My, pielgrzymi

Agata Puścikowska

GN 33/2019 |

Gdy zaczyna się czas pielgrzymek, dawna znajoma z namiotu pisze: „To co, idziemy?”.

My, pielgrzymi

Trochę to pytanie przewrotne, bo z wielu powodów ani ona, ani ja iść nie możemy. Ale dobrze chociaż powspominać czasy i trasy, które w dużym stopniu ukształtowały dorosłe życie. Takie wspomnienia to czasem... bolą. Bo chciałoby się znów wyruszyć na trasę. Z drugiej strony przecież codzienne życie – w trudzie, w pracy, w nerwach, z dziećmi, z problemami – to taka właśnie pielgrzymka. Tylko nogi trochę mniej bolą…

Pielgrzymka piesza to dla wielu zaprawa do życia. Wcale nie tylko na rok. Trening przed tym, co trudne, co żmudne, co bolesne. I zawsze przecież, mimo bólu w drodze, na końcu czeka Matka. Bardzo to miłe, że współczesne pielgrzymki transmitują wydarzenia na trasie, wrzucają filmy i relacje na portale społecznościowe. To pozwala przyłączyć się, chociaż na chwilę, duchowo. Popatrzeć na ludzi, na znane miejsca. Współuczestniczyć, z jednej strony wirtualnie, z drugiej całkiem realnie – modlitewnie. Jeśli już nie można pieszo…

I na koniec informacja, która każdego, kto przeszedł chociaż dwa lub trzy dni trasy, wprawia w osłupienie. Oto ponad 90-letnia Włoszka idzie pieszo do Częstochowy. Z Włoch, oczywiście. Licząca 95 lat Emma Morosini idzie w indywidualnej pielgrzymce tysiąc kilometrów ze swego rodzinnego miasta Castiglione della Stiviere nad jeziorem Garda na Jasną Górę. To zresztą nie pierwsza jej piesza wyprawa. Wcześniej doszła już m.in. do Fatimy i do Lourdes – łącznie, na własnych nogach, pokonała… 30 tys. kilometrów.

Po co idzie? Włoskiej gazecie powiedziała, że w ten sposób realizuje swoje ślubowanie, które złożyła przed 28 laty w związku z poważną operacją. Poza tym wie, że „trzeba zawsze dziękować Matce Bożej”. „Idę przed siebie, dokąd się nie zmęczę, patrzę i podziwiam. A nocleg zawsze gdzieś znajdę” – mówiła pątniczka. W wózku na zakupy ciągnie kamizelkę, różaniec, najprostsze rzeczy. Nie spieszy się. Idzie. Daje radę. I tu posypały się wszelkie argumenty, że nie mogę, bo dom, bo praca, bo dzieci. Już nie mówiąc o… wieku. Jeśli starsza pani z Włoch idzie, to widać można. Oby szczęśliwie dotarła. Warto ją wesprzeć modlitewnie. Pani Emma, lat 95, zawstydziła dawnych pielgrzymów siedzących na kanapie. Więc może za rok? Albo chociaż na… emeryturze?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.