Ekstremalnie nieudany Wielki Post

Agata Puścikowska

GN 16/2019 |

Plany są ambitne i bardzo święte. Rzeczywistość bywa różna.

Ekstremalnie nieudany  Wielki Post

Pewna młoda mama skarżyła się ostatnio, że „co to za Wielki Post, gdy nie ma się siły nawet na piątkową Drogę Krzyżową”, nie mówiąc już o pełnym uczestniczeniu w Triduum Paschalnym. W „erze przed dziećmi” wyglądało to bowiem przykładnie i porządnie: Msze, nabożeństwa przez cały Wielki Post, a Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielka Sobota, wiadomo, w kościele. A potem Rezurekcja. Oczywiście wcześniej, nabożnie przeżyte, rekolekcje wielkopostne. A teraz co? Jeden maluch nie śpi po nocach, drugi przedszkolak ciągle chory, oszaleć można, a nie chodzić na nabożeństwa. Zmęczenie zalewa oczy, rozum… Nerwy też trudno utrzymać na wodzy.

Jaki to paradoks, że gdy człowiek jest już dojrzały i chciałby „uczciwie” przeżyć Wielki Post, to rzeczywistość skrzeczy w formie i treści ząbkującego ośmiomiesięczniaka… A tymczasem bezdzietne koleżanki przeszły ostatnio jedną z Ekstremalnych Dróg Krzyżowych. To dopiero przygotowanie do Wielkanocy! „A ja co? Ekstremalnie nieudany Wielki Post” – zakończyła młoda mama.

Nie ma sensu licytować się, czyj i jak przeżywany Wielki Post ma większy sens i jakie są tego przeżywania owoce. Bo owoce przychodzą czasem później i wcale nie liczy się ich odciskami na butach czy... liczbą nieprzespanych nocy. Chociaż faktycznie, z perspektywy wielu lat przy małych dzieciach, nieprzeliczalnych nieprzespanych nocy, stresu związanego z chorobami dzieci itd. można czasem mieć wrażenie, że żywot matki czy ojca to … ciągła ekstremalna droga. Czy też ekstremalne rekolekcje. I choć oczywiście warto starać się, by jednak uczestniczyć w kościelnych nabożeństwach, to czasem westchnięcie „Jezu, ufam Tobie”, gdy z bezsilności chce się wyć, ma wielką siłę i wielkie znaczenie…Nie istnieje Ekstremalnie Nieudany Wielki Post z prostego też powodu: nie ma przecież... idealnie przeżywanego Wielkiego Postu. Można mieć pewne wyobrażenia, dążenia, chęci i plany. Ale nawet gdy wszystkie te plany, z wielu przyczyn, nie powiodą się, nie oznacza to, że czas był stracony, źle wykorzystany. Bywa, że dopiero po latach okazuje się, jak w konkretnej sytuacji działa Bóg i w jaki sposób posługuje się naszą niemocą, słabością, zmęczeniem czy nawet frustracją.Nieprzespana noc numer sto pięćdziesiąt dwa bywa czasem doświadczeniem dużo bardziej ekstremalnym niż 50 km w nocy i w błocie. A nieprzespana noc numer sto pięćdziesiąt dwa, gdy westchnie się: „Boże mój, Boże, Ty nie próbuj mnie teraz opuszczać”, tym bardziej…

Alleluja! Już czas się cieszyć!•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.