Coś nie dawało spokoju

Marcin Wójcik

publikacja 14.10.2010 08:00

Paulina, choć przepada za dziećmi i docenia wagę małżeństwa, wybiera dziewictwo. Nie wstępuje jednak do klasztoru, lecz pozostaje w świecie.

Coś nie dawało spokoju crazyegg95 / CC 2.0

Temat niełatwy: dziewictwo. To wyzwanie dla dziennikarza, bo o dziewictwie nie pisze się wcale, a jeśli już, to w kontekście Najświętszej Maryi Panny z Nazaretu. Ale jak o tej przeczystej cnocie pisać w kontekście panny Pauliny Kucińskiej z Ostrołęki koło Głowna?

Blisko pór roku

Kawa z mlekiem rozwiązuje języki. – Być może pijesz teraz mleko od moich krów – ni stąd, ni zowąd rzuca Paulina. – Najlepsza mleczna rasa to HF. Mieliśmy na spróbowanie jerseye, ale nie zdały egzaminu – za słabe i zbyt chorowite na nasze polskie warunki – tłumaczy. Okazuje się, że Paulina zna się na bydle jak stary hodowca i zasługuje na miano specjalisty zakładu doświadczalno-hodowlanego. Skąd tak specyficzna wiedza u 27-letniej dziewczyny? – W 2006 r. rodzice przepisali na mnie gospodarstwo, bo uważali, że tylko ja poprowadzę je z pasją. No i tak zostałam rolniczką. Mam 19 krów plus młodzież, czyli w sumie będzie tego z 30 sztuk. Rodzice myśleli, że w niedalekiej przyszłości przy gospodarstwie będzie mi pomagał mój mąż, którego szybko sobie znajdę. Warunek był jeden: nie może to być chłopak z gospodarstwem, bo wtedy na pewno zabrałby mnie do siebie – opowiada P. Kucińska. Paulina należy do tych ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia w mieście. Wieś i kontakt z ziemią, przyrodą, bliskość zmieniających się pór roku są dla niej czymś bezcennym. Poza tym szalenie kocha pracę na roli. Mówi, że odpoczywa tylko wtedy, kiedy piecze placki i przy krowach w oborze. – Tata traktował mnie jak chłopaka – śmieje się Paulina. – Od dzieciństwa jeździłam z nim na targ z prosiakami. Spośród pięciorga rodzeństwa ja najbardziej lubiłam pracę na gospodarstwie. Nasza bohaterka z pewnością nie chciałaby, abyśmy przypięli jej łatkę dziewczyny, która poza oborą świata nie widziała. Nic bardziej mylnego! – Jeszcze niedawno szalałam z siostrami na dyskotekach w okolicy – opowiada. – Jeździło się do Witoni, Skaratek, Domaniewic. Niejeden chłopak pytał mnie, czy nie zechciałabym z nim chodzić. Jak mi się spodobał, to chodziliśmy – dwa tygodnie, miesiąc, trzy... Po tym czasie – przeważnie z mojej inicjatywy – kończyliśmy chodzenie, bo coś mi nie dawało spokoju.

Modlitwa nie tylko w klasztorze

Sprawy wiary u Pauliny zawsze były postawione na pierwszym miejscu. Zresztą mówiła o tym chłopakom i zazwyczaj żadnemu to nie przeszkadzało. Szczególnym momentem był czas przygotowania do sakramentu bierzmowania. Wtedy jeszcze bardziej zaczęła zastanawiać się nad swoim miejscem w świecie. Myślała, że to będzie małżeństwo, ale pewności nie miała. Kilka lat później z pomocą przyszła grupa Chemin Neuf, założona przez ks. Adama Strojnego przy parafii św. Jakuba w Głownie. – Tam odkryłam głębię modlitwy – podkreśla. Zaczęły się wyjazdy na rekolekcje, na Msze św. o uzdrowienie u jezuitów w Łodzi. Po rekolekcjach ignacjańskich, których myślą przewodnią było rozeznanie powołania, wróciła do domu z decyzją. – Powiedziałam rodzicom, że postanowiłam żyć jako dziewica w świecie – opowiada Paulina. – Tata myślał, że coś mi się z głową stało, mama również nie wiedziała, co o tym myśleć, a o reakcji rodzeństwa nawet nie wspomnę. Ja jednak byłam pewna i uparta. Następnego dnia poszłam z rodzicami do księdza proboszcza z informacją, że chcę zostać dziewicą konsekrowaną. Ks. Stanisław Banach uszanował moją decyzję i napisał pismo do biskupa łowickiego, że jest w parafii takie powołanie – opowiada. Paulina rozpoczyna okres przygotowawczy, i po jego szczęśliwym zakończeniu, odbędzie się konsekracja. Będzie pierwszą dziewicą konsekrowaną w historii diecezji. – Nie muszę iść do klasztoru, żeby się modlić, choć pewno dla wielu byłoby to „normalniejsze”. Chcę pomagać ludziom, wokół których żyję. Będę ewangelizować, mówić o Panu tam, gdzie się znajdę. Nawet w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, dokąd jeżdżę po kolczyki i paszporty dla cielaków – wylicza Paulina, uśmiechnięta od ucha do ucha, jak szczęśliwie wydana panna.

*** Powyższy tekst pochodzi z łowickiego "Gościa Niedzielnego"