Plany są ambitne i bardzo święte. Rzeczywistość bywa różna.
Pewna młoda mama skarżyła się ostatnio, że „co to za Wielki Post, gdy nie ma się siły nawet na piątkową Drogę Krzyżową”, nie mówiąc już o pełnym uczestniczeniu w Triduum Paschalnym. W „erze przed dziećmi” wyglądało to bowiem przykładnie i porządnie: Msze, nabożeństwa przez cały Wielki Post, a Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielka Sobota, wiadomo, w kościele. A potem Rezurekcja. Oczywiście wcześniej, nabożnie przeżyte, rekolekcje wielkopostne. A teraz co? Jeden maluch nie śpi po nocach, drugi przedszkolak ciągle chory, oszaleć można, a nie chodzić na nabożeństwa. Zmęczenie zalewa oczy, rozum… Nerwy też trudno utrzymać na wodzy.
Jaki to paradoks, że gdy człowiek jest już dojrzały i chciałby „uczciwie” przeżyć Wielki Post, to rzeczywistość skrzeczy w formie i treści ząbkującego ośmiomiesięczniaka… A tymczasem bezdzietne koleżanki przeszły ostatnio jedną z Ekstremalnych Dróg Krzyżowych. To dopiero przygotowanie do Wielkanocy! „A ja co? Ekstremalnie nieudany Wielki Post” – zakończyła młoda mama.
Nie ma sensu licytować się, czyj i jak przeżywany Wielki Post ma większy sens i jakie są tego przeżywania owoce. Bo owoce przychodzą czasem później i wcale nie liczy się ich odciskami na butach czy... liczbą nieprzespanych nocy. Chociaż faktycznie, z perspektywy wielu lat przy małych dzieciach, nieprzeliczalnych nieprzespanych nocy, stresu związanego z chorobami dzieci itd. można czasem mieć wrażenie, że żywot matki czy ojca to … ciągła ekstremalna droga. Czy też ekstremalne rekolekcje. I choć oczywiście warto starać się, by jednak uczestniczyć w kościelnych nabożeństwach, to czasem westchnięcie „Jezu, ufam Tobie”, gdy z bezsilności chce się wyć, ma wielką siłę i wielkie znaczenie…Nie istnieje Ekstremalnie Nieudany Wielki Post z prostego też powodu: nie ma przecież... idealnie przeżywanego Wielkiego Postu. Można mieć pewne wyobrażenia, dążenia, chęci i plany. Ale nawet gdy wszystkie te plany, z wielu przyczyn, nie powiodą się, nie oznacza to, że czas był stracony, źle wykorzystany. Bywa, że dopiero po latach okazuje się, jak w konkretnej sytuacji działa Bóg i w jaki sposób posługuje się naszą niemocą, słabością, zmęczeniem czy nawet frustracją.Nieprzespana noc numer sto pięćdziesiąt dwa bywa czasem doświadczeniem dużo bardziej ekstremalnym niż 50 km w nocy i w błocie. A nieprzespana noc numer sto pięćdziesiąt dwa, gdy westchnie się: „Boże mój, Boże, Ty nie próbuj mnie teraz opuszczać”, tym bardziej…
Alleluja! Już czas się cieszyć!•
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.