Czas mu nie uciekł

Barbara Gruszka-Zych

GN 51-52/2019 |

publikacja 19.12.2019 00:00

– Oparcie w rodzinie jest ważniejsze od wszystkich moich ról – mówi Franciszek Pieczka, który zagrał ich ponad pięćset. – Wnuki: Alunia, Ania, Tomek, Adrian, Aleksik i dwóch prawnuków – Filipek i Jeremek – to cały mój dorobek.

Franciszek Pieczka z synową Elizą, synem Piotrem i wnukami Anią i Aleksem. henryk przondziono /foto gość Franciszek Pieczka z synową Elizą, synem Piotrem i wnukami Anią i Aleksem.

Mówi tak, choć musi wiedzieć, że widzowie kochają odtwarzane przez niego postaci jak rzeczywistych ludzi i nie wyobrażają sobie bez nich kina. Gustlik, Jańcio Wodnik, święty Piotr, Stachu z „Rancza” – to tylko kilka ról, w których na swój niepowtarzalny sposób uzewnętrznia łagodność i siłę, humor i wiarę w sens świata. – Rodzice kochają swoje dzieci naturalnie, a dziadkowie jeszcze mocniej – mówi pan Franciszek. – W sypialni na szafie mam torbę słodyczy i wnuki zawsze mogą do niej sięgać. I chwała Bogu za to. Kiedy my w dzieciństwie chcieliśmy kupić na odpuście szkloki i kopalnioki, ojciec z matką nas upominali: „Nie róbcie tego rano, po południu będzie taniej”.

Jest najmłodszy z sześciorga rodzeństwa i pamięta, jakimi nauczycielami życia byli dla niego starsi. – Dziś nie ma tyle czasu na zatrzymanie, brak więzi, które mają wielką siłę – uważa. – Urodziłem się na Górnym Śląsku, w Godowie nad Olzą. Po każdej Mszy niedzielnej ciotki i wujkowie siadali w altance przy naszym domu i zaczynali opowiadać. Ciotka Milka, wujek Emrych, ciotka Marta, wujek Czarnota, wujek Tekieli, jeden i drugi. Chłonęliśmy ich refleksje, czując, jak zatrzymują czas.

Dziś wnuki doświadczają tego samego, słuchając jego historii. – Nieraz widziałem, jak moje koleżanki aktorki poświęcały się dla naszego zawodu, a czas ucieka i potem się okazuje, że już jest za późno na dzieci – mówi. Kiedy odwiedza się jego dom w Falenicy pod Warszawą, widać, że czas mu nie uciekł.

Zdarzenie Twoje

– Tu mam swój pokój i sypialnię oddzielone drzwiami od reszty domu – pan Franciszek zaprasza do swojej części na piętrze. – Mam dość mocno przytępiony słuch i to jest pewien komfort, bo jak wnuki sobie rozrabiają, to nic nie słyszę – śmieje się. W tym domu mieszkają razem od zawsze. Tu, od 1972 r., wychowywał się syn Piotr, bo córka Ilona przyszła na świat 16 lat wcześniej w Krakowie. – W ten sposób pogodziłem te miasta jak psa z kotem – uśmiecha się. – Dziękuję Bogu, że mam taki dom, opiekuńczą, głęboko wierzącą synową i dobrego syna.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.