Cierpliwie wymodlony skarb

Agnieszka Małecka; Gość płocki 1/2019

publikacja 19.01.2019 06:00

– Chcę się podzielić moją historią, bo po latach bezowocnych oczekiwań dostałam wielki dar – mówi pani Bożena, która kilka miesięcy temu została mamą.

Cierpliwie wymodlony skarb Karol Białkowski /Foto Gość Karta obserwacji cyklu jest źródłem wiedzy o zdrowiu kobiety i skuteczną pomocą w ustaleniu problemów.

Kiedy rozwiązanie? – Za dwa miesiące. Miał być chłopiec, ale przy kolejnym badaniu zmienił się w dziewczynkę – śmieje się. Zresztą płeć dziecka nie jest ważna. Dla pani Bożeny i jej męża to dar życia.

Małżeństwo, które mieszka w niewielkiej miejscowości na terenie powiatu płockiego, czekało na dziecko 5 długich lat. 5 lat badań, prób, zawiedzionych nadziei, a czasem przykrości, gdy ktoś z otoczenia uderzał w ten czuły punkt – bezdzietność – by zranić. Pani Bożena, gdy była nastolatką, przeszła operację po rozlaniu się wyrostka. Mówi, że w tym czasie usunięto jej jeden jajowód, o czym praktycznie nikt jej nie poinformował. Gdy zaczęli się z mężem starać o dziecko, ujawnił się też problem niedrożności drugiego jajowodu.

– Najpierw starano się go udrożnić, a gdy nie było rezultatu, lekarze umyli ręce i zaproponowali metodę in vitro, na którą nie chciałam się zgodzić, bo jestem osobą wierzącą – mówi młoda kobieta. Przyznaje, że na tamtym etapie nie otrzymała skutecznego wsparcia i pomocy od lekarzy. – Nikt nie interesował się naszą sprawą, a ja przez długi czas nie wiedziałam, gdzie szukać pomocy – dodaje nie bez emocji.

O naprotechnologii usłyszała... w kościele. Przeszukała zasoby internetowe i najpierw odnalazła znaną ginekolog doktor Ewę Ślizień-Kuczapską. Z jej gabinetu pani Bożena trafiła do Polic, do specjalisty zajmującego się leczeniem jajowodów. Przeszła operację. – Minęły dwa lata i nic się nie wydarzyło. Podchodziliśmy jednak z mężem do tej sprawy w ten sposób, że jeśli będzie nam dane mieć dziecko, to ono się pojawi. Kiedyś w kościele usłyszałam o św. Ricie i zaczęłam się do niej modlić. Potem jeszcze zaczęłam prosić św. Judę Tadeusza, patrona w sprawach beznadziejnych... – opowiada kobieta.

Mijały miesiące, a także czas, gdy efekt operacji u lekarza z Polic stwarzał potencjalnie możliwości zajścia w ciążę. – Powiem szczerze, że byłam już zrezygnowana. Wtedy znajoma doradczyni życia rodzinnego skierowała mnie do pani Oli Stupeckiej w Płocku. To była moja ostatnia szansa... – mówi pani Bożena. Aleksandra Stupecka od ponad 2 lat jest wykwalifikowanym instruktorem Modelu Creightona wykorzystywanego w naprotechnologii. Dzięki dokładnym obserwacjom rytmu biologicznego kobiety i bardzo szczegółowemu, ustandaryzowanemu opisowi cyklu, to narzędzie pozwala m.in. na precyzyjne określenie dni płodnych i niepłodnych.

– Na początku stwierdziłam, że to jest to strasznie trudne – przyznaje pani Bożena, wspominając pierwsze próby wypełniania rubryczek karty obserwacji. – Potem, z wizyty na wizytę, dostawałam kolejną dużą dawkę wiadomości i stało się to naturalne. Mąż mnie wspierał i nigdy nie dał mi odczuć, że to jest tylko mój problem – dodaje.

Obserwacja trwała 4 lub 5 miesięcy, aż przyszła wiadomość, na którą tak czekali. Początkowej euforii towarzyszył jednak wielki lęk, związany z wykrytą u kobiety jedną z chorób odzwierzęcych. Okazało się jednak, mimo dramatycznie brzmiącej diagnozy lekarskiej, że dziecku nic nie grozi i jest zdrowe.

– Uważam, że jestem w ciąży nie dlatego, że jak mówią lekarze, „odblokowałam się”, ale dzięki pomocy tych wszystkich ludzi i modlitwie – uważa pani Bożena. Chce opowiedzieć swoją historię nie dlatego, by kogoś przekonać, ale czuje, że ma w „górze” wielki dług wdzięczności. – Myślę, że wielu lekarzy idzie na skróty, proponując metodę in vitro. U naprotechnologa, zanim postawiono diagnozę, musiałam zrobić wiele badań, a teraz jestem przykładem, że to leczenie przynosi efekty. Trzeba o tym więcej mówić, bo wiele osób, tak jak ja, nie widzi alternatywy.