Przy studni

Agata Combik; Gość wrocławski 11/2019

publikacja 29.03.2019 06:00

Zdrada, rozstanie, pozew o rozwód… To już koniec małżeństwa? Czy porzucona osoba może uznać, że przysięga złożona wobec Boga w takiej sytuacji przestaje obowiązywać, a on/ona nie ma już żony/męża?

Miejsce, gdzie Jezus rozmawiał z Samarytanką  o „żywej wodzie”, dało początek nazwie wspólnoty. Roman Koszowski /Foto Gość Miejsce, gdzie Jezus rozmawiał z Samarytanką o „żywej wodzie”, dało początek nazwie wspólnoty.

Podczas spotkania w parafii św. Kazimierza Królewicza we Wrocławiu Piotr z wrocławskiego ogniska wspólnoty Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” mówił: – Noszę obrączkę. Przypomina mi, że cały czas wobec Boga jestem mężem, niezależnie od decyzji mojej żony. Przypomina o obecności nieobecnej. „Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania” – to zdanie wyraża charyzmat wspólnoty, a wiele historii jej członków to potwierdza. Owszem, tylko w niektórych przypadkach po rozstaniu małżonkowie w pełni do siebie wracają, czasem po wielu latach. Jednak nawet jeśli członkowie Sycharu nie mogą doczekać się powrotu najbliższej osoby, odzyskują pokój. Żyją w przyjaźni z Bogiem. Kochają – czyniąc to, co ślubowali – nawet jeśli mogą to robić jedynie „na odległość”.

Czekać, nie czekając

– Byłam przekonana, że moje małżeństwo jest najwspanialsze na świecie – mówi Jola, wspominając swoją historię. – Gdy zaczęłam przeczuwać, że coś jest nie tak, słyszałam od męża, że to kwestia złego samopoczucia, problemów zawodowych… Byłam naiwna. W końcu usłyszała, że coś się wypaliło. Padły słowa o kajdanach, uwieszeniu się na szyi… Jej świat runął. – To był trudny czas. Pierwsze samotne wakacje, sylwestry. Ale także… rekolekcje. Przedtem mąż był moim bożkiem. Nie potrzebowałam spotkań, innych ludzi. W Sycharze przyszedł czas mojego otwierania się na świat i świata na mnie. Zgłosiłam się tu po receptę, jak i ile mam się modlić, żeby mój mąż do mnie wrócił. Z czasem zrozumiałam, że chodzi o coś innego. Teraz wiem, że Bóg upomina się o mnie – mówi.

We wspólnocie odkryła radość bycia Jego dzieckiem. – Jestem księżniczką, córką Króla – mówi. Wyjaśnia, że we wspólnocie na współmałżonka czeka się, nie czekając – to znaczy poprzez rozwijanie się duchowo, emocjonalnie, intelektualnie, wzrastanie pod każdym względem. – Uzdrawianie małżeństwa zaczyna się, gdy choć jedno ze współmałżonków zdecyduje się walczyć o uratowanie małżeństwa. Wiem, że niezależnie od tego, co robi mój mąż, jestem w najlepszym towarzystwie, przy Jezusie – wyjaśnia.

– Nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa w Sycharze. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie. Ale jestem szczęśliwa, że wspólnota ta istnieje i że mogę tu być.

– Jestem od 42 lat w sakramentalnym związku małżeńskim, od siedmiu lat sam, sześć lat w Sycharze, a cztery lata po rozwodzie. Mimo to noszę obrączkę – podkreśla Piotr. Najpierw, jak mówi, nosił ją trochę na przekór żonie, która swoją zdjęła. Po pewnych rekolekcjach zrozumiał jednak wymowę obrączki. Mimo rozwodu sakramentalne małżeństwo wciąż trwa. Nie tylko więc może mówić: „mam żonę” (choć w praktyce nie ma jej przy sobie), ale przede wszystkim ma prawo mówić: „jestem mężem”. Uświadomił sobie, że jeśli kiedyś składał przed Bogiem przysięgę miłości, wierności, to robił to bezwarunkowo. Nie była ona uzależniona od postawy żony, od tego, czy ona ze swojej strony będzie przysiędze wierna. Nawet jeśli odeszła, on – tak jak to możliwe – powinien ją kochać, troszczyć się o jej dobro.

