Jadę, nie ma dyskusji

Katarzyna Matejek; Gość koszalińsko-kołobrzeski 10/2019

publikacja 26.03.2019 06:00

Pod hasłem „Starość się Bogu udała!” spotkali się w Skrzatuszu seniorzy. O tym, że jest ona Bożym darem i dopełnieniem życia, przekonywał ich jezuita o. Leszek Balczewski.

Na spotkaniu nie brakowało okazji do rozmów. Katarzyna Matejek /Foto Gość Na spotkaniu nie brakowało okazji do rozmów.

Pierwsze rekolekcje dla seniorów zgromadziły od 26 do 28 lutego w skrzatuskim sanktuarium 55 uczestników z naszej diecezji i spoza niej. Siostry Uczennice Krzyża, widząc duże zainteresowanie tematem, zamierzają przekształcić spotkania w cykl podejmujący różne jego aspekty.

Emerytów przyciągnęło hasło „Starość się Bogu udała!”, mimo że nie wszyscy się z nim zgadzają. Wśród argumentów najczęściej wymieniają samotność, dolegliwości zdrowotne oraz wątpliwości wynikające z refleksji nad wyborami życiowymi. – Tytuł jest przekorny. Bo przecież w starości chodzi o to, by przyjąć ją jako dar – uważa pomysłodawca rekolekcji ks. Paweł Haraburda, wikariusz parafii w Skrzatuszu.

Duszpasterz jest przekonany, że katecheza osób starszych jest potrzebna. – Starość to chyba najważniejszy moment życia. Warto pomóc seniorom, by miniony czas nie tylko podsumowali, ale wykorzystali to, co jeszcze przed nimi – powiedział. – Bo oni wciąż mają wiele do dania. Mnóstwo jest takich przestrzeni, w rodzinie czy w kościele. A nawet jeśli już ktoś nie może chodzić, to wciąż wiele jest do rozdania na modlitwie.

Śmierć? To przejście

Prowadzący rekolekcje o. Leszek Balczewski ze Starej Wsi nie omijał tematu śmierci. Przeciwnie, to głównie jej poświęcił nauki. Ta pierwsza śmierć, cielesna, jest według niego niegroźna. Gorzej z drugą – jeśli człowiek miałby realizować nieśmiertelność bez Boga. – Dzielę się z ludźmi moim doświadczeniem życia i starości – mówi 87-letni jezuita – by śmierć była dla nich tylko przejściem. Dla tych, którzy uwierzyli Bogu, nie ma drugiej śmierci, jest tylko życie. I to w mocy, chwale i radości.

Jako doświadczony spowiednik o. Balczewski zaleca ludziom zaufanie Bogu. – Starość jest nie tylko Jego darem. Jest także dopełnieniem życia – mówi. Jest przekonany, że świadomość tego to najprostsza i skuteczna recepta nawet dla malkontentów. – Nawet cierpienie, jeśli przeżywa się je ze słowami „Bądź wola Twoja”, pokazuje moc Boga, to, w jaki sposób On dopełnia nasze życie.

Temat śmierci nie przygnębia seniorów. – Mnie to wręcz wycisza – mówi dobiegająca osiemdziesiątki pani Krystyna z Piły. – Owszem, trochę się boję, że Pan Bóg zapyta mnie o sprawy, które zaniedbałam. Ale też chciałabym tę resztę czasu dobrze wykorzystać.

A jej imienniczka, 79-latka z Kołobrzegu, przeżywa okres radości: z rodziny, prawnuków, córki w zakonie. Byłoby sielankowo, gdyby nie to, że pani Krysia ma raka. Dewizą „Wszystko w rękach Boga” wprawia w zdumienie znajomych. – Niebawem jadę na kolejne badania, żeby sprawdzić, czy się wszystko unormowało. A jeśli nie? Trudno. Cieszy mnie to, że swoje życie przeżyłam dobrze.

Jednego tylko pani Krysi brakuje. – Miłości. Wydaje mi się, że za mało Pana Boga kocham. Za mało – mówi z uśmiechem.

Gorsza jest samotność

Władysława i Krystynę Tomczyszynów z Barlinka na rekolekcje zapisała córka. Zresztą wielu uczestników korzystało z pomocy młodszego pokolenia w zdobyciu informacji o rekolekcjach czy dojechaniu na miejsce.

Ponad 80-letni pan Władysław jest najstarszy z rodu wywodzącego się z Podola i choć bije rodzinne rekordy długości życia, uważa, że starość z jej chorobami i niedogodnościami Bogu nie wyszła. – Ja sobie wieczorem marzę, żeby się położyć i już nie obudzić – mówi, a i tak cieszy się, że jeszcze chodzi i może się opiekować bardziej schorowaną, choć 7 lat młodszą od niego żoną. Nie chciałby być w przyszłości obciążeniem dla swoich dzieci. No ale śmierć? Czy go nie przeraża? – Nie. Już w tej chwili nie – mówi. Jego żona Krystyna myśli podobnie: – Śmierć to tylko przejście. Taki korytarz.

Siostra Wiktoria Kucharska zauważa, że emeryci są złaknieni ludzkiego słowa, bycia ze sobą nawzajem. – Większość z nich mieszka sama. Doskwiera im samotność. Dlatego chcą się integrować, rozmawiać ze sobą – powiedziała.

O dramacie samotności, przez którą wpadła w depresję, opowiada pani Ewa ze Stargardu. Trudno jej nie tylko w pustym domu, ale i w miejscowości, gdzie niewielu ludzi wyznaje wiarę. – Kiedyś byłam w Medjugorju i otrzymałam tam wiele łask, bardzo się wyciszyłam. Dlatego kiedy dowiedziałam się o tych rekolekcjach, powiedziałam: jadę, nie ma dyskusji.

Patentem na samotny dom pani Krystyny z Piły jest przyjaźń z Jezusem, którą rozwinęła jeszcze przed śmiercią swojego męża. – Chodzę po domu i rozmawiam z Nim, głośno – mówi. – To pomaga.