Pod jednym dachem

Maciej Kalbarczyk

publikacja 26.02.2019 06:00

Model rodziny wielopokoleniowej powoli odchodzi w przeszłość. Nadal nie brakuje jednak osób, które znajdują w nim spełnienie i poczucie bezpieczeństwa.

Rodzina Korpowskich wraz ze 108-letnią babcią pani Agnieszki. archiwum rodzinne Rodzina Korpowskich wraz ze 108-letnią babcią pani Agnieszki.

Do niedawna rezydencja Adolfa Schoepke przy ul. Wólczańskiej w Łodzi była w opłakanym stanie. Obecnie trwa odbiór techniczny świeżo wyremontowanego budynku. Kolejny przykład udanej rewitalizacji nie byłby jednak aż tak interesujący, gdyby nie pomysł otwarcia w tym miejscu tzw. domu wielopokoleniowego.

Podczas konferencji prasowej urzędnicy przekonywali, że ideą tego modelu mieszkaniowego jest tworzenie więzi międzyludzkich. W dwóch odnowionych kamienicach zamieszkają rodziny z dziećmi, seniorzy, osoby młode i niepełnosprawni. Wszystko po to, aby zbliżyć do siebie przedstawicieli różnych pokoleń i grup społecznych.

Podobne domy powstają w wielu krajach m.in. w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Szwecji i Danii. Teraz także w Polsce mają być odpowiedzią na postępującą dezintegrację społeczną. – Bardzo doceniam tę inicjatywę, powstaje pytanie, czy to rozwiązanie sprawdzi się w praktyce. Czy da się sztucznie wykreować rzeczywistość, która kiedyś tworzyła się w sposób naturalny? Czy naprawdę znamy kluczowe czynniki sukcesu rodzin wielopokoleniowych? – zastanawia się Bogna Białecka, psycholog.

Za mało dzieci

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu rodzina wielopokoleniowa nie była niczym nadzwyczajnym. Obok siebie mieszkali nie tylko dziadkowie, rodzice i dzieci, ale także ich wujkowie i ciocie. Wspólnie pracowali w gospodarstwie, razem spędzali święta i czas wolny, opiekowali się swoim potomstwem. Silniejsi pomagali słabszym, starsi dzielili się z młodszymi wiedzą i doświadczeniem. Nieco upraszczając, można stwierdzić, że z własnej woli robili wszystko to, czego oczekują od lokatorów domów wielopokoleniowych miejscy urzędnicy.

Migracje ze wsi do miast sprawiły, że rodziny wielopokoleniowe stały się rzadkością, w Polsce stanowią tylko 7 proc. Większość z nich znacznie różni się od tych, które dawniej funkcjonowały w naszym kraju. Poza odmiennym stylem życia współczesną rodzinę wielopokoleniową charakteryzuje stosunkowo niewielka liczba osób. Pod jednym dachem zwykle mieszkają dziadkowie i rodzice, którzy poświęcają całą swoją uwagę jednemu dziecku, a czasami dwóm potomkom. Dzieci wychowywane w takim modelu bywają mało samodzielne, co przekłada się na problemy w dorosłości. Badania pokazują, że ich rówieśnicy z rodzin wielodzietnych radzą sobie z tym znacznie lepiej.

– Aby powróciły prawdziwe rodziny wielopokoleniowe, musiałby wzrosnąć poziom dzietności. Można wiązać pewne nadzieje z osobami wierzącymi, które decydują się na założenie rodzin wielodzietnych i wspólne życie z rodzicami lub teściami – mówi Bogna Białecka. Psycholog podkreśla jednak, że nie każdy jest stworzony do mieszkania w tak dużej społeczności. Jeżeli członkowie rodziny mają skrajnie różne światopoglądy i konfliktowe charaktery, powinni zrezygnować z tego pomysłu. Nasi rozmówcy, którzy świadomie wybrali taką drogę, są jednak zadowoleni z podjętej decyzji.

Babcia przewodnik

– Dla mnie to nic nowego. Wychowywałam się w domu, w którym mieszkała razem z nami mama mojej mamy. Babcia jeszcze żyje, ma w tej chwili 108 lat! Jestem z nią bardzo zżyta – mówi Agnieszka Korpowska, od siedemnastu lat żona Tomasza, mama pięciorga dzieci. W trzypoziomowym segmencie na warszawskim Targówku rodzina mieszka wspólnie z mamą pana Tomasza i jego bratem, który także ma żonę i potomstwo. Już na etapie budowy zadbano o to, aby w domu spokojnie mogło funkcjonować kilkanaście osób. Każda rodzina zajmuje osobne piętro, na którym ma do dyspozycji kuchnię i łazienkę. Wszyscy starają się szanować swoją prywatność: nikt nie wchodzi bez pukania, każda wizyta jest wcześniej zapowiadana. Czasami dochodzi do drobnych sprzeczek np. o to, kto powinien odśnieżyć podjazd czy wyrzucić śmieci. W ostatecznym rozrachunku wspólne mieszkanie ma jednak więcej zalet niż wad.