Źródło zawsze otwarte

Piotr podkreśla, że Bóg nie zmienia swej decyzji, nie cofa swych darów. Człowiek – choćby opuszczony, w pojedynkę – może wciąż wracać do łaski związanej z sakramentem. Obrączka o tym przypomina. – Całuję ją zawsze na Mszy św., gdy kapłan mówi: „przekażcie sobie znak pokoju”. Pamiętam, że to żona mi ją nałożyła. Mam nadzieję, że słowa przysięgi małżeńskiej wciąż w niej żyją, nawet jeśli teraz śpią. I że ona sobie kiedyś o nich przypomni – tłumaczy Piotr. Nazwa wspólnoty pochodzi od miejsca spotkania Jezusa z Samarytanką. Podczas rozmowy przy studni, w pobliżu miasta Sychar kobieta ta zrozumiała, jak bardzo jej życie naznaczone jest grzechem. Jezus pokazał jej, że w Nim jest źródło żywej wody, prawdziwej miłości. Członkowie Sycharu odkrywają, że to źródło – mimo czasem pogmatwanych sytuacji – wciąż bije dla nich w sakramencie małżeństwa.

– Miałam idealistyczny obraz małżeństwa – mówiła Małgorzata w kościele św. Kazimierza. – Zbagatelizowaliśmy z narzeczonym kurs przedmałżeński, bo uznaliśmy, że przecież księża się na tych sprawach nie znają. Wesele było wspaniale wyreżyserowanym wydarzeniem. Sakrament zlekceważyliśmy. Jak wspomina, wkrótce okazało się, że powielają negatywne wzorce życia małżeńskiego, jakie zaobserwowali wśród swoich krewnych. Robili to, mimo że byli świadomi ich istnienia i nie chcieli ich powtarzać. Bez żywej relacji z Jezusem to się nie udało.

Choć Małgorzata przeżyła swoje spotkanie z Bogiem i trafiła do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, dopiero w Sycharze pochyliła się nad swymi małżeńskimi problemami. – Tutaj byłam w stanie przebaczyć, wyartykułować wobec małżonka prośbę o przebaczenie i otrzymać je. W Sycharze przechodzę teraz, nadrabiając dawne zaległości, pogłębiony kurs małżeński. Wierzę, że jeśli Bóg mnie tu skierował, przygotowuje nową jakość dla mojego małżeństwa. Wierzę, że On ma wobec nas plan.

Cuda się dzieją

Jaki może być plan? Wśród sycharowiczów usłyszysz mnóstwo historii o jednaniu się z Bogiem i ludźmi. W książce Anny Jednej „Ile jest warta twoja obrączka?” zawarte są między innymi świadectwa osób, które odbudowały wspólnotę małżeńską po latach rozłąki. Mateusz wspomina w swej opowieści stopniowe rozluźnianie więzi z żoną i narastające zauroczenie koleżanką z pracy. Gdy wobec romansu żona postawiła ultimatum, wyprowadził się do kochanki. „Myślałem wtedy, że jest to miłość mojego życia, którą przez pomyłkę losu poznałem o kilka lat za późno” – czytamy. Krótka rozmowa z pewnym księdzem zasiała w nim ziarno niepokoju. „Poczułem, że jest między mną a żoną niewidzialna nitka, która już nigdy nie zniknie, nieważne, co będę robić, żeby ją zerwać”. Kiedy zrozumiał błąd, wyprowadził się od kochanki i zamieszkał sam. Żona nie od razu otworzyła mu drzwi, dziś jednak znów tworzą szczęśliwe małżeństwo.

