Relacji nie buduje się w pędzie

Krzysztof Król; Gość zielonogórsko-gorzowski 12/2019

publikacja 09.04.2019 06:00

– Ważne jest, aby poszukać pomocy i być otwartym na nią, bo zawsze jest jakaś droga – mówi Justyna Wojtaszewska, współzałożycielka Fundacji „Blisko Domu” z Żar.

Justyna Wojtaszewska  terapeuta rodziny. Ukończyła Akademię Liderów Komunikacji Małżeńskiej i Rodzinnej. Jest liderką zespołu ewangelizacyjnego Syjon. Wraz z ks. Zbigniewem Tartakiem opracowała model formacji dla małżeństw realizowanej w trzech kolejnych krokach rekolekcyjnych. Krzysztof Król /Foto Gość Justyna Wojtaszewska terapeuta rodziny. Ukończyła Akademię Liderów Komunikacji Małżeńskiej i Rodzinnej. Jest liderką zespołu ewangelizacyjnego Syjon. Wraz z ks. Zbigniewem Tartakiem opracowała model formacji dla małżeństw realizowanej w trzech kolejnych krokach rekolekcyjnych.

Krzysztof Król: Jak powstała Fundacja „Blisko Domu”, którą Pani kieruje?

Justyna Wojtaszewska: Założyliśmy ją wspólnie z przyjaciółmi z ruchu charyzmatycznego w 2016 roku. A ponieważ nasze drogi zawodowe bardzo mocno szły w kierunku specjalistycznego pomagania ludziom, to chcieliśmy zrobić coś więcej. Postanowiliśmy otworzyć fundację, która będzie działała w dwóch kierunkach. Oczywiście nie chcieliśmy rezygnować z akcji ewangelizacyjnych – i to nasz pierwszy kierunek, a drugi to specjalistyczna pomoc ludziom. Dlatego z jednej strony organizujemy czuwania, spotkania i rekolekcje, najczęściej przy sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju w Otyniu, a z drugiej strony pomagamy poprzez pracę terapeutyczną i psychologiczną z osobami indywidualnymi, małżeństwami oraz całymi rodzinami. W naszym działaniu skupiamy się na człowieku, który jest w rodzinie.

To stąd nazwa „Blisko Domu”?

Tak, mamy dwa założenia: chcemy być blisko domu, którym jest Kościół, i być blisko domu, który tworzy rodzina.

Ale to chyba niełatwa praca? Lubuskie to teren z jednym z największych wskaźników rozwodów.

Niełatwa, ale wdzięczna. Często przychodzą do nas małżonkowie z przekonaniem, że za moment się rozwiodą i nie da się już nic absolutnie zrobić. Ale kiedy zaczynamy pracować, to nagle okazuje się, że wszystko da się poskładać i wcale dom się nie zawalił, jedynie trochę popękały ściany. Po prostu musi się znaleźć ktoś, kto spokojnie popatrzy na to wszystko z boku i da odpowiednie narzędzia, zadania nie tylko do naprawy relacji, ale odkrycia jej nowego wymiaru. Ważne jest, aby poszukać pomocy i być otwartym na nią, bo zawsze jest jakaś droga.

Dziś chyba za mało robimy, także w Kościele, aby pomóc małżonkom pogłębiać relacje. Skupiamy się głównie na pomocy po „trzęsieniu ziemi”.

Dokładnie. Tworząc fundację, zauważyliśmy, że nie można czekać cały czas na to, aż sytuacja rodziny legnie w gruzach, i dlatego przygotowaliśmy rekolekcje oraz warsztaty dla małżonków, które uczą budowania relacji w związku. Nie tylko wtedy, gdy jest kryzys, ale kiedy chcemy się nauczyć bardziej siebie. Wszystko po to, aby bardziej zrozumieć drugą osobę, kochać ją i budować z nią trwalsze relacje. To jest niezwykle ważne, ponieważ my jesteśmy stworzeni do relacji, do relacji z Bogiem, drugim człowiekiem, ale też z samym sobą. Taka jest natura człowieka! Niestety współczesny świat tak kształtuje nasze życie, że obszar relacji jest bardzo zaniedbany. W przeróżnych naszych zadaniach gubimy to, co najważniejsze i czujemy się rozdarci, bo nasza natura tęskni do bycia z drugą osobą. Potrzebujemy jej, potrzebujemy kochać, potrzebujemy być w relacji małżeńskiej, potrzebujemy być w relacji rodzinnej. To jest jak tlen dla nas. Tymczasem we współczesnym pędzie straciliśmy czujność. Wszędzie musimy biec, nie mamy czasu. A relacji nie buduje się w pędzie.

Od czego więc zacząć budowanie relacji?

Uczymy, żeby najpierw zadbać o to, co jest nam najbliższe, czyli o zatrzymanie się w obecności. Po prostu, żeby ludzie mieli czas dla siebie. Ktoś mógłby powiedzieć, co to jest za filozofia – uczenie ludzi, że mają znajdować dla siebie czas. Ale to jest ogromny problem dzisiaj. Pierwsze, co robimy w terapii rodziny, to „krok powrotny”. On polega na tym, żeby codziennie znaleźć dla siebie chwilę na herbatę. Aby po prostu usiąść, spotkać się i porozmawiać. I jeśli będziemy systematyczni, to po pewnym czasie dostrzeżemy, ile ta herbata wniosła w nasze życie. Świat nas ciągnie w dziesięć różnych stron, ale nigdzie tak naprawdę nie jesteśmy w pełni. A my uczymy ludzi, że właśnie w domu mogą odnaleźć swoją pełnię. Od obecności wszystko się zaczyna! W małżeństwie, w rodzinie, ale też w spotkaniu z Bogiem. To jest podstawa. To zadanie dla każdego z nas.

Więc może to dobre postanowienie na resztę Wielkiego Postu?

To byłoby wspaniałe. Polecałabym to każdemu! Może zamiast po raz któryś z kolei rezygnować ze słodyczy, usiąść na pół godziny, aby wypić kawę i zjeść w końcu dobre ciasto z żoną, mężem.