Jedną z najważniejszych jest dobry kontakt babci z wnukami. – Moja teściowa jest przewodnikiem po Warszawie, opowiada dzieciom różne ciekawe historie, uczy je piosenek. One odwdzięczają się jej objaśnianiem nowinek technologicznych – dodaje pani Agnieszka.

Trzy miesiące temu zmarł ojciec pana Tomasza. Rozmówczyni „Gościa” wspomina, jak mówił wnukom o patriotyzmie i potrzebie kultywowania tradycji, z jak ogromnym zaangażowaniem kibicował im podczas meczy. Żonie, z którą przeżył pięćdziesiąt lat, nadal jest trudno przyjąć, że odszedł. Pani Agnieszka nie ma wątpliwości, że funkcjonowanie w tak dużej rodzinie pomaga teściowej przeżyć trudny czas. Znajomi i krewni z pokolenia dziadków zawsze zazdrościli im zresztą bliskości dzieci i wnuków. Podczas spotkań powtarzali: „Wy to macie dobrze, tak wesoło, nigdy się nie nudzicie!”.

Jednym głosem

– Wcześniej byliśmy zmuszeni do życia w bardzo małym mieszkaniu. Kiedy urządzaliśmy nasz domek, nie robiliśmy tego tylko z myślą o sobie. Priorytetem było stworzenie przestrzeni, w której znajdzie się miejsce dla mojej mamy lub teściowej. To było dla mnie naturalne, ja także wychowywałam się z babcią – mówi Kasia z Łodzi, od dwunastu lat mężatka, mama trojga dzieci. Rodzina mieszka w niewielkim domu położonym na przedmieściach. W tygodniu babcia pomaga małżeństwu w codziennych obowiązkach: gotowaniu, sprzątaniu i opiece nad potomstwem. W weekendy często wyjeżdża do swojej drugiej córki.

Mama Kasi ma zawsze swoje zdanie, pomiędzy nią a córką często dochodzi do niewielkich sprzeczek. Rozmówczyni „Gościa” zauważa, że życie w rodzinie wielopokoleniowej wymaga umiejętności rozwiązywania konfliktów. I podkreśla, że mieszkając razem z dziadkami swoich dzieci, trzeba pamiętać przede wszystkim o podtrzymywaniu jedności małżeńskiej. – To my jesteśmy trzonem tej rodziny. Staramy się mówić jednym głosem, dzieci wiedzą, że powinny nas słuchać. To my je wychowujemy i przekazujemy im wiarę. Oczywiście kiedy zostają z babcią, ona w pewnym sensie przejmuje nasze obowiązki – dodaje.

Kasia wyjaśnia, że pomimo pewnych zgrzytów dostrzega więcej plusów niż minusów mieszkania z mamą. Nie wyobraża sobie, żeby na starość pozostawić ją bez opieki. Taką sytuację niestety ma okazję obserwować w swoim bezpośrednim otoczeniu. Kiedy po śmierci męża mama jej sąsiadów potrzebowała wsparcia najbliższych, w wyniku presji zięcia została zepchnięta na margines. Prawie trzydzieści lat temu oddano ją do domu opieki. Rodzina nie zabiera jej do siebie nawet na święta.

Bliżej starszych

Powstające w Europie domy spokojnej starości cieszą się coraz większą popularnością. Każda osoba zbliżająca się do końca swojego życia zasługuje jednak na coś więcej: odrobinę rodzinnego ciepła. Wspólne mieszkanie z babcią i dziadkiem jest dobrą okazją do zbudowania w dzieciach szacunku do osób starszych. Niewykluczone, że właśnie dzięki temu w przyszłości już jako dorośli bez oporów wezmą swoich rodziców do siebie. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że ich stan zdrowia może wymagać stałej pomocy specjalistów. – Moja wiekowa babcia mieszka w domu opieki, od wielu lat jest osobową schorowaną, cały czas leży w łóżku. Kiedy odwiedzamy ją ze wszystkimi dziećmi, jej koleżanki z pokoju lgną do nas. Widać, że bardzo potrzebują kontaktu z młodymi ludźmi – opowiada pani Agnieszka.

Czas pokaże, czy rozwiązanie wdrażane w Łodzi sprawdzi się w praktyce. W naszym kraju skutecznie realizuje się jednak dużo innych projektów, których celem jest pomoc osobom starszym. Od jakiegoś czasu nie tylko dzieci odwiedzają mieszkańców domów opieki, ale także seniorzy przychodzą do najmłodszych przebywających w szpitalach. Wyższy poziom integracji społecznej warto byłoby jednak osiągnąć nie tylko w wyniku odgórnych działań państwa i lokalnych władz, ale przede wszystkim dzięki zaangażowaniu każdego z osobna. Chociaż nie wszyscy mogą sobie pozwolić na realizację modelu rodziny wielopokoleniowej, istnieją inne sposoby na budowanie dobrych relacji pomiędzy młodszymi i starszymi. – Niekoniecznie musi się to odbywać pod jednym dachem. Nasi rodzice mieszkają w bardzo bliskiej odległości od nas. To z jednej strony daje nam dużą niezależność, a z drugiej możliwość częstych spotkań i wspólnego spędzania czasu. Mamy sześcioro dzieci, wszystkie mają świetny kontakt ze swoimi dziadkami – mówi Paweł Borządek ze Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”.