Natura nie wybacza

Agata Puścikowska

publikacja 20.09.2010 15:20

Jest jak powietrze – na pozór nie widać, nie słychać. Snuje się między matką, ojcem, babcią, a nawet rodzeństwem. Zatruwa. Syndrom poaborcyjny to powietrze zatrute.

Natura nie wybacza jamie neely / CC 2.0

Krystyna ma prawie pięćdziesiąt lat. Dwoje dorosłych dzieci, na własne życzenie zabitą Olę (15 tydzień) i jedno dziecko nastoletnie. Dlaczego Ola nie żyje? Parszywa historia z długami, brakiem mieszkania i uzależnieniem męża w tle. Gdy Krystyna szła na zabieg (wtedy można było przerywać ciążę do 12. tygodnia, więc zrobiła to prywatnie) była na dwieście procent przekonana. A mąż popierał. Odwrotu nie było. Biały gabinet, narkoza. Gdy się wybudziła, choć bolało fizycznie, czuła ulgę i spokój. Pójdzie do pracy, wróci do normalnego życia. Będzie dobrze.

Jakieś dwa lata później dobrze być przestało. Nie mogła spać. Potem jeść. I sypiać z mężem. Z miesiąca na miesiąc czuła coraz większy ból i rozpacz. Nawet nie chce teraz tego wspominać. Po roku trafiła do psychiatry. Diagnoza: silna depresja. Ostre leczenie farmakologiczne. Po trzech latach leczenia, walki o siebie i ze sobą, stanęła na nogi. Wybaczyła sobie (nie wie, czy do końca wybaczyła mężowi), przeżyła żałobę po Oli. Po siedmiu latach od aborcji urodziła kolejne dziecko. Jest szczęśliwa. Choć czasami śni się jej biały gabinet.

Ból niejedno ma imię

Historia Krystyny to jedna z wielu opowieści kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Nie wszystkie doświadczyły tak silnej rozpaczy. Ale większość mówi, że ofiarami zabiegu, nie były wyłącznie ich dzieci. – „Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy” – mówi znany aforyzm. Ta sentencja w szczególny sposób dotyczy skutków aborcji, a więc zabicia nienarodzonego dziecka – mówi prof. dr hab. Maria Ryś. – Kobiety bardzo różnie reagują po zabiegu, ale można mówić o dwóch podstawowych zespołach, jakie mogą ich dotknąć. Pierwszy to Post Abortion Distress (PAD), czyli zespół rozpaczy poaborcyjnej. Drugi to Post Abortion Syndrom (PAS), czyli syndrom postaborcyjny – wyjaśnia.

Według amerykańskich badaczy, PAD pojawia się w pierwszych trzech miesiącach po aborcji i trwa najczęściej do szóstego miesiąca po niej. Kobieta doświadcza bardzo ostrych reakcji – odczuwa ból fizyczny i psychiczny, ma poczucie straty, przeżywa liczne konflikty. Zespół ten występuje częściej u kobiet wierzących, wrażliwych moralnie, które (w bardzo różny sposób) zostały zmuszone do aborcji. Zespół PAS nie zależy natomiast od światopoglądu, czy wrażliwości moralnej kobiety. Jest powodowany zjawiskami fizjologiczno-psychologicznymi, związanymi z gwałtownym przerwaniem przemian zachodzących w organizmie matki, spodziewającej się dziecka. – Najczęściej zaczyna się kilka lat po zabiegu, często w okresie klimakterium, może go wywołać urodzenie następnego dziecka lub niemożność jego urodzenia – mówi prof. Ryś. – Kliniczne objawy to niepokój bez uświadomienia sobie przyczyny, niezadowolenie z życia bez obiektywnych przyczyn, brak sensu życia, poczucie beznadziei, depresja.

Jest, ale go nie ma?

