Nędzne usługi Planned Parenthood

Nowy numer 46/2019 |

publikacja 14.11.2019 00:00

O organizacji dostającej pół miliarda dolarów rocznie, inspiracji dla pracowników przychodni aborcyjnych i skutkach filmu „Nieplanowane” mówi Abby Johnson.

Nędzne usługi Planned Parenthood facebook.com/abbyjohnsonprolife

Jakub Jałowiczor: Co sądziła Pani o aborcji, kiedy pracowała Pani w Planned Parenthood?

Abby Johnson: Podjęłam tę pracę, bo wydawało mi się, że realnie pomagam kobietom w podjęciu najlepszego dla ich dalszego życia wyboru. Kiedy byłam młodsza, nie uważałam, że aborcja jest dla kobiety dobrym rozwiązaniem, ale skoro prawo na nią zezwala, to musi być OK. Wychodziłam z założenia, że lepiej, aby była legalna niż w podziemiu. Byłam przekonana, że Planned Parenthood naprawdę chce zmniejszenia liczby niechcianych ciąż, a co za tym idzie – zmniejszenia liczby aborcji. I pewna, że dobrze robię. Broniłam tego i wierzyłam w swoją pracę. Byłam prawdziwym adwokatem „wyboru”. Kłóciłam się z ludźmi stojącymi po drugiej stronie ogrodzenia. Przekonywałam o prawie do aborcji każdego, kto chciał mnie słuchać. Wspinałam się po szczeblach kariery w Planned Parenthood. W 2008 r. przyznano mi tam nagrodę Pracownika Roku. To było moje życie. Kochałam swoje zajęcie i ludzi, którymi się zajmowałam.

Opowiada Pani w swoich wspomnieniach o pracownikach Planned Parenthood, którzy twierdzą, że w zasadzie są przeciwni aborcji, ale przeprowadzają ją, bo czasem nie ma lepszego wyjścia. Inni przekonują, że pozbycie się dziecka to błogosławieństwo. Jak to właściwie jest – pracownicy organizacji aborcyjnych żyją w rozdwojeniu jaźni czy po prostu mówią każdemu to, co chce on usłyszeć?

Dostępne jest 26% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.