Rodzina drogą Kościoła

Rozmowa z kard. Franciszkiem Macharskim, Metropolitą Krakowskim

publikacja 04.11.2010 11:30

Rodzina dzieli los Jezusa. Jak On powinna być czytelnym znakiem! Wtedy będzie ostrzeżeniem, wyrzutem, przeszkodą zatracenia człowieczeństwa w człowieku.

Rodzina drogą Kościoła Romek Koszowski/Agencja GN

- Nawiązując do hasła IV Spotkania Rodzin w Manili, proszę o wyjaśnienie, w jakim sensie rodzina jest „dobrą nowiną dla trzeciego tysiąclecia”, lub inaczej mówiąc - nadzieją świata? Zwłaszcza w obliczu wielorakich kryzysów, które ją dotykają.

- Zbiega się tutaj kilka zagadnień. Prawdą najbardziej podstawową jest to, że rodzina ma być pierwszym adresatem Ewangelii. Ewangelia jest dobrą nowiną dla rodziny, ponieważ w niej jest zawarta odpowiedź na pytanie: kim jesteś rodzino? Pojedynczy człowiek, ale także społeczeństwo, a więc i rodzina, nie może żyć bez samoświadomości. Jeżeli człowiek nie wie, po co żyje, to wątpliwa będzie jakość takiego życia, a cóż dopiero jakość życia rodziny. W rodzinie sprawdza się to, co jest najbardziej ludzkie, najgłębsze i najbardziej wspaniałe. A więc wspólnota, a nie samotność. Wspólnota, bogactwo wspólnoty, której pełnią jest Bóg w Trójcy Świętej - to jest sens życia. To w niej spełnia się to, co najbardziej ludzkie, i to, co najbardziej twórcze. Spełnia się w miłości i dla miłości, z życia i dla życia. Bo to, kim jest rodzina, sprawdza się w małżeństwie. I obejmuje tę całość: i rodziców, i dzieci, i pokolenia następne.

Jeżeli rodzina przyjmie jako uzasadnienie swojego życia, istnienia, Dobrą Nowinę, wtedy może się stać dla świata znakiem czytelnym, znakiem pokazującym drogę; tę najautentyczniejszą formę drogi wziętą z Ewangelii, bo dzieło stworzenia zostało potwierdzone przez Świętą Rodzinę, a pierwszy czyn Jezusa skierowany został ku nowożeńcom. Sam Bóg tak chciał zbliżyć się do człowieka, że Jezus urodził się w rodzinie. W dzisiejszych czasach wielu jest zdania, że rodzina jest niepotrzebna. Więc Dobra Nowina konieczna jest na ten właśnie czas, na czas negacji rodziny i tego wszystkiego, co jej dotyczy: możliwości dawania życia dzieciom, bytu materialnego, a także troski o osoby, które już odchodzą. Starzec Symeon, należący do najstarszego pokolenia, kiedy wziął na swoje ręce Dzieciątko Jezus, powiedział: to jest znak, któremu sprzeciwiać się będą. I sprzeciwiali się aż do śmierci krzyżowej. A po zmartwychwstaniu sprzeciwiają się dalej. Rodzina dzieli los Jezusa. Jak On - jest, może, powinna być czytelnym znakiem! Wtedy będzie ostrzeżeniem, wyrzutem, przeszkodą zatracenia człowieczeństwa w człowieku. A więc - zapyta ktoś - może to niedobrze przyłączyć się do Jezusa, bo to ściąga na człowieka dodatkowe trudności? A jaka jest podstawowa trudność? To, że bycie znakiem kosztuje. Ale by pozostać wierną swemu powołaniu, rodzina musi za wszelką cenę być tym znakiem - pozostać sobą, pozostać rodziną, a nie tylko sposobem ułatwiającym bytowanie, jak hotel czy stołówka.