Badania przeprowadzone w 1985 r. wśród kobiet, które dokonały aborcji w jednej z amerykańskich klinik pokazują, że dla 46 proc. z nich aborcja stała się przyczyną największego kryzysu życiu. Większość kobiet doświadczyło poczucia straty i goryczy, zamiast oczekiwanej ulgi. 48 proc. stwierdziło, że relacje z ojcem zabitego dziecka zmieniły się znacząco na niekorzyść lub wprost załamały się. U 33 proc. kobiet po zabiegu przerywania ciąży wystąpiły zaburzenia seksualne. 52 proc. odczuwało smutek.
W 1984 r. w Ohio przebadano 70 kobiet po wielokrotnych aborcjach. U większości z nich stwierdzono tendencje samobójcze, głębokie zaburzenia osobowości, a u 40 proc. występowały tzw. reakcje rocznicowe (poczucie bólu w rocznicę aborcji lub w rocznicę wyznaczonego terminu porodu). Natomiast badania opublikowane na Uniwersytecie Minnesota przez Annę C. Speckhard w 1985 r., które obejmowały kobiety od 5 do 10 lat po aborcji, wykazały, że 100 proc. z nich doświadczało smutku, poczucia utraty. 92 proc. przeżywało poczucie winy, a 85 proc. było zaskoczonych intensywnością smutnych przeżyć postaborcyjnych.  Skąd różnice w wynikach badań? – Ze sposobu formułowania pytań, z metodologii – mówi Nikoleta Broda, socjolog i położna, pracująca od prawie 10 lat z kobietami po aborcji. – Wszystko też zależy od tego, w jakim czasie po aborcji zostały one przeprowadzone. Często jest tak, że od razu po zabiegu relacje w rodzinie są poprawne, a kobieta funkcjonuje normalnie. Jednak w miarę upływu czasu, pojawiania się złych emocji, lęków, wzajemnych oskarżeń, zaczynają się konflikty i rodzi się kryzys. Z mojego doświadczenia wynika, że ogromna większość kobiet cierpi po aborcji. Jednak w różny sposób i z różną intensywnością. A środowiska feministyczne i tzw. pro-choice (opowiadające się za „prawem kobiety do wyboru”) negują istnienie syndromu poaborcyjnego, uważając go za wymysł psychologów chrześcijańskich, księży i szalonych dewotek.  – W nazewnictwie medycznym rzeczywiście nie istnieje termin „syndrom aborcyjny”. Używają go środowiska pro-life na określenie stanu, w jakim znajdują się kobiety po aborcji. Jednak negacja szerokiego spektrum negatywnych doświadczeń, które występują po urazie, jakim jest przerwanie ciąży, to zaprzeczanie faktom – mówi psycholog i terapeuta Andrzej Winkler, który pracuje z ludźmi doświadczonymi przez różnego rodzaju traumatyczne przeżycia i straty osobiste, w tym aborcję.  – Z syndromem poaborcyjnym jest tak, jak z zepsutym powietrzem: nikt go nigdy nie widział, fizycznie nie dotknął. A zatruwa wszystkich, do których dotrze: matkę, ojca, dziadków dziecka – dodaje Nikoleta Broda.

Ból nie tylko matki

Ból po stracie dziecka najczęściej i najmocniej odczuwa matka, ale dosięga on również innych członków rodziny. To nie powinno dziwić, bo kiedy do rodziców czy dziadków dociera, że za ich przyzwoleniem lub przez ich obojętność doszło do śmierci kogoś bliskiego, trudno żyć zwyczajnym życiem. Aborcja to sytuacja z pogranicza życia i śmierci. A przecież śmierć bliskiej osoby boli. Niezależnie czy miała ona 50, 5 lat, czy 5 tygodni. Nikoleta Broda dodaje, że aborcja wpływa również na żyjące rodzeństwo zabitego dziecka. Matki, które dokonały aborcji, żyjące dzieci traktują w bardzo różny sposób: są to zachowania oscylujące między uwielbieniem i nadopiekuńczością, poprzez emocjonalną oziębłość i dystans, aż do agresji. Wszystkie takie zachowania są destrukcyjne i mają zły wpływ na całe życie dziecka.

Paradoksalnie też ból po aborcji potęgują osiągnięcia współczesnej medycyny i techniki: osoby, które doświadczyły aborcji, często sięgają po zdjęcia dzieci w 6., 10., czy 12. tygodniu ciąży. – Matki widzą, że nie wyrzuciły z siebie zlepku komórek, tylko małego człowieka. Ojcowie, że pomogli zabić własnego syna czy córkę – mówi dr Winkler. Od kiedy aborcja stała się dostępna również w domowym zaciszu, sytuacja rodzin doświadczonych aborcją stała się jeszcze bardziej dramatyczna. – Kobiety, które dokonały aborcji w domu, zażywając ogólnodostępne farmaceutyczne środki wczesnoporonne, dokładnie widzą obumarłe dziecko, doświadczają namacalnie tego, co zrobiły – dodaje Nikoleta Broda. – Czasem towarzyszą im partnerzy: wspólnie uczestniczą w traumie, która wpływa na ich późniejsze życie. Czasem wspólnie płaczą nad ciałkiem dziecka, i nie wiedzą, co z nim zrobić.  Terapeuci pracujący z kobietami po aborcji obserwują też i odmienne zachowania. Niektóre kobiety po aborcji, udają że wszystko jest w porządku, starają się zapomnieć. To tzw. mechanizm wyparcia. Inne zaczynają działać na rzecz tzw. prawa do aborcji. – Kiedyś rozmawiałem z panią, która zabiła swoje nienarodzone dziecko świadomie i mówiła, że nie żałuje. Uważała też, że kilkutygodniowy płód to nie człowiek – opowiada dr Winkler. – Nawet po własnym zabiegu, ze względów ideologicznych opowiadała się za możliwością aborcji na życzenie. A jednocześnie, gdy opowiadała mi o swojej aborcji – płakała.