Ojcostwo to misja nie byle jaka. A ci mężczyźni to wiedzą

Maciej Rajfur

publikacja 05.03.2020 19:57

Niektóre kobiety traktują ich jak kosmitów. Patrzą z przymrużeniem oka na tajemniczą grupę facetów, która zajmuje się czymś, co do tej pory było zarezerwowane tylko dla pań - spotkaniami o wychowaniu dzieci.

Ojcostwo to misja nie byle jaka. A ci mężczyźni to wiedzą Archiwum Wrocławskiego Klubu Ojca Spotykają się w różnych miejscach, nawet na placu zabaw. Aktualne informacje znajdziesz na profilu na Facebooku pod hasłem: Wrocławski Klub Ojca.

Grzegorz Kowal otrzymał kiedyś propozycję zmiany pracy na dużo lepiej płatną i odpowiadającą jego ambicjom. Musiałby jednak wyjechać z Wrocławia do Warszawy. Miał to być duży krok w jego karierze. A zatem - czemu nie?

W tym okresie na jednym ze spotkań Wrocławskiego Klubu Ojca rozmawiał razem z innymi o rożnych poziomach obecności ojca w życiu rodziny. I wówczas jeden z mężczyzn podzielił się swoją historią:

Ma czwórkę dzieci. Trójkę wychowywał razem z żoną w domu. Był na miejscu, ale podczas dorastania czwartego dziecka pracował już kilkaset kilometrów dalej. Mimo że codziennie rozmawiał z tym dzieckiem przez Skype i w weekendy poświęcał mu maksimum wolnego czasu, to nigdy nie miał tak dobrego kontaktu, jak z tą trójką, przy której po prostu był. I teraz tego żałował. Ocenił, że gra nie była warta świeczki. Stracił coś, czego nigdy nie odzyska.

- To mnie uderzyło i stwierdziłem, że nadszedł świetny moment, by uczyć się na błędach innych. Odrzuciłem intratną propozycję. Zostałem we Wrocławiu. Dzisiaj absolutnie tego nie żałuję - opowiada Grzegorz „Gościowi Niedzielnemu”.

Dodaje przy tym, że w klubie dowiedział się i nauczył, że nie chodzi tylko o obecność fizyczną. Jeżeli jesteś w domu, ale cały czas „gapisz się” w ekran telefonu, przeglądając Facebooka, albo oglądasz telewizję, to oczywiście lepiej niż wtedy, gdy cię w ogóle nie ma w domu, ale to jednak daleko do pełni szczęścia.  

- Dzisiaj widzę, jak wiele takich „zapychaczy” wkrada do naszego życia. Klub ojca nauczył mnie właśnie tej wrażliwości na różne poziomy obecności rodzina w życiu dziecka.  Oczywiście nie uważam, że każdy ojciec musi do nas przyjść, bo można być dobrym ojcem bez Wrocławskiego Klubu Ojca, choć muszę przyznać: z nami jest łatwiej! Bo możesz się uczyć na błędach innych - uśmiecha Grzegorz, dzisiaj już jeden z liderów WKO.

Co ciekawe, głównym kanałem marketingowym okazują się… żony. To one rozprzestrzeniają skutecznie informację o klubie. Pokazują to także statystyki profilu na Facebooku, gdzie ogłoszenia, co ciekawe, w większości trafiają do kobiet, które potem proponują klub ojca swoim mężom.

Czasem organizatorzy widzą w formularzu zgłoszeniowym dane mężczyzny, ale przysłane z adresu e-mail żony.

- Upewniamy się wtedy, czy mąż na pewno o tym wie, że chce przyjść na spotkanie klubu. To pokazuje, że kobiety chętnie wysyłają swoich mężów i mają na nich wpływ w tej kwestii - stwierdza Jakub Tarasiuk, wrocławski prekursor klubu ojca.

To właśnie z jego niedosytu zrodził się dzisiejszy klub. Mąż i ojciec dwójki dzieci razem z małżonką słuchał i czytał wiele o efektywnym wychowaniu oraz rodzicielstwie.

- Cały czas czegoś mi brakowało. Zastanawiałem się ponad rok. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję uporządkowania swojego wnętrza jako mężczyzna, mąż i ojciec. Jeśli te trzy strefy zostaną zbalansowane, będę się ze sobą dobrze czuł, a mając taki fundament, dzieci zrobią resztę same poprzez naśladowanie - tłumaczy Jakub.

