Poligon

Marcin Jakimowicz

GN 14/2019 |

publikacja 04.04.2019 00:00

Często, gdy podchodzę do łóżka i pytam: „Aśka, gdzie jesteś?”, słyszę jej szept: „Na krzyżu”. Jestem jak osioł, który Go niesie. W niej.

Joanna i Wojciech Lewandowscy. Roman Koszowski /Foto Gość Joanna i Wojciech Lewandowscy.

Gdy trafiłem do Asi Lewandowskiej po raz pierwszy (kompletnie mnie nie znała, nie wiedziała, że wychodzę z kryzysu), szepnęła: „Widzę, że wychodzisz z wielkiego, gęstego, ciemnego lasu”. Usłyszałem kilka zdań na temat swojej historii. Ugięły się pode mną nogi. Identyczne doświadczenie miał mój kolega z pracy Franek Kucharczak, który również odwiedził Lewandowskich: „Wciąż jestem pod wrażeniem spotkania z pewną kobietą, którą miałem łaskę odwiedzić. Jej mięśnie zanikają, leży bezwładna pod respiratorem. Z jej ust dobywa się tylko szmer, ale z ruchu warg można się domyślić, co mówi. Patrząc na mnie, zapytała, czy zdarza mi się adorować krzyż. »Tak« – odpowiedziałem. Na to ona: »Jakie jest twoje miejsce pod krzyżem?«. To pytanie mną wstrząsnęło. Jak to możliwe, że kobieta tak odarta z tego, co ludzie uważają za niezbędne, tak uboga, że nawet oddechu własnego nie ma, jest jednocześnie tak mocna? Żadnego rozgoryczenia, żadnej pretensji. I ona pyta mnie o moją relację do Chrystusa, który cierpi”.

To w jej domu usłyszałem poruszające świadectwo Iwony, która po latach odnalazła tatę w pobliskiej… noclegowni: „W czasie drugiego spotkania Asia nagle powiedziała: »Iwona, upiecz ciasto i zanieś do noclegowni«. Zaczęłam bardzo płakać, a dziewczyny nie wiedziały, o co chodzi. »Mój tata – wybąkałam – jest w tej noclegowni«. Nikt nie miał o tym pojęcia!”.

Jedną nogą „tam”

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.