Jesteśmy Jego kaprysem

Marcin Jakimowicz

GN 20/2019 |

publikacja 16.05.2019 00:00

Po co Bogu człowiek? Miał za mało zmartwień z różnorodnymi przedstawicielami fauny i flory? Musiał sobie zafundować kilka miliardów dodatkowych „problemów” głośno wyrażających swoją niezgodę na rzeczywistość, tupiących nogami, krytykujących i załatwiających pobożne interesy?

Jesteśmy Jego kaprysem Roman Koszowski /foto gość

W czasie liturgii paschalnej podczas czytania o stworzeniu świata dotarła do mnie „oczywista oczywistość”: przecież On nas nie potrzebował! Od początku był samowystarczalny. Jest wspólnotą kochających się osób. Jesteśmy Jego kaprysem. Zapominamy o tym. Jesteśmy pewni siebie. Nie wyobrażamy sobie planety Ziemi bez aktywności „korony stworzenia”. Jak bardzo Bóg zaryzykował, stwarzając człowieka. Naraził się na szyderstwo, odrzucenie, kpiny, ukrzyżowanie…

Kowalski rozkoszą Boga

„Po co Bogu człowiek?” – zadałem to pytanie przyjaciołom i znajomym.

– Po co Bogu Michał Nikodem? Tak jak każdy człowiek... Dla przyjemności kochającego Boga! – odpowiedział dziennikarz i ewangelizator. – W najlepszym tego słowa znaczeniu! Dla Jego frajdy przeżywania osobistej więzi z człowiekiem, który dobrowolnie i bez strachu decyduje się kochać Boga i być Mu posłusznym. Żyje, ufając Bogu, i odwzajemnia, co od Pana dostaje. Bo sam jest przez Niego kochany. On jest jednocześnie i barankiem, i lwem. Majestat, władza, potęga. Z jednej strony kochający Abba, a drugiej Ktoś, kto stworzył przerażająco wielki wszechświat. Nasza planeta jest jak ziarenko piasku. A ty? Stoisz obok Taty i czujesz się przytulony, a jednocześnie wiesz, że Ojciec „ma pozycję”. Przytula cię, a jednocześnie jako Król szeptem rozkazuje demonom: „Milcz!”.

– Po co Bogu s. Bogna Młynarz? Dobre pytanie – uśmiecha się siostra Najświętszej Duszy Chrystusa Pana, doktor teologii duchowości. – Skoro nawet jeśli zrobię wszystko okay (nie zawsze tak wychodzi), powinnam powiedzieć, że jestem sługą nieużytecznym, czyli niekoniecznym, to wygląda na to, że to kaprys Boga! A mówiąc całkiem poważnie, ten „kaprys”, niepotrzebność ma w sobie bardzo słodki smak. Smak miłości. Bóg nie potrzebował człowieka, ale go zapragnął, by dzielić się nim miłością. Bóg jest miłością. A ona jest z natury rozlewna. No i rozlała się…

– Z teologicznego punktu widzenia to chyba jest tak: Bóg nie potrzebuje Adama Szewczyka. To Adam Szewczyk potrzebuje Boga – opowiada gitarzysta i kompozytor. – Ale jak w orędziu paschalnym śpiewam: „O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”, to czuję się wyróżniony. Zabrzmi przewrotnie: Bóg chyba jednak potrzebuje człowieka. Ktoś Go przecież musiał zabić. Człowiek pomógł Bogu jak nikt we wszechświecie objawić nieskończoną potęgę Jego kochania. Wina wielka. Ale miłość jeszcze większa.

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.