- W tytule: „IV Światowe Spotkanie Rodzin...” tym razem zabrakło członu „z Ojcem Świętym”. Czy przez fakt fizycznej nieobecności Jana Pawła II w Manili zmienia się dotychczasowy charakter tych spotkań?

- Jeżeli chodzi o frekwencję, to z pewnością nie wszyscy przyjechali, kiedy dowiedzieli się, że nie będzie Papieża. Fakt, że z krajów europejskich, poza Włochami, przyjechał tylko jeden kardynał, z Krakowa, ktoś mógłby tłumaczyć, że to pewnie i tak ze względu na Ojca Świętego. To wszystko prawda. Ale czy myśmy nie przeżyli tego właśnie w Krakowie pewnego czerwcowego dnia w roku 1999 na Błoniach, kiedy pewnie nikt z nas nie przypuszczał, że to jest możliwe, aby nieobecny był jeszcze bardziej obecny? Wtedy ta nieobecność Ojca Świętego była świadectwem Boga nieobecnego, niewidzialnego, niedotykalnego, a jednak obecnego. Nieobecny stał się dla nas bliższy. Tak sprawdziła się wiarygodność Ewangelii, że my wierzymy w Tego, którego się nie widzi.

- Proszę powiedzieć o swoich wrażeniach z pobytu w stolicy Filipin?

- Nigdzie na świecie nie widziałem tyle dobroci i życzliwości w każdym spotkaniu człowieka z człowiekiem, nie tylko we Mszy św. Gotowość ustąpienia miejsca, służby, pytanie o to, czy nie trzeba w czymś pomóc; gotowość nieograniczona do formułki, rytuału. Udało się Filipińczykom przyjąć zaproszonych gości, rodziny, z których większość przyjechała ze swoimi dziećmi. Dla nich zorganizowano oddzielny kongres, a kolejny dla starszej młodzieży. Radość budziła oczywistość, z jaką podjęty został trud zaopiekowania się wszystkimi pokoleniami, które mogły spotkać się w Manili. Także i czas pokongresowy, m.in. spotkania w parafiach budzą podziw dla kultury azjatyckiej. Zachwyca zwłaszcza służba drugim, wkomponowana w Liturgię, przyjęcie Ewangelii przez prastare ryty i obrzędy, przez tańce i gesty. Azja to świat wielkiej kultury i głębokiej religijności, z bardzo widocznym kultem Miłosierdzia Bożego.

- Wystąpienie Waszej Eminencji o duszpasterskiej trosce Kościoła o rodzinę wiąże się ściśle z wybranym przez Ojca Świętego hasłem IV Spotkania Rodzin...

- Już drugi raz byłem w Manili. Tym razem przybyłem tam ze słowami o rodzinie jako drodze Kościoła. To było świadectwo składane niejako w imieniu Kościoła w Polsce, w imieniu tych, którzy miłują rodziny. Świadectwo o tym, że trzeba zrobić wszystko, żeby rodzina mogła być sobą, ze względu na człowieka i na Boga. Co należy uczynić, żeby drogi ludzkie były drogami ewangelicznymi? Co należy zrobić, żeby droga rodziny była w gruncie rzeczy ewangeliczna? Co zrobić, żeby każda rodzina podjęła obowiązek, który wziął na siebie na przykład św. Franciszek z Asyżu? Będąc znakiem sprzeciwu, działał jak oczyszczające źródło we wspólnotach, począwszy od rodzinnej, aż po wspólnoty państwowe. Rodzina podejmująca trud życia Ewangelią, szczególnie mocno odczuwająca go we własnej wspólnocie, ale umiejąca również wyprowadzić z niego radość, potrafi z kolei dopomóc innym ludziom w dźwiganiu ich ciężarów.

- Jakie przesłanie ze spotkania rodzin w Manili płynie dla polskich rodzin?

- Nie ma innej drogi jak droga Ewangelii.


Rozmawiała Anna Osuchowa