W 2015 roku wziął udział w warsztatach inicjatywy Tato.net. Poszedł tam z myślą: „Czego ja tak naprawdę mogę się więcej dowiedzieć?”. Z żoną już od lat chodzili na różnego rodzaju spotkania o wychowywaniu dzieci, czytali literaturę na ten temat, rozmawiali, analizowali.

- Największą niespodzianką dla mnie był fakt, że wyszedłem stamtąd jako lepszy... syn. To był początek mojej drogi do porządkowania wnętrza w kontekście ojcostwa. Przeżyłem niesamowitą przemianę i na tym zacząłem budować - wspomina J. Tarasiuk.

Miesiąc po wspomnianych warsztatach otrzymał od Piotra Czekierdy z fundacji Rodzina i Przedsiębiorczość propozycję założenia klubu ojca. Z perspektywy czasu przyznaje, że zrobił świetny krok.

Najlepszą ocenę Wrocławskiego Klubu Ojca wystawiają uczestnicy, którzy wracają po latach i dają świadectwo swojej przemiany, poukładania relacji z dziećmi.

- Okazuje się, że zasiewamy ziarno, a ono może nawet kilka lat później zakiełkować w czyimś sercu czy umyśle i jednocześnie stanowić przyczynek do zmiany czyjegoś zachowania. Dlatego dzisiaj wiem, że warto to robić - stwierdza wrocławski prekursor klubu ojca.

Najpierw był bezsens

Grzegorz Kowal pamięta, że po tym, jak w 2013 roku urodził mu się syn Józef, z różnych źródeł zaczęły spływać do niego informacje o Wrocławskim Klubie Ojca, prowadzonym już przez Jakuba Tarasiuka i Piotra Czekierdę.

- Szczerze? Uważałem inicjatywę za bezsensowną i potrafiłem to sobie logicznie wytłumaczyć: jako pracujący ojciec i tak mam mało czasu dla syna na co dzień. Jeśli jeszcze będę chodził na jakieś warsztaty z ojcostwa, to w ogóle przestanę z synem spędzać czas. Po co mi ten paradoks - cytuje siebie sprzed lat Grzegorz.

Ostatecznie jednak skusił się i wziął udział w jednym spotkaniu. Wspomina, że 27 lipca 2015 roku wykład poprowadził Piotr Czekierda. Mówił o nawiązywaniu relacji, budowaniu więzi z dzieckiem. Młodemu ojcu otworzyło to oczy na parę aspektów ojcostwa, z których nie zdawał sobie sprawy.

- Poszedłem zachęcony drugi raz, temat znowu przypadł mi do gustu i zacząłem regularnie uczęszczać na spotkania. Odbywały się one raz w miesiącu. Zrewidowałem wówczas swój pogląd o marnowanym czasie. Uznałem, że to jednak dobra inwestycja w przyszłość - opowiada G. Kowal.

Przeszedł cykl warsztatów na podstawie książki Kena Canfielda „7 sekretów efektywnych ojców”. Zauważył, że chwile, które spędza z dzieckiem, a także z żoną, dzięki wskazówkom z klubu, zyskały na jakości.

- Po prawie trzech latach Jakub Tarasiuk zaproponował mi, żebym teraz aktywnie włączył się w organizację klubu ojca. I w ten sposób znalazłem się wśród liderów. Ucieszyłem się, że ktoś uważał, że mogę się przydać w projekcie, który ma sens. Widziałem efekty po swoim życiu - mówi Grzegorz, dzisiaj ojciec trójki dzieci.

Twardziele też gadają o relacjach

Na spotkania Wrocławskiego Klubu Ojca przychodzi po kilkanaście osób, czasem trochę więcej. Łącznie przewija się regularnie około 100 mężczyzn. Od takich, którzy dopiero spodziewają się pierwszego dziecka, do takich, co mają szóstkę pociech w domu. Organizatorom zależy przede wszystkim na wzajemnej wymianie doświadczeń, tworzeniu przestrzeni do dyskusji.

- To nie znaczy, że każdy, kto przyjdzie, musi się dzielić swoimi prywatnymi relacjami. Może tylko słuchać - zaznacza G. Kowal. Ojcowie uczą się od siebie nawzajem.

- Nie jest powiedziane, że ten, kto ma najwięcej dzieci i są one najstarsze, od razu ma największą wiedzę i praktykę. Zdarzało mi się usłyszeć świetną radę od mężczyzny, który ma jedno małe dziecko. Wdrożyłem to w domu i zadziałało rewelacyjnie - uzupełnia J. Tarasiuk.