Ania odeszła od męża Andrzeja do innego mężczyzny po trzech latach małżeństwa. Z tym drugim miała trójkę dzieci. Z czasem jednak związek zaczął się kruszyć. Zdecydowała się na wyprowadzkę, zostając sama z dziećmi. Potem pojawił się w jej życiu kolejny mężczyzna. W tym czasie bardzo zbliżyła się do Boga. Uznała, że jedynym sposobem na życie w zgodzie z sumieniem będzie stwierdzenie nieważności małżeństwa z Andrzejem, który również znajdował się w związku z inną kobietą, urodziło im się też dziecko. Wniosek o stwierdzenie nieważności był gotowy. I wtedy, podczas modlitwy, Ania zrozumiała, że to nie tak. Zyskała pewność, że małżeństwo było ważne. Towarzyszyło jej przerażenie (świadomość, że skazuje się na życie w pojedynkę) i jednocześnie spokój i radość stanięcia w prawdzie.

Kiedy przez przypadek spotkała Andrzeja, umówili się na dłuższą rozmowę. Opowiedziała szczerze o nawróceniu. On, choć bardzo życzliwy i sam przeżywający kryzys w drugim związku, uznał, że ich małżeństwo to sprawa zamknięta. Po 13 latach od rozstania cóż można zrobić? Dzięki wspólnocie Sychar rozpoczął się proces powrotu małżonków. Choć wymagało to niełatwych decyzji, wypracowania pewnych rozwiązań (kwestia kontaktów Andrzeja z synem), małżonkowie rozeznali, że jest to jedyna właściwa droga. Wkrótce zamieszkali razem i narodziło się ich wspólne dziecko.

Szansa wzrostu

Wspólnota zaprasza tych, których małżeństwo przeżywa kryzys, którzy zostali sami po rozwodzie lub rozstaniu, tych, których opuścił współmałżonek lub którzy sami go opuścili. Członkowie Sycharu dzielą się swoim doświadczeniem. Przypominają o danej małżonkom wraz z sakramentem łasce stanu – gwarancji, że Bóg jest gotów wspierać ich na wspólnej drodze. Szanuje jednak wolną wolę. Jeśli zostawią Go w przedpokoju swojego małżeństwa, mogą dotkliwie doświadczyć swojej niezdolności do prawdziwej miłości.

Ojciec Maciej Konenc SJ, duszpasterz wrocławskiej Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar” w parafii św. Kazimierza, zachęca do dbałości o małżeństwo zanim dojdzie do dramatycznych wydarzeń. – Gra zespołowa polega na tym, że piłkę podajemy do zawodnika z naszej drużyny – tam, gdzie on jest, a nie tam, gdzie lubimy – mówił, zwracając uwagę na konkretne potrzeby małżonków, choćby oczekiwanie żony na serdeczne słowa, na „kocham cię” ze strony męża.

Kapłan zauważa, że małżeństwo funkcjonuje dzięki trzem „ołtarzom”. Są to: stół w kuchni, przy którym można usiąść, porozmawiać; ołtarz w kościele – życie duchowe: niepowtarzalna dla każdej pary modlitwa małżeńska, i ołtarz, jakim jest łóżko w sypialni – z całą przestrzenią bliskości, intymności, wyłączności. Jeśli coś złego zaczyna się dziać, warto działać.

W Sycharze oprócz spotkań wspólnoty funkcjonują też grupa wsparcia i internetowe forum pomocy, można także uczestniczyć w Wakacjach z Sycharem, pielgrzymkach, rekolekcjach – czas kryzysu przeżywać jako czas wzrostu. – Życzę wam, żebyście nigdy nie przyszli do naszej wspólnoty – mówił do zebranych o. Maciej – ale gdyby stało się coś złego, to pamiętajcie: jesteśmy.