Święci od normalności

Aleksandra Pietryga

publikacja 14.10.2019 11:02

Byli młodzi. Mieli swoje marzenia, ideały, tęsknoty. Czasem nie zgadzali się z Bogiem, wykłócali się z Nim. Szturmem zdobywali niebo.

Święci od normalności pixabay

Dziewięcioletni Jaś, zmęczony całodzienną zabawą, zasnął na podłodze w kuchni. Przyśniło mu się, że stoi na rozległej łące. Wokół niego biegali chłopcy - jedni się bawili, drudzy śmiali, byli też tacy, którzy bili się i przeklinali. Chłopczyk we śnie rzucił się na nich z pięściami. "Przestańcie! - wołał. - Ja was nauczę dyscypliny!". Wtedy zobaczył obok siebie pięknego mężczyznę. "Nie tak - pouczył łagodnie chłopca. - Miłością i dobrocią pozyskasz ich serca". "Kim jesteś?", "Synem Tej, którą ty i twoja mama nazywacie Królową Nieba. Ona będzie twoją Nauczycielką. Mam wobec ciebie wielkie plany...".

Maluch obudził się. Jednak wspomnienie tego proroczego snu towarzyszyło mu do końca życia, także wtedy, gdy już jako dorosły kapłan, zakładał zgromadzenia salezjanów i salezjanek, a także oratoria dla młodzieży. Dziś znamy go jako świętego Jana Bosko.

Patron od niczego

Był nieślubnym dzieckiem hiszpańskiego arystokraty - rycerza oraz wysoko postawionego urzędnika i murzyńskiej służącej. Niełatwo było św. Marcinowi de Porres odnaleźć się w takich warunkach. Ojciec piął się po szczeblach kariery z daleka od rodziny, którą powołał na świat; nie interesowały go emocje dzieci (poza Marcinem na świecie była jeszcze jego młodsza siostra Juana); doprowadził do rozdzielania rodzeństwa; na koniec wyjechał do Europy, gdzie założył nową rodzinę. Co działo się w sercu chłopca? Jak poradził sobie z bólem odrzucenia? "Być może te rany serca kazały mu pochylać się później nad innymi cierpiącymi i pozostać skromnym człowiekiem gotowym do służby innymi" - zastanawia się werbista o. Józef Gwóźdź.

Piętnastoletni chłopak postanowił zostać zakonnikiem. W czasach, w których żył nie miał szans na przyjęcie święceń kapłańskich - uniemożliwiały mu to pochodzenie i ciemny kolor skóry. Zdecydował się na pracę w klasztorze dominikanów, jako zwykły służący bez ślubów, żyjący we wspólnocie zakonnej, ale pozbawiony jej praw. Dopiero po latach zakonnicy, widząc niezwykłe oddanie i rozmodlenia brata, udzielają mu zgody na profesję wieczystą, jako brata konwersa. Choć żył kilka wieków temu, może być patronem naszych zranionych relacji, niespełnionych ambicji i porażek. Świętym od pokory. "Ze swoich ran serca nie uczynił miejsca adoracji, nie użalał się nad sobą, ani nie chciał udowadniać ojcu, że świetnie sobie poradzi i zostanie kimś znanym, sławnym, cenionym. Wszystkie swoje rany oddał Jezusowi, a On przemienił je w perły".

Błogosławiona Maria Romero Meneses miała wszystko: szczęśliwy dom, kochających rodziców, wyjątkowe talenty muzyczne i plastyczne. Miała odwagę marzyć. Może być świętą od normalności. Patronką młodych ludzi, którzy chcą jak najlepiej wykorzystywać to, co otrzymali od Boga na Jego chwałę. Jako siostra Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych, przeszła przez życie radosna, uśmiechnięta, służąc biednym, zwłaszcza młodzieży, żyjącej na ulicy. Była zakochana w Matce Bożej. Jej powierzyła wszystkie swoje życiowe wybory i nigdy się nie rozczarowała.

Arcybiskup na kolanach

Kto słyszał o bł. Óskarze Arnulfo Romero Galdamezie? Żył nie tak całkiem dawno temu. Urodził się w 1917 roku w najmniejszym kraju Ameryki Środkowej - Salwadorze w bardzo ubogiej rodzinie. W młodości uczył się stolarstwa. Potrafił zrobić drzwi, stoły, krzesła, trumny. Później, mimo sprzeciwu ojca, wstąpił do seminarium duchownego. Okazało się, że jest zdolnym klerykiem, więc kontynuował studia nawet w Rzymie. Modlitwa była jego siłą i fundamentem życia. Z niej czerpał siły, dobry humor i niezwykłą mądrość, nawet wtedy, gdy został arcybiskupem w najtrudniejszym dla Salwadoru czasie - podczas wojny domowej, gdy tysiące ludzi było represjonowanych, więzionych, zabijanych, gdy tysiące rodzin cierpiało głód. "Głównym jego zadaniem stało się prowadzenie Kościoła tak, by pozostał wierny Ewangelii. Coraz bardzie angażował się w obronę praw człowieka, starał się bronić obywateli przed ich własnym rządem. Wygłaszał bardzo odważne kazania". W ostatnim swoim kazaniu mówił: "Kościół nie może milczeć wobec takiej niesprawiedliwości. (...) W imieniu Boga, w imieniu cierpiących ludzi, których płacz codziennie coraz wyżej wznosi się ku niebu, proszę was, błagam, rozkazuję wam: zaprzestańcie represji". Był rok 1980. Następnego dnia, podczas sprawowania Mszy św. w szpitalnej kaplicy, abp Romero został zastrzelony...

Te i wiele innych historii młodych świętych Kościoła znajdziecie w książce autorstwa ojca Józefa Gwoździa o patronach Światowych Dni Młodzieży w Panamie. "Nie urodzili się świętymi - pisze o nich o. Gwóźdź. - Takimi się stawali, współpracując z łaską Boga. Każdego dnia szukali znaków Jego obecności w życiu".