 11.01.2019 06:00

O kondycji współczesnego mężczyzny, o sile, której nie musi udowadniać, i słabości, której nie musi się wypierać, rozmawiali uczestnicy weekendu „Moc w słabości”.

Organizatorzy dzielili się z zaproszonymi na rekolekcje darem braterstwa,  jaki przeżywają wspólnotowo, razem ewangelizując, działając i modląc się. Katarzyna Matejek /Foto Gość Organizatorzy dzielili się z zaproszonymi na rekolekcje darem braterstwa, jaki przeżywają wspólnotowo, razem ewangelizując, działając i modląc się.

Organizatorem rekolekcji, które odbyły się 8 i 9 grudnia w koszalińskim CEF, była Wspólnota Emmanuel. Przybyło na nie blisko 30 panów z różnych miejsc diecezji, a nawet z odległych miast, jak Szczecin, Wrocław czy Rzeszów. Część to członkowie wspólnoty, którzy głosili rekolekcje nie tylko słowem, ale też pokazując pozostałym dar braterstwa, który przeżywają, działając razem: zajmując się promocją, logistyką, zakwaterowaniem, kawiarenką. A przede wszystkim modląc się, także podczas całonocnej adoracji.

– Widzimy potrzebę, by stanąć okoniem do tego, co jest obecnie lansowane: mocy człowieka, jego wszechmocy niemalże – powiedział Marek Rutkowski, organizator weekendu. – Chcemy pokazać, że owszem, mężczyzna może być ostoją dla swojej rodziny, ale tego nie zdobywa się napinaniem mięśni, to czerpie się z Boga.

Jaka moc i jaka słabość?

– Nie chodzi nam o to, by uznawać za pozytywne męskie słabości, wady, których dziś nie brakuje; np. to, że mężczyźni nie potrafią mądrze planować, kończyć tego, co rozpoczęli, że odkładają decyzje czy nie szanują kobiet – wyjaśnia głoszący część konferencji ks. dr Wojciech Parfianowicz, asystent kościelny Wspólnoty Emmanuel, który inspirację do tematu weekendu zaczerpnął z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian.

Kapłan nie zgodził się na lansowany model mężczyzny silnego: Don Juana w sprawach miłosnych czy Supermana w życiowych. – Nam chodzi o taki rodzaj słabości, która powoduje wzrost prawdziwej mocy. To słabość, która jest zrobieniem miejsca Panu Bogu – tłumaczy. – Prawdziwa miłość niesie w sobie znamię bezsilności i słabości. Bez tego staje się dominacją, budowaniem przewagi.

Gdzie szukać tej dobrej słabości? W doświadczeniu swoich granic, w doświadczeniu porażki i w dobrowolnej rezygnacji z triumfowania. – Świat mówi: możesz wszystko, jeśli chcesz. To kłamstwo. Są rzeczy, których nie możemy. Nie da się, mamy swoje granice – oponuje ks. Parfianowicz. Poleca, by właściwie zrozumieć Pawłowe „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. – Rzeczywiście, jeśli Pan Bóg chce, to człowiek może wszystko. Jednak czasem człowiek chce tego, czego Pan Bóg nie chce.

To dlatego nie tylko należy doświadczyć swoich granic (wynikających m.in. z wieku, zdolności, zranień), ale i skonfrontować się z nimi. − To prowadzi nas do pięknego odkrycia: potrzebuję pomocy, drugiego człowieka i Pana Boga.

Słabość jest w gruncie rzeczy normalnością – podpowiada M. Rutkowski w konferencji o mocy ojcostwa. – Ojciec nie musi być superbohaterem, ale ma być normalnym człowiekiem. Tego potrzebują jego dzieci: widzieć, że on ma słabości, jak każdy, lecz umie je przezwyciężać, np. przez to, że potrafi przeprosić swoje dzieci. I w takiej normalności jest moc.

Triumfujesz? Uważaj...

Nie zawsze to, co jest triumfem w oczach świata, jest nim w optyce Ewangelii. Ona bowiem głosi: błogosławieni ubodzy. – Trzeba pogodzić się z tym, że nie tylko nie trafię na listę „Forbesa”, ale że nie będę najbogatszy nawet na moim osiedlu. Może dzięki temu jednak ocalę moją relację z żoną i dziećmi – przewiduje ks. Parfianowicz. – To zgoda na słabość, która tak naprawdę prowadzi do zwycięstwa.

Czy to łatwe? Nie, jak zaświadcza Ireneusz z Pleszewa, któremu nie udało się zrobić aplikacji prawniczej. A jednak wykorzystał talent – zajmuje się prawami pacjenta w szpitalu, pomaga im i czerpie z tego satysfakcję.

Trudniej mu pogodzić się z sytuacją w rodzinie. – Rezygnacji z triumfowania uczę się w relacji z synem. Moja droga nawrócenia była zainspirowana pragnieniem, by go dobrze wychować. A jednak obecnie doświadczam słabości jako wychowawca. To moje wewnętrzne cierpienie – przyznaje.

Pan Ireneusz wie, że nie może synowi niczego nakazać, tupnąć na niego nogą. Nadziei, że odnajdzie z nim głęboki kontakt, szuka w Bogu. – Pomaga mi w tym wiara, Ewangelia i takie rekolekcje − mówi.

Arkadiusz z Rzeszowa przyznaje, że w swoim życiu dostrzega wiele takich słabości, w których moc się nie doskonali. A z drugiej strony rozpoznaje, że jak każdy mężczyzna został stworzony do poznawania Edenu, pracy w nim, do nadawania stworzeniom imion. – Pan Bóg wszczepił to pragnienie w nasze serca, ale nasze słabości je tłumią – mówi. – Sami sobie jednak nie poradzimy. Tylko Bóg jest w tym niezawodny.