Grupa tatusiów, która się uzewnętrznia, nie pasuje do kreowanego przez popkulturę powszechnego obrazu mężczyzny - niewiele mówiącego i pewnego siebie twardziela. To kobiety mają przecież naturalną skłonność, by rozmawiać o relacjach i wymieniać się swoimi odczuciami oraz emocjami. Mężczyźni najczęściej debatują między sobą o pracy, polityce, sporcie czy samochodach. Rzadko dotykają kwestii stosunków międzyludzkich.

- A jednak ojcostwo jest oparte na relacji z dziećmi. Dlatego klub ojca nas motywuje i umożliwia wymianę spostrzeżeń dotyczących naszego rodzicielstwa. Wyposażamy się tam w różne umiejętności, które nam pomagają poznawać i prowadzić nasze dzieci - informuje Jakub, jako jeden z liderów.

Wytyczyli trzy szlaki

Wraz z nowym rokiem Wrocławski Klub Ojca wprowadził nową formułę spotkań, dzieląc je na trzy działy.

- Ojcowie, którzy przychodzą do nas na spotkania, są na różnym etapie samoświadomości swojego ojcostwa i to nic złego, ale chcielibyśmy jeszcze bardziej dostosowywać treści do odbiorców. Dlatego proponujemy trzy ścieżki, które można realizować jednocześnie lub wymiennie - mówi Grzegorz Kowal.

Pierwsza forma jest najbardziej restrykcyjna. To spotkania pod okiem Jakuba Tarasiuka dla najbardziej świadomych i zapalonych, którzy mają za sobą spore doświadczenie. Obowiązują na nie zapisy, wymagają systematyczności i prowadzenia różnego rodzaju notatek oraz przemyśleń.

 Druga opcja, kierowana przez Grzegorza Kowala, jest swobodniejsza, mniej zobowiązująca i bez wiążących deklaracji. To jednodniowe warsztaty, spotkania z prelegentami, luźno ze sobą powiązane tematycznie. Gościli już na nich m.in. Tomasz Rożek, Dariusz Sztylka i Dariusz Cupiał.

 Trzeci cykl, któremu przewodzi Marek Zator, został stworzony na prośbę ojców, a chodzi o aktywne oraz kreatywne spędzanie czasu z dziećmi - warsztaty, treningi, gry i zabawy. W poprzednich dwóch formatach dzieci nie mogą uczestniczyć.

A poza tym wszystkim sami ojcowie spotykają się regularnie w ramach integracji na cotygodniowym graniu w piłkę koszykową i nożną w hali sportowej.

Nietypowi jak kosmici

- Niektóre kobiety traktują nas autentycznie jak kosmitów. Patrzą z przymrużeniem oka na jakąś tajemniczą grupę facetów, która zajmuje się czymś, co do tej pory było zarezerwowane tylko dla pań - spotkaniami o wychowaniu dzieci. Zaskakujemy ludzi, ale pozytywnie - przyznaje Grzegorz Kowal.

Michał Jasiewicz jest potrójnym ojcem i widzi, że klub nie stawia na to, żeby być idealnym, ale coraz lepszym rodzicem, żeby zadbać o swój rozwój w kontekście dzieci.

- Dzięki regularnym spotkaniom mam poczucie, że moje „ja” nie okazuje się najważniejsze, gdy przychodzę zmęczony z pracy. Każdy z maluchów mnie potrzebuje inaczej i dobrze, żebym swoją dość ograniczoną różnymi obowiązkami dobę wykorzystał z rodziną na maksa - opisuje 27-latek. Wrocławski Klub Ojca inspiruje go i pozwala odnaleźć potrzebną siłę psychiczną w wychowywaniu. Michał zyskał świadomość, czego naprawdę potrzebują jego pociechy.

- Czasem wśród mężczyzn panuje opinia, że przez pierwsze lata życia dzieci potrzebują jedynie matki, a ojciec może włączyć się intensywnie w ich życie dopiero później. To błędne przekonanie. Klub ojca otworzył mi oczy, że warto od samego początku walczyć o dobrą relację z dzieckiem - mówi dzisiaj M. Jasiewicz.

Niezwykle ceni sobie spotkanie z innymi ojcami, zderzenie się z ich opiniami. Widzi wtedy, że nie tylko on sam mierzy się z pewnymi trudnościami.

- Warto mieć stale na horyzoncie te najważniejsze wartości. A żeby ich z oczu nie stracić, musimy się odpowiednio formować - podsumowuje wrocławianin, zapraszając jednocześnie wszystkich ojców do podjęcia wyzwania, czyli dołączenia do